Скачать книгу

nawet gdyby nie był moim bratem ciotecznym.

      – Nie dziwię ci się. Jest odważny, posłuszny…

      – Posłuszny? Nie mówiłbyś tak, gdybyś o północy wciąż nie mógł go zapędzić do łóżka.

      Eb błysnął zębami w uśmiechu.

      – Lubisz dzieci…

      – Och, tak – przyznała z zapałem. – Dlatego uwielbiam pracę nauczycielki.

      – Nie kuszą cię własne?

      Zaczerwieniwszy się, odwróciła twarz.

      – Kuszą. Kiedyś na pewno będę miała swoje.

      – Dlaczego kiedyś, a nie teraz?

      – Bo ledwo mogę sprostać obowiązkom, które na mnie spoczywają. Ciąża, zwłaszcza w obecnej chwili, byłaby komplikacją, z którą nie zdołałabym sobie poradzić.

      – Mówisz tak, jakbyś zamierzała wszystkim zająć się sama.

      Wzruszyła ramionami.

      – Istnieje coś takiego jak sztuczne zapłodnienie.

      Zacisnąwszy ręce na jej ramionach, Eb obrócił ją do siebie.

      – Jak byś się czuła, nosząc w sobie dziecko człowieka, o którym nic byś nie wiedziała?

      Przygryzła wargę. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiała. Na jej twarzy pojawił się wyraz zmieszania, niepewności.

      – Dziecko powinno być owocem miłości. Powinno powstać drogą naturalną, w łonie kobiety, a nie w probówce – kontynuował Eb. – Nie mam nic przeciwko probówkom, jeśli kobieta inaczej nie może zajść w ciążę, ale to zupełnie inna sprawa.

      Serce waliło jej jak młotem.

      – Ja… – Wzięła głęboki oddech. – Nie wyobrażam sobie tak intymnego kontaktu z jakimkolwiek mężczyzną – oznajmiła cicho.

      Zrezygnowany opuścił ręce.

      – Sally, nie możesz pozwolić, aby to, co się stało w przeszłości, miało wpływ na całe twoje życie. Wtedy, przed laty, chciałem utrzymać cię na dystans. Bałem się, że w przeciwnym razie pokusa okaże się zbyt silna. Że jej ulegnę. A ty byłaś jeszcze dzieckiem. – Oczy mu pociemniały. – Wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej, gdybyś miała chociaż odrobinę doświadczenia z płcią przeciwną, a ty… Na miłość boską, czy rodzice zabraniali ci chodzenia na randki, umawiania się z chłopcami?

      Pokręciła smutno głową.

      – Niby nie zabraniali, ale mama żyła w panicznym strachu, że zajdę w ciążę albo nabawię się jakiegoś paskudztwa. Cały czas o tym mówiła. Koledzy, którzy do mnie przychodzili, czuli się tak niezręcznie, że nigdy nie proponowali kolejnej randki.

      – Nie wiedziałem…

      – A czy to by cokolwiek zmieniło? – spytała posępnie.

      Chłodnymi palcami pogładził ją po rozgrzanej twarzy.

      – Tak. Gdybym wiedział, obszedłbym się z tobą o wiele delikatniej.

      – Chciałeś się mnie pozbyć…

      Potarł kciukiem jej wargę.

      – Pragnąłem cię do szaleństwa – rzekł ochryple. – Ale siedemnastoletnia dziewczyna, zwłaszcza wychowana w małym prowincjonalnym miasteczku, jest za młoda na romans z dojrzałym facetem. Zrozum, dzieliła nas zbyt duża różnica wieku. Trzynaście lat.

      Spróbowała spojrzeć na wydarzenia z przeszłości z jego punktu widzenia. Nigdy wcześniej tego nie robiła; zaślepiał ją ból, smutek, poczucie krzywdy. Popatrzyła Ebowi głęboko w oczy i po raz pierwszy, odkąd się znów spotkali, zobaczyła, że wspomnienia sprzed lat na nim również odcisnęły bolesne piętno.

