Скачать книгу

się816 Zbyszko? co?

      – A, nie patrzyłam!

      – To przypatrzże mu się teraz, bo ci właśnie nadchodzi.

      Jakoż Zbyszko nadchodził rzeczywiście od wodopoju i ujrzawszy Jagienkę, przyśpieszył kroku. Ubrany był w łosi kubrak817 i okrągłą pilśniową818 myckę819, taką, jakich używano pod hełmy, włosy miał bez pątlika820, obcięte równo nad brwiami, a po bokach spływające w złotych zwojach na ramiona – i zbliżał się szybko, rosły, hoży821, do giermka z wielkiego domu zupełnie podobny.

      Jagienka odwróciła się całkiem do Maćka, aby przez to okazać, że tylko do niego przyjechała, lecz Zbyszko przywitał ją wesoło, a następnie wziąwszy jej rękę, podniósł ją do ust mimo oporu dziewczyny.

      – Czemu mnie w rękę całujesz? – spytała – czy to ja ksiądz?

      – Nie brońcie się! To taki zwyczaj.

      – A choćby cię i w drugą pocałował za to, coś przywiozła – wtrącił Maćko – nie byłoby nadto.

      – Co zaś przywiozła? – zapytał Zbyszko, rozglądając się po dziedzińcu, nie widząc nic więcej prócz wronego konia, który stał przywiązany do palika.

      – Wozy jeszcze nie nadeszły, ale przyjdą – odpowiedziała Jagienka.

      Maćko począł wymieniać, co przywiozła, niczego nie opuszczając, gdy zaś wspomniał o dwóch pościelach, Zbyszko rzekł:

      – Ja tam rad i na żubrowej skórze przylegam, ale dziękuję wam, żeście i o mnie pomyśleli.

      – To nie ja: tatulo… – odrzekła czerwieniąc się dziewczyna. – Jeśli wolicie na skórze, to niewoli nie ma.

      – Wolę, na czym wypadnie. Bywało, nieraz w polu, po bitwie, to się sypiało i z zabitym Krzyżakiem pod głową.

      – Alboście to zabili kiedy Krzyżaka? Pewno, że nie!

      Zbyszko, zamiast odpowiedzieć, począł się śmiać. Maćko zaś zawołał:

      – Bójże się Boga, dziewczyno, to ty jego nie znasz! Nic ci on innego nie czynił, jeno822 w Niemców bił, aże grzmiało. Na kopie, na topory, do wszystkiego gotów, a jak Niemca z dala dopatrzy, to choć go na powrozie trzymaj, tak się do niego rwie. W Krakowie chciał nawet w posła Lichtensteina bić, za co mało mu głowy nie ucięli. Taki to chłop! I o Fryzach823 dwóch ci opowiem, po których wzięliśmy poczet i łup tak godny, że za połowę tego można by Bogdaniec wykupić.

      Tu Maćko jął824 opowiadać o pojedynku z Fryzyjczykami, a następnie o innych przygodach, jakie się im przytrafiały, i czynach, jakich dokonali. Potykali się przecie zza murów i w otwartym polu z największymi rycerzami, jacy w cudzoziemskich krajach żyją. Bili w Niemców, bili we Francuzów, bili w Angielczyków i w Burgundów825. Bywali w zaciekłych wirach bitew, że z koni, z ludzi, ze zbroi, z Niemców i piór czynił się jakoby jeden kłąb. A czego to oni przy tym nie widzieli! Widzieli krzyżackie zamki z czerwonej cegły, litewskie grodźce826 drewniane i kościoły, jakich koło Bogdańca nie ma, i miasta, i srogie puszcze, w których nocami kwiliły powypędzane ze świątyń litewskie bożeczki, i różne, różne cuda; wszędzie zaś, gdzie do bitki przyszło, Zbyszko na przedzie, tak że dziwowali mu się najwięksi rycerze.

      Jagienka, przysiadłszy na kłodzie obok Maćka, słuchała z otwartymi ustami tego opowiadania kręcąc głową, jakby ją miała na śrubkach, to w stronę Maćka, to w stronę Zbyszka, i spoglądając na młodego rycerza z coraz większym podziwem. Wreszcie, gdy Maćko skończył, westchnęła i rzekła:

      – Bogdaj827 się to chłopakiem urodzić!

