Скачать книгу

życie. Nie miałem żadnych powodów, żeby uważać siebie i Jenny za wyjątkowych ludzi, którym się powiedzie i którzy unikną złego losu.

      Spojrzałem w prawo. James czekał na mnie na samym końcu budynku, w którym mieściły się sale gimnastyczne.

      Założyłem torbę na ramię i powiedziałem:

      – Idę w tę stronę.

      – A ja w przeciwną. Tak to już zwykle jest.

      Jej słowa zabrzmiały dziwnie. Od razu przypomniałem sobie, że nigdy nie widywałem jej podczas przerw ani w trakcie obiadu. Zapadała się wtedy pod ziemię zupełnie tak samo jak ja i James. Ciekawe, dokąd wtedy chodziła, gdzie miała swoją kryjówkę i czym się zajmowała.

      – Czytałeś Małpią łapkę?

      – Po raz pierwszy słyszę. To też Kinga?

      – Nie, to znacznie starsze opowiadanie, bardzo podobne do Smętarza. Myślę, że by ci się spodobało.

      – Brzmi nieźle.

      – Mam je w domu i mogę ci pożyczyć. Oczywiście jeśli chcesz.

      Niektórzy ludzie dodaliby jeszcze jakieś zastrzeżenie na wypadek odmowy. Chodziło o to, żeby uniknąć zakłopotania, gdyby oferta została odrzucona, ale Jenny wyglądała na całkowicie wyluzowaną, jakby moja reakcja nie miała dla niej większego znaczenia. Zrozumiałem, jak bardzo jest pewna siebie i jak dobrze czuje się we własnej skórze. Trudno było nie odnieść wrażenia, że świat zewnętrzny mógł dla niej nie istnieć, a chęć rozmowy ze mną powinienem potraktować jako coś w rodzaju dziwnego przywileju.

      ­– Jasne – powiedziałem. – Chętnie przeczytam.

      A potem poszedłem spotkać się Jamesem.

      Oraz oczywiście z Charliem i Billym.

      > <

      Po wypadku nasza czwórka zaczęła spędzać razem coraz więcej czasu.

      Nie do końca rozumiałem, dlaczego tak się stało, podobnie jak nie było dla mnie jasne, z jakiego powodu po konfrontacji z Hague’iem nie ruszyliśmy każdy w swoją stronę, tylko nadal trzymaliśmy się w kupie. To wszystko jedynie pozornie było dziełem przypadku, a tak naprawdę chodziło o Jamesa. Był zafascynowany Charliem, a ten umiejętnie podsycał jego zainteresowanie. W rezultacie bardzo się do siebie wszyscy zbliżyliśmy i staliśmy się prawie nierozłączni. W weekendy Charlie zabierał nas na długie spacery po lesie i opowiadał o duchach, a w szkole przesiadywaliśmy w sali C5b.

      Sala znajdowała się w piwnicy i prowadziły do niej schody zaczynające się na końcu głównego korytarza. Pamiętam na dole ciemną wnękę z przed­potopową windą, której zardzewiałe drzwi wyglądały tak, jakby miały się za chwilę rozlecieć. Na wyższych kondygnacjach nie było niczego podobnego, co oznaczało, że dźwig jeździł tylko w dół, możliwe że do kotłowni. Wyobrażałem sobie zawilgocone pomieszczenie z plątaniną skorodowanych rur.

      Na dole znajdowały się jeszcze tylko jedne drzwi, które prowadziły właśnie do sali C5b. Kiedyś musiała tu być zwykła klasa. Stały w niej rzędy zniszczonych, zakurzonych ławek, a z tyłu kilka wygodnych foteli. W środku panowała atmosfera przytulnej graciarni, w której zgromadzono używane meble z różnych epok. Szkolne władze zapomniały chyba o istnieniu tego pomieszczenia. Pewnie właśnie dlatego uznaliśmy, że to idealne miejsce dla naszej bandy. Spotykaliśmy się tam w czasie przerw, jedliśmy drugie śniadanie, gadaliśmy, a czasami braliśmy kredę i zapisywaliśmy na tablicy teksty piosenek naszych ulubionych zespołów – Nirvany, Pearl Jamu, Faith No More – które ścieraliśmy, dopiero gdy ktoś chciał nabazgrać coś nowego.

      Tego dnia Charlie i Billy już na nas czekali. Billy siedział rozwalony w fotelu i czytał jakieś czasopismo o broni i amunicji. Miał niezłego bzika na tym punkcie. Kiedy weszliśmy, na chwilę podniósł wzrok, żeby sprawdzić, kto to, a potem wrócił do lektury. Ciągle baliśmy się, że w końcu nakryje nas któryś z nauczycieli i stracimy tak dobrą kryjówkę. Charlie siