Скачать книгу

że nie cofnie się przed niczym.

      Siostry na dobrą sprawę rozumiały się bez słów. Co nie oznaczało, że Joanna zamierzała całkowicie z nich zrezygnować.

      – Za mną – rzuciła władczym tonem, a potem odwróciła się.

      Brenczowie nie zwlekali i po chwili cała trójka zmierzała w kierunku znajdującego się nieopodal Jeziora Powsinkowskiego. Ścieżka okalająca je była jak grzęzawisko, ale okolica stanowiła idealne miejsce, by Joanna mogła rozmówić się z siostrą.

      – Co tu się dzieje, do kurwy nędzy? – wypaliła, kiedy oddalili się od domu.

      – Spokojnie… – zaczęła Magdalena.

      – Jestem spokojniejsza niż powinnam, zważywszy na okoliczności.

      – Nam akurat nie musisz o nich mówić.

      – Fakt – przyznała. – Ale wy najwyraźniej macie się z czego tłumaczyć. A konkretnie ty.

      Popatrzyła na jedno i drugie. Brenczowie wyglądali jak dwójka ćpunów, którzy dopiero co zaczęli odwyk. I nie chodziło wyłącznie o trzęsące się dłonie, bladą cerę, podkrążone oczy i rozbiegany wzrok. Oboje sprawiali wrażenie, jakby mieli zaraz wybuchnąć.

      Magdalena złapała siostrę za rękę.

      – Ja mam się tłumaczyć? – zapytała. – Tobie?

      – Jeśli chcesz, żebym…

      – Co ty sobie wyobrażasz? – rzuciła Magdalena. – Że coś uprawnia cię, żeby tak do nas mówić? Nasza córka została porwana, jakiś zwyrodnialec jej grozi, a ty masz czelność kazać mi się tłumaczyć? Z czego?

      Joanna uciekła wzrokiem w stronę jeziora, ale nie cofnęła ręki. Siostra ścisnęła ją jeszcze mocniej.

      – Z tego, że zrobię wszystko, żeby uratować moje dziecko?

      – Nie.

      – Wydaje ci się, że wiesz, co przechodzimy?

      Julian zbliżył się do żony i położył jej dłoń na ramieniu, ale ta zdawała się nawet tego nie odnotować.

      – Że rozumiesz choćby promil tego, co czujemy? – ciągnęła Magdalena coraz słabszym głosem. – Bo kilka razy zabrałaś ją do kina? Bo kupujesz jej pieprzone klocki z Gwiezdnych wojen i jesteś superciotką, z którą zawsze można pogadać o…

      – Daj spokój – włączył się Brencz, robiąc wszystko, by jego głos nie zabrzmiał konfrontacyjnie.

      Jego żona machnęła ręką, w końcu puszczając Chyłkę. Odwróciła się w stronę gęstego skupiska drzew przy wodzie i przez moment wszyscy milczeli.

      – Nie miałam wyjścia – odezwała się w końcu Magdalena, nieco się uspokajając. – Musiałam to zrobić.

      – Co? – dopytywała Joanna. – Co konkretnie?

      Ledwo trzymała nerwy na wodzy. Rozmowy z osobami w szoku zawsze wyglądały podobnie i doprowadzały ją do szewskiej pasji. Dziwiła się wszystkim tym ludziom, którzy zamiast szukać drogi wyjścia z sytuacji, zamykali prowadzące do niej drzwi i walili w nie głową.

      Właśnie to teraz robiła Magdalena, coraz dobitniej dostrzegając potrzask, w którym się znalazła. Wcześniej najwyraźniej jednak zadziałała – i zrobiła to znacznie skuteczniej od niej.

      – Co zrobiłaś? – zapytała Chyłka.

      Siostra wciąż się nie odwracała, a Julian obejmował ją ramieniem. W końcu to on posłał Joannie spojrzenie, które kazało jej sądzić, że za moment wszystkiego się dowie.

      – Nie mogliśmy siedzieć bezczynnie – zaczął. – Musieliśmy zrobić wszystko, żeby wyciągnąć tę dziewczynę z więzienia.

      – Wszystko? Co wyście odjebali?

      Nie ulegało dla niej wątpliwości, że coś lekkomyślnego. Podobnego zachowania spodziewałaby się bardziej po sobie niż po zawsze opanowanej i spokojnej siostrze. W takiej sytuacji być może jednak Magdalena upodobniała się do niej bardziej, niż sama byłaby to gotowa przyznać.

      – Dostaliśmy tę samą wiadomość, co ty – dodał Julian. – Esemesa z informacją, że jeśli nie wyciągniesz Kabelis, coś stanie się Darii.

      – Więc odezwaliście się do Awita?

      Chciała zadać cały szereg innych pytań, zanim jednak zaczęła, Magdalena w końcu na nią spojrzała i powoli podjęła temat. Mówiła o tym, że poznali się ze Szlezyngierem, gdy Chyłka leżała w szpitalu po wypadku. Utrzymywali później sporadyczny kontakt, ich relacje nie były specjalnie zażyłe, ale od czasu do czasu spotykali się na lunchu lub kolacji.

      Tyle wystarczyło, by Brenczowie pomyśleli o nim, kiedy desperacko szukali ratunku. Awit jawił się jako jedyna osoba, która może im pomóc. Nie dość, że miał środki finansowe, to jeszcze rozumiał doskonale, w jakiej sytuacji się znaleźli. Sam przez długi czas umierał ze strachu o córkę i był gotów zrobić wszystko, by ją odzyskać.

      – Powiedzieliście mu o porwaniu? – jęknęła Chyłka.

      – A mieliśmy wybór? – odparł Julian. – Było oczywiste, że nie zdążysz w porę.

      – I jeśli komuś w takiej sytuacji mogliśmy zaufać, to właśnie Awitowi. Przechodził przez coś podobnego.

      Joanna zapaliła papierosa, zaciągnęła się głęboko i wskazała przed siebie. Powolnym krokiem ruszyli w stronę niewielkiego placu zabaw, niemal pustego o tej porze.

      – To porządny facet – dodała Magdalena. – Nie wnikał, nie drążył, nie chciał narażać nas na większe niebezpieczeństwo. Po prostu powiedział, że pomoże. Jak nikt inny wie, co teraz przeżywamy i… myślę, że zrobiłby znacznie więcej, gdybyśmy tylko go o to poprosili.

      Chyłka przypuszczała, że nie odbierał telefonów od niej albo z obawy o to, że jej komórka jest na podsłuchu, albo dlatego, że wolał, by to siostra jej o wszystkim powiedziała. Wcześniej zaś musiał być zajęty tym, by w porę uiścić poręczenie.

      – Zdajecie sobie sprawę, na co ją naraziliście?

      Żadne z nich nie odpowiedziało.

      – Jeśli porywacz się o tym dowie, to…

      – To co? – przerwał jej Julian. – Naprawdę sądzisz, że tego nie przewidział?

      – Hm?

      – Do tej pory kontrolował każdy nasz ruch. Nasz, twój, Kordiana, właściwie wszystkich – ciągnął Brencz. – Z pewnością musiał przynajmniej dopuszczać, że tak postąpimy.

      Być może coś w tym było, uznała w duchu Chyłka. Przeciwnik rzeczywiście zdawał się wyjątkowo przewidujący i nie można było odmówić mu solidnego, wręcz perfekcyjnego przygotowania.

      Do cholery, kim mógł być ten człowiek? Czy naprawdę mogło chodzić o osobę, która oblała ją kwasem pod Skylight? O najbardziej wynaturzony wariant stalkera?

      – Musieliśmy zaryzykować – dodał Brencz.

      – I dobrze, że to zrobiliśmy.

      Joanna nie miała zamiaru wdawać się w oceny, nie w tej chwili, kiedy ostateczny rezultat nie był do końca pewny.

      – Co teraz? – spytała Magdalena.

      Chyłka sztachnęła się krótko i pstryknęła niedopałkiem w błoto.

      – Zażegnaliście jeden kryzys – powiedziała. – Ale prawdziwe problemy zaczynają się dopiero teraz.

      – W takim

Скачать книгу