ТОП просматриваемых книг сайта:
Trudna miłość. PENNY JORDAN
Читать онлайн.Название Trudna miłość
Год выпуска 0
isbn 978-83-238-9487-2
Автор произведения PENNY JORDAN
Жанр Остросюжетные любовные романы
Издательство OSDW Azymut
Sir Anthony zrobił zaskoczoną minę. Ale zaskoczona poczuła się również sama Taylor. Zazwyczaj unikała rozmów, które dotykały spraw intymnych, ale postawa szefa i jego argumenty wydały się jej tak irytujące, że nie potrafiła stonować swojej reakcji.
– Bram miał niecałe piętnaście lat, kiedy tamto się stało. Zresztą bardzo nie lubi o tym rozmawiać.
– A jednak uczynił wszystko, by nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, że to nie on ponosi tu winę.
Wiedziała, że przesadza w swoim ataku na Soamesa, lecz niejako działo się to poza jej wolą.
– To nie Bram poinformował nas o tym, tylko jego ojciec. Był rozgoryczony i do żywego dotknięty sposobem, w jaki rodzice dziewczyny potraktowali jego syna. Martwił się o przyszłość Brama, która stanęła pod znakiem zapytania. Bram zawsze stawiał potrzeby innych ludzi przed własnymi.
Taylor wiedziała już, że marnuje czas i energię, wykręcając się od podjęcia współpracy z mężczyzną, którego dominacji tak bardzo się obawiała. Fatum pojawiło się w osobie sir Anthony'ego i nieubłaganie pchało ją na ścieżkę, którą ona, Taylor, zawsze starała się ominąć.
– Widzę – rzekł sir Anthony, uważnie lustrując jej twarz – że nie udało mi się zarazić cię entuzjazmem do tej współpracy.
– Chyba raczej nie – przyznała.
Nie widziała najmniejszego sensu w tłumaczeniu szefowi, że to nie Bram Soames budził jej strach, tylko mężczyzna w nim i mężczyźni w ogóle. Podobnie zresztą było z samym sir Anthonym, kiedy zaczęła tu pracować. Musiały minąć aż dwa lata, zanim w kontaktach z nim poczuła się swobodna i naturalna. To znaczy – zanim przekonała się, że uprzejmy i ciepły, choć może również lekko protekcjonalny stosunek szefa do kobiet jest naturalnym wyrazem jego osobowości, nie zaś zwodniczą maską, pod którą skrywa zaborcze i niecne zamiary.
– Spróbuj jednak trochę zmienić perspektywę i spojrzeć na tę sprawę z innej strony. Propozycja, którą ci złożyłem, to w moim przekonaniu wyróżnienie i swego rodzaju awans, nie zaś kara za niepopełnione grzechy. Wiem, jak lubisz swoją pracę, Taylor. Ale za dużo drzemie w tobie zdolności, zbyt bogatą wewnętrznie jesteś osobą, byś miała do końca życia przebywać wyłącznie w zamkniętej przestrzeni swojego ukochanego archiwum. Pora teraz na bardziej aktywne role. Jesteś piekielnie inteligentną osóbką; prezentujesz się, że już nie można lepiej; posiadasz rzadką zdolność przeprowadzania do końca swoich zamierzeń – wszystko to wręcz predestynuje cię, byś reprezentowała naszą organizację wobec szerokiej publiczności.
Zamarło jej serce. Najwidoczniej chciano, by oszalała ze strachu. Działanie publiczne, na oczach wszystkich, kontakty z ludźmi, udzielanie wywiadów środkom masowego przekazu – cała ta sfera aktywności wydawała się jej obca i groźna. W porównaniu z nią współpraca z Soamesem, której uprzednio tak się obawiała, była tylko fraszką-igraszką, drobną dolegliwością, ćmieniem zęba. Ostatecznie jeden człowiek to nie to samo, co krytycznie nastawiona „szeroka publiczność”.
– Dzięki za pochwały, ale nie widzę siebie w roli rzecznika prasowego.
– W każdym razie nikt lepiej od ciebie nie zna naszych potrzeb – powiedział sir Anthony. – Ten projekt, o którym przez cały czas mówimy, jest zbyt doniosłym przedsięwzięciem, by nie podporządkować mu osobistych uprzedzeń. Rozumiem, że ty i Bram możecie różnić się charakterami, jak również poglądami na wiele spraw, ale...
– Ale dla tej szczytnej idei powinnam się poświęcić, czy tak? – spytała, wykrzywiając wargi w cierpkim uśmiechu.
