Скачать книгу

w podłogę z miną, jakby właśnie zobaczyła ducha.

      – Pani Vidal, czy zna pani admirała Luisa Ávilę? – powtórzył pytanie Fonseca.

      Szok malujący się na twarzy Ambry nie pozostawiał żadnych wątpliwości, że kobieta zna mordercę. Po chwili kompletnego osłupienia mrugnęła dwukrotnie powiekami i jej wzrok zaczął odzyskiwać ostrość, jakby wybudzała się z transu.

      – Nie… nic mi to nazwisko nie mówi – wyszeptała, zwracając czarne oczy najpierw na Langdona, a potem na swojego ochroniarza. – Ale wiadomość, że admirał hiszpańskiej marynarki dopuścił się morderstwa, jest dla mnie wielkim szokiem.

      „Kłamie” – wyczuł Langdon, zastanawiając się, dlaczego próbuje ukryć prawdziwy powód swojej reakcji. „Nie mam najmniejszych wątpliwości, że rozpoznała nazwisko tego człowieka. Widziałem na własne oczy”.

      – Kto odpowiadał za listę gości? – zapytał, stawiając kolejny krok w jej kierunku. – Kto umieścił na niej nazwisko tego człowieka?

      Wargi Ambry zaczęły drgać.

      – Nie mam pojęcia.

      Pytania gwardzisty przerwała kakofonia telefonów komórkowych, które nagle rozdzwoniły się pod kopułą. Winston znalazł więc sposób, żeby przywrócić im łączność ze światem. Zawibrował też telefon w kieszeni marynarki Fonseki.

      Gwardzista sięgnął po aparat. Widząc na wyświetlaczu, kto dzwoni, wziął głęboki wdech i odebrał połączenie.

      – Ambra Vidal está a salvo – zameldował.

      „Ambra Vidal jest bezpieczna”. Langdon przeniósł spojrzenie na zrozpaczoną kobietę. Ona już na niego patrzyła. Przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem.

      Potem słuchawki ożyły i Langdon usłyszał głos Winstona.

      – Panie profesorze – szepnął. – Ambra Vidal dobrze wie, jak admirał Luis Ávila znalazł się na liście gości. Sama dopisała tam jego nazwisko.

      Langdon potrzebował chwili, żeby zrozumieć znaczenie tej informacji.

      „Ambra Vidal osobiście umieściła mordercę na liście gości?”

      „A teraz się tego wypiera?”

      Zanim jednak Langdon zdążył przetworzyć informację od Winstona, Fonseca wyciągnął rękę, wręczając swój telefon Ambrze.

      – Don Julián quiere hablar con usted – oznajmił.

      Kobieta jakby się wzdrygnęła.

      – Powiedz mu, że nic mi nie jest – odparła. – Zadzwonię do niego za chwilę.

      Twarz gwardzisty wyrażała bezgraniczne zdumienie. Zakrył dłonią aparat i szeptem powiedział:

      – Su alteza Don Julián, el príncipe, ha pedido…

      – Nie obchodzi mnie, że jest księciem – przerwała mu gniewnie. – Jeśli chce być moim mężem, to będzie musiał się nauczyć dawać mi czas, kiedy tego potrzebuję! Właśnie byłam świadkiem morderstwa i chcę mieć teraz chwilę dla siebie. Powiedz mu, że zadzwonię wkrótce.

      W oczach gwardzisty kłębiły się emocje niemal graniczące z pogardą. Mężczyzna odwrócił się i odszedł, żeby kontynuować rozmowę na osobności.

      Ta dziwna wymiana zdań wyjaśniła Langdonowi jedną zagadkę. „Ambra Vidal jest zaręczona z hiszpańskim następcą tronu?” Teraz rozumiał, dlaczego wszyscy traktowali ją jak celebrytkę i skąd u jej boku wzięli się żołnierze Guardia Real, choć z całą pewnością nie potrafiłby odpowiedzieć na pytanie, dlaczego kobieta nie chciała rozmawiać ze swoim narzeczonym. „Książę musi się zamartwiać na śmierć, jeśli widział w telewizji, co się stało”.

      Niemal w tej samej chwili Langdon doznał kolejnego olśnienia, tym razem uświadamiając sobie znacznie bardziej mroczną koincydencję.