      – Pogubiłam się – oznajmiła szeptem. – Szukałam ratunku. Ni stąd, ni zowąd rodzice oświadczyli, że się rozwodzą. Że sprzedają dom i wyprowadzają się z Jacobsville. Tata zamierzał poślubić Beverly, swoją studentkę. Mama uznała, że nie może zostać w mieście, w którym wszyscy wiedzą, że mąż ją porzucił dla młodszej. Niedługo później, żeby zachować twarz i dumę, wyszła za faceta, którego prawie nie znała. – Na moment Sally zamilkła. – Wiedziałam, że już nigdy więcej cię nie zobaczę. Chciałam tylko, żebyś mnie pocałował. – Przełknąwszy ślinę, oderwała wzrok od jego ust. – Coś mnie opętało…

      – Mnie też. – Obrócił jej twarz do siebie. – Zamierzałem poprzestać na pocałunku. Na lekkim, niewinnym całusie. Słowo honoru. – Odruchowo powiódł spojrzeniem w dół, ku piersiom dziewczyny, które niemal dotykały jego koszuli, po czym westchnął ciężko. – To one są wszystkiemu winne. Z ich powodu nie skończyło się na lekkim muśnięciu.

      Zmarszczyła czoło.

      – One? O czym mówisz?

      Potrząsnął zniecierpliwiony głową.

      – Naprawdę się nie domyślasz? – Zerknął nad jej ramieniem na drugi koniec sali, gdzie Stevie z zapałem uderzał w worek treningowy. Widząc, że chłopiec nie zwraca na nich uwagi, uniósł dłoń Sally i delikatnie przesunął nią po jej biuście. – Mówię o nich, o twoich piersiach.

      Zrobiła się czerwona jak burak. Jeszcze nikt tak szczerze nie rozmawiał z nią o widocznych gołym okiem oznakach pożądania.

      – Och, ty moje niewiniątko – szepnął z rozbawieniem Ebenezer.

      – A skąd mam czerpać wiedzę? – spytała gniewnie. – Nie czytam pornograficznych książek!

      – Powinnaś. Może ci kilka kupię. No i parę filmów… – dodał, obserwując emocje malujące się na jej twarzy.

      – Ty potworze…!

      Chwycił ustami jej górną wargę i wolno przeciągnął po niej językiem. Sally zesztywniała, ale nie odepchnęła go, nie zaczęła się wyrywać; przeciwnie, przysunęła się bliżej.

      – Pamiętasz, prawda, Sally? – Uśmiechnął się. – I wiesz, co następuje potem?

      Odskoczyła wystraszona i odnalazła wzrokiem Steviego, który wciąż się bawił na drugim końcu sali, niepomny obecności dorosłych.

      Ebenezer stał z uśmiechem na twarzy i spojrzeniem wbitym w biust dziewczyny. Skrzyżowała ręce na piersiach.

      – Przestań – warknęła przez zęby. – Też kiedyś byłeś naiwny i niedoświadczony. Nie urodziłeś się wszystkowiedzący.

      Roześmiał się pod nosem.

      – To prawda. Ale nie miałem mamy, która pilnowałaby mojej cnoty. Ojciec zaś był typowym wojakiem, człowiekiem brutalnym i bezwzględnym, który nigdy nie silił się na czułość czy delikatność. Korzystał z życia i z kobiet aż do samej śmierci. – Zamyślił się. – Powiedział mi kiedyś, że nie warto się żenić, że kobiety są po to, by dostarczać nam, mężczyznom, przyjemności.

      Przerażona wytrzeszczyła oczy.

      – Nie kochał twojej mamy?

      – Pożądał jej, ale ona nie zgadzała się na seks przed ślubem – wyjaśnił. – Więc się pobrali. Umarła, wydając mnie na świat. Mieszkali wówczas w małym miasteczku, tuż przy bazie wojskowej, w której stacjonował. Ojciec akurat przebywał służbowo za granicą. Mama zaczęła rodzić; pojawiły się komplikacje. Była sama w domu, bez pomocy. Kiedy zajrzała do niej sąsiadka, było już za późno na ratunek. Gdyby sąsiadka pojawiła się godzinę później, pewnie ja też bym nie żył.

      – Boże,

Скачать книгу