Скачать книгу

wchodź z nią w rozmowę” – uprzedzał ją Vaisra. „Bądź czujna. Pozwól, by to Daji się rozgadała”.

      Dziewczyna potrzebowała jeszcze tylko kilku minut. Czuła, że działanie opium słabnie. Wzrok jej się wyostrzył, a kończyny reagowały na polecenia bez chwili zwłoki. Wystarczyło, by Daji mówiła do momentu, gdy Feniks odpowie na wezwanie. A potem Rin mogła obrócić Pałac Jesienny w kupę popiołu.

      – Altan był taki sam – podjęła Daji w zadumie. – Wiesz? Przez pierwsze trzy lata podejrzewaliśmy, że jest niemową.

      Mało brakowało, a Rin potknęłaby się na bruku. Daji szła naprzód, jakby niczego nie zauważyła.

      – Na wieść o jego śmierci poczułam wielki smutek – powiedziała Daji. – Był dobrym dowódcą. Jednym z najlepszych.

      A ty go zabiłaś, stara kurwo! – Rin potarła opuszkami palców o siebie. Miała nadzieję wykrzesać iskrę, lecz łącząca ją z Feniksem więź wciąż była zablokowana.

      Jeszcze tylko chwileczkę.

      Daji skręciła za budynek i ruszyły w kierunku skrawka wolnej przestrzeni, nieopodal kwater służby.

      – Czerwony Cesarz wbudował w Pałac Jesienny sieć tuneli. Chciał mieć możliwość ucieczki z każdej komnaty do dowolnej innej. Zastanów się nad tym, był władcą wielkiego cesarstwa, a nie czuł się bezpieczny we własnym łóżku. – Daji przystanęła przy studni, zaparła się stopami o podłoże i mocno pchnęła pokrywę, która usunęła się do wtóru donośnego chrobotu. Wyprostowała się i otarła ręce o mundur. – Proszę za mną.

      Rin weszła za Daji do studni, w której ścianie wycięto wąskie, spiralnie skręcone schody. Cesarzowa zasunęła nad nimi kamienną pokrywę. Zalała je smolista ciemność. Wtem na dłoni dziewczyny zacisnęły się lodowato zimne palce. Podskoczyła, lecz Daji jedynie wzmocniła chwyt.

      – Przy pierwszej wizycie łatwo się tu zgubić. – Głos władczyni poniósł się głuchym echem. – Trzymaj się blisko.

      Rin próbowała liczyć zakręty – piętnaście, szesnaście – lecz wkrótce straciła orientację na dobre, mimo że widziała przecież plany i pamiętała rozkład pałacu. Jak bardzo oddaliły się od sali rady? Czy będzie musiała rozniecić w tym tunelu ogień? Po kilku kolejnych minutach marszu wyszły na powierzchnię i stanęły w ogrodzie. Nagła eksplozja kolorów okazała się mocno dezorientująca. Rin, zaciekle mrugając, rozejrzała się i zobaczyła bogatą kolekcję lilii, śliw i chryzantem. Kwiaty i drzewa rozsadzono wokół ustawionych szeregami rzeźb.

      Daji nie przyprowadziła jej do Ogrodu Cesarskiego. Ogród Cesarski urządzono na planie koła; ten z kolei otoczony był sześciokątnym murem. To musiał być prywatny dziedziniec. Nieoznaczony nawet na mapce. Rin nie miała pojęcia, dokąd trafiła. Nerwowo omiotła wzrokiem otoczenie, wypatrywała ewentualnych tras ucieczki, opracowywała najsensowniejsze trajektorie ruchów i taktykę zbliżającej się walki. Zwracała uwagę na wszystko, co mogła wykorzystać w charakterze broni, na wypadek gdyby nie odzyskała w porę ognia. Te młode drzewka sprawiały wrażenie kruchych – w ostateczności mogła odłamać gałąź i posłużyć się nią jak maczugą. Najlepiej byłoby zapędzić Daji pod przeciwległy mur. Wypatrzyła tam kilka obluzowanych brukowców, którymi mogłaby rozłupać głowę cesarzowej.

      – Wspaniały ogród, prawda?

      Rin uświadomiła sobie, że Daji czeka na reakcję.

      Nawiązując rozmowę, skoczyłaby prosto w pułapkę cesarzowej. Vaisra i Eriden po wielokroć przestrzegali przed manipulacyjnym talentem Daji, przed jej zdolnością do wpajania własnych myśli w cudze umysły.

      Jeżeli jednak nie zacznie w końcu mówić, cesarzowa się znudzi. A przecież jedynie skłonność Daji do igrania z ofiarami mogła zapewnić Rin więcej czasu. Musiała zatem podtrzymać konwersację do momentu odzyskania ognia.