      „Mój Boże! Ambra Vidal ma powiązania z pałacem królewskim w Madrycie!”

      Langdon poczuł zimny dreszcz, przypominając sobie pogróżki biskupa Valdespina skierowane pod adresem Edmonda.

      Rozdział 24

      Dwieście metrów od pałacu królewskiego w Madrycie, w katedrze Almudeny arcybiskup Valdespino na chwilę wstrzymał oddech. Nadal miał na sobie szaty liturgiczne i nadal siedział wpatrzony w monitor laptopa, zahipnotyzowany obrazami transmitowanymi z muzeum w Bilbao.

      „Media to wszystko pokażą!”

      O ile mógł ocenić, wszystkie światowe media oszalały. Główne stacje informacyjne zapraszały do studia autorytety w dziedzinie nauki i religii, spekulując na temat zapowiedzianych przez Kirscha rewelacji, podczas gdy wszyscy inni próbowali odpowiedzieć na pytanie, kto go zamordował i dlaczego. Zgodnym chórem twierdzono, że za śmiercią futurysty kryje się ktoś, komu zależało na tym, żeby jego badania za wszelką cenę nigdy nie ujrzały światła dziennego.

      Po dłuższej chwili refleksji Valdespino sięgnął po telefon komórkowy i wybrał numer.

      Rabin Köves odebrał po pierwszym dzwonku.

      – To potworne! – nieomal wrzasnął do aparatu. – Wszystko widziałem w telewizji. Musimy się skontaktować z władzami i poinformować o wszystkim, co wiemy!

      – Rabinie – mitygował go biskup spokojnym głosem. – Zgadzam się, że sprawa przybrała przerażający obrót, ale zanim zaczniemy działać, musimy się zastanowić.

      – Nie ma co się zastanawiać! – zaprotestował Köves. – Widać wyraźnie, że ktoś tu nie cofnie się przed niczym, żeby pogrzebać na zawsze odkrycie Kirscha. To rzeźnik! Jestem pewien, że ten sam człowiek zabił Syeda, a my jesteśmy następni na liście. Mamy moralny obowiązek, żeby ujawnić władzom, co przekazał nam Kirsch!

      – Moralny obowiązek? – kpiąco rzucił Valdespino. – Powiedziałbym raczej, że chcesz upublicznić tę informację po to, żeby ten ktoś stracił powód do uciszenia nas dwóch, ciebie i mnie.

      – Oczywiście, że nasze bezpieczeństwo jest tu ważne, ale mamy moralny obowiązek wobec świata! To prawda, że odkrycie Kirscha uderza w fundamentalne przekonania religijne, ale jeśli w moim długim życiu czegoś się nauczyłem, to tego, że wiara zawsze zwycięża, nawet w obliczu największych trudności. Dlatego jestem pewien, że wiara przetrwa i to, że ujawnimy rewelacje Kirscha.

      – Uważnie cię słucham, mój przyjacielu, słyszę zdecydowanie w twoim głosie i traktuję je z wielkim szacunkiem – powiedział w końcu biskup, zachowując taki spokój w głosie, na jaki tylko było go stać. – Chcę, żebyś wiedział, że jestem otwarty na dyskusję, a nawet na zmianę stanowiska w tej sprawie, ale błagam cię o jedno: jeśli mamy ujawnić to, co nam przekazał Kirsch, dokonajmy tego wspólnie. W świetle dnia. Z honorem. Nie w desperackiej reakcji na to potworne morderstwo. Zaplanujmy nasze wystąpienie, przećwiczmy je, nadajmy mu odpowiednią oprawę.

      Köves nie odpowiadał, ale Valdespino słyszał jego oddech.

      – Rabinie, najpilniejszą kwestią jest teraz nasze bezpieczeństwo – przekonywał biskup. – Mamy do czynienia z bezwzględnymi zabójcami. Jeśli staniesz się zbyt widoczny, bo na przykład skontaktujesz się z władzami albo pójdziesz do telewizji, to finał może być tragiczny. Martwię się przede wszystkim o ciebie. Ja mam ochronę na terenie pałacu, ale ty jesteś w Budapeszcie zupełnie sam. Nie ma już wątpliwości, że odkrycie Kirscha to sprawa życia i śmierci. Pozwól mi zadbać o twoje bezpieczeństwo, Yehuda.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст

Скачать книгу