– Nie to chciałem powiedzieć. Po prostu uważam, że trochę fałszywie oceniasz Brama. On naprawdę da się lubić. Jest miły, uprzedzająco grzeczny i pełen najlepszych intencji. Większość kobiet... – przerwał, rozumiejąc, że wkracza na grząski teren.
– Pozwól, że sama dokończę. Większość kobiet powitałaby z radością szansę nawiązania bliskich kontaktów z mężczyzną przystojnym, bogatym i do wzięcia Czy to chciałeś powiedzieć?
W tym katalogu przymiotów nie umieściła jednej cechy, i to bodaj najistotniejszej. Wszystkie te bowiem walory i zalety, którymi mógł wykazać się Bram, współtworzyły jego potęgę. Kto jest potężny, jest też świadomy własnej potęgi. Kto posiada siłę, lubi jej nadużywać. A zatem jej współobcowanie z Bramem będzie z pewnością równoznaczne z przeciwstawianiem się jego potędze. Nie była to perspektywa, która mogłaby dodać jej skrzydeł.
– Ufam, że mam twoją zgodę, Taylor – usłyszała głos sir Anthony'ego. – Powiem Bramowi, żeby skontaktował się z tobą. Wiem, że dasz z siebie wszystko, by doprowadzić rzecz do pomyślnego końca.
Wstał i ona również się podniosła. Odprowadził ją do samych drzwi i na pożegnanie lekko uścisnął jej ramię, jakby pragnąc dodać otuchy.
Znalazłszy się w bezpiecznej przystani swojego gabinetu, Taylor zaczęła powoli odzyskiwać duchową równowagę. W końcu też powróciła jej zdolność chłodnej oceny faktów. Wiedziała już, jaki zasadniczy błąd popełniła w rozmowie z Anthonym. Powinna była bardziej zdecydowanie przeciwstawić się jego propozycji, a jeśli zaszłaby taka konieczność, posunąć się nawet do złożenia wymówienia.
Czy jednak faktycznie zdecydowałaby się na tak desperacki krok? Nie była osobą niezależną pod względem finansowym, a szansa znalezienia równie dobrze płatnej posady praktycznie równała się zeru. Poza tym lubiła swoją pracę. To już zresztą nie była praca, tylko jak gdyby rezerwat, azyl, w którym czuła się bezpieczna i chroniona przed niespodziankami i zawirowaniami życia. I miałaby, znajdując się w tak komfortowej sytuacji, zaczynać wszystko od nowa? Puszczać się na niebezpieczne wody poszukiwań? Narażać się na złośliwy przypadek? Zaufać ślepemu trafowi?
Przeklęty milioner! Że też musiał pojawić się i stanąć na jej drodze. A miała wszystko tak uporządkowane i dopięte na ostatni guzik. Swym pojawieniem się wprowadził chaos w jej życie. I co miało się narodzić z tego chaosu? Ot, jeszcze jeden komputerowy program. Tyle że, cholera, nie taki sobie zwykły komputerowy program, tylko prawdziwe cudo, które miało zmienić życie wielu ludziom, ludziom upośledzonym i nieszczęśliwym.
Ukryła twarz w dłoniach. Czuła, że oto znalazła się właśnie w przełomowym momencie życia. Miała porzucić swoją cichą, przytulną norkę, której półmrok tak lubiła, i wyjść na światło dzienne.
Wzdrygnęła się, gdy zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę. Nie zdziwiła się wcale, usłyszawszy głos Brama Soamesa.
– Dzień dobry, Taylor – powitał ją z bezpośredniością, której właśnie najbardziej się obawiała. – Mam nadzieję, że nie odbierzesz tego telefonu jako próby ponaglania i wywierania na ciebie nacisku. Anthony przyrzekł mi, że porozmawia z tobą o ewentualnej naszej współpracy, i byłem ciekaw, czy...
– Dopiero co wróciłam od niego – poinformowała go rzeczowym tonem.
Zapadła cisza, jak gdyby Bram gotował się do decydującego skoku.
– W takim razie zanim chwycimy byka za rogi, dobrze byłoby spotkać się i wstępnie przedyskutować pewne sprawy. Co powiesz na jutrzejsze popołudnie?
Przewróciła kartkę kalendarza. Strona z jutrzejszą datą okazała się dziewiczo biała.
– Przykro mi, w godzinach popołudniowych jestem zajęta.
Wstrzymała oddech.