      – Być może – odparła. – Nie jestem estetką.

      – Oczywiście. Ostatecznie studiowałaś w Sinegardzie. W tej kuźni prymitywnych pragmatyków. – Daji złożyła dłonie na barkach Rin i powoli obróciła dziewczynę dokoła, pokazując cały ogród. – Chcę cię o coś zapytać. Czy ten pałac wydaje ci się nowy?

      Rin powiodła spojrzeniem po sześciokątnym placu. Tak, to wszystko musiało być nowe. Wspaniałe budynki Pałacu Jesiennego, aczkolwiek zaprojektowane w stylu z epoki Czerwonego Cesarza, nie nosiły śladów upływu czasu. Kamienie były gładkie i wolne od rys, drewniane elementy lśniły świeżą powłoką farby.

      – Raczej nowy – powiedziała. – A nie jest?

      – Chodź za mną. – Daji ruszyła do niewielkiej furtki, otwierającej się w murze w dalszej części ogrodu. Pchnęła ją i zaprosiła Rin gestem na drugą stronę.

      Po tej stronie ogród wyglądał jak zadeptany stopami olbrzyma. Centralny fragment przeciwległego muru leżał w rozsypce, jakby zmieciony artyleryjskim ostrzałem. Między kępami wybujałej ponad miarę trawy leżały groteskowo zdeformowane postacie, posągi z pokruszonymi kończynami.

      Tych zniszczeń nie spowodował żaden naturalny proces. Tego musieli z premedytacją dokonać najeźdźcy.

      – Byłam pewna, że Federacja nie dotarła do Lusan – odezwała się Rin.

      – To nie dzieło Federacji – odparła Daji. – Ten zakątek ogrodu zniszczono siedemdziesiąt lat temu.

      – Więc kto…?

      – Hesperianie. Historycy z lubością skupiają się na Federacji, a mistrzowie w Sinegardzie skrzętnie tuszują kwestię pierwszych kolonizatorów. Dzisiaj nikt już nie pamięta, kto stał za wybuchem pierwszej wojny makowej. – Daji trąciła czubkiem trzewika głowę jednej z rzeźb. – Pewnego jesiennego dnia siedemdziesiąt lat temu hesperyjski admirał wpłynął w górę Murui i przemocą wdarł się do Lusan. Splądrował pałac, zrównał go z ziemią, polał ruiny olejem, a potem tańczył wśród popiołów. Pałac Jesienny przestał istnieć wieczorem tego samego dnia.

      – Ale dlaczego nie odbudowałaś ogrodu? – Oczy Rin wciąż sunęły po terenie. Mniej więcej jard od niej leżały w trawie grabie. Po tylu latach były z pewnością tępe i przerdzewiałe, lecz wciąż mogły się sprawdzić jako kij bojowy.

      – To pamiątka – odpowiedziała cesarzowa. – Został w tym stanie, abyśmy nie zapomnieli, jak głębokie było nasze upokorzenie. Byśmy pamiętali, że kontakty z Hesperianami nigdy nie kończą się dobrze.

      Rin nie chciała zbyt długo wpatrywać się w grabie. Daji mogła to zauważyć. Starannie zapamiętała ich pozycję. Leżały zwrócone zębami w jej stronę. Gdyby podeszła odpowiednio blisko, mogła je nacisnąć stopą i chwycić stylisko. O ile trawa nie okaże się zbyt wysoka… Chociaż to przecież tylko trawa, jeśli nadepnie odpowiednio energicznie, nie powinna mieć żadnych problemów…

      – Hesperianie od początku zamierzali tu wrócić – ciągnęła Daji. – Mugeńczycy osłabili nasz kraj za pomocą srebra płynącego właśnie z zachodu. Wyobrażając sobie agresora, widzimy oblicze Federacji, ale to Hesperianie i Bolończycy, konsorcjum zachodnich państw, posiadają rzeczywistą siłę. To ich powinnaś się obawiać.

      – Po co mi o tym wszystkim mówisz? – Rin powoli, nieznacznie zmieniła pozycję. Stanęła w ten sposób, by móc dosięgnąć grabi stopą lewej nogi.

      – Nie udawaj, nie jestem głupia – rzuciła ostro Daji. – Wiem, jakie zamiary ma Vaisra. Wiem, że dąży do wojny. Ja tymczasem próbuję ci pokazać, że nie tę wojnę należałoby stoczyć.

      Tętno Rin przyspieszyło w jednej chwili. To już, to teraz – Daji przejrzała jej plan, trzeba zaatakować, nieważne, że ogień jeszcze nie wrócił, trzeba chwycić grabie i…

      – Przestań!

Скачать книгу