      Lecz Zbyszko, który przez czas opowiadania przyglądał się jej również bacznie, myślał w tej chwili widocznie o czym innym, gdyż niespodzianie rzekł:

      – Ale też z was kraśna828 dziewka!

      Jagienka zaś odrzekła, na wpół z niechęcią, a na wpół ze smutkiem:

      – Widzieliście wy kraśniejsze ode mnie.

      Zbyszko jednak mógł bez kłamstwa odpowiedzieć jej, że wiele takich nie widział, gdyż od Jagienki bił po prostu blask zdrowia, młodości i siły. Stary opat nie próżno mawiał o niej, że wygląda jak na wpół kalina829, wpół sosenka. Wszystko w niej było piękne: i wysmukła postawa, i szerokie ramiona, i piersi jak ze skały wykute, i czerwone usta, i modre oczki bystro patrzące. Była też przybrana staranniej niż poprzednio w lesie na łowach. Na szyi miała kraśne830 paciorki, kożuszek otwarty na przodzie, kryty zielonym suknem, spódnicę z samodziału831 w prążki i nowe buty. Nawet stary Maćko zauważył ten piękny strój i popatrzywszy na nią przez chwilę, zapytał:

      – A czemuś to się tak przybrała, jako na odpust?

      Lecz ona, zamiast odpowiedzieć, poczęła wołać:

      – Idą wozy, idą!…

      Jakoż, gdy wozy zajechały, skoczyła ku nim, a za nią poszedł Zbyszko. Wyładowanie trwało aż do zachodu słońca, ku wielkiemu zadowoleniu Maćka, który każdą rzecz z osobna oglądał i za każdą wysławiał Jagienkę. Mrok też już zapadał zupełny, gdy dziewczyna poczęła się zabierać do domu. Przy wsiadaniu na koń Zbyszko chwycił ją nagle wpół i nim zdążyła słowo wymówić, podniósł ją w górę i posadził na kulbakę832. Wówczas zarumieniła się jak zorza i zwróciwszy ku niemu twarz, rzekła przytłumionym nieco głosem;

      – Mocarny z was pachołek…

      On zaś, nie dojrzawszy jej rumieńców i zmieszania z powodu ciemności, roześmiał się i zapytał:

      – A nie boicie się zwierza?… już zaraz noc!

      – Jest na wozie oszczep… podajcie mi go.

      Zbyszko poszedł do wozu, wyjął oszczep i wręczył go Jagience:

      – Bądźcie zdrowi!

      – Bądźcie zdrowi!

      – Bóg wam zapłać! Przyjadę jutro alibo pojutrze do Zgorzelic pokłonić się Zychowi i wam za somsiedzką833 uczynność.

      – Przyjeżdżajcie! Radzi będziem! Wiśta!

      I ruszywszy koniem, znikła po chwili w przydrożnych krzach834.

      Zbyszko wrócił do stryja.

      – Czas wam do izby wracać.

      Lecz Maćko odrzekł, nie ruszając się z kłody:

      – Hej! co za dziewczyna! Aże podwórze od niej pojaśniało!

      – Bo pewnie!

      Nastała chwila milczenia. Maćko zdawał się o czymś rozmyślać, patrząc w ukazujące się gwiazdy, po czym znów rzekł jakby sam do siebie:

      – I przyszczypne835 to, i gospodarne, choć nie ma więcej nad piętnaście roków836

      – Ano! – rzekł Zbyszko – stary Zych miłuje ją też jak oko w głowie.

      – I mówił, że Moczydoły za nią pójdą, a tam jest w łęgach837 stadko świerzop838 ze źrebięty.

      – W borach moczydłowskich ponoś okrutne bagna?…

      – Ale żeremia839 bobrowe w nich są.

      I znów nastało milczenie. Maćko spoglądał czas jakiś z ukosa na Zbyszka, a wreszcie spytał:

      – Cóżeś się tak zapamiętał840? O czym rozmyślasz?

      – Bo… widzicie… po Jagience tak mi się Danuśka przypomniała, aże mnie coś w sercu zabolało.

      – Chodźmy

Скачать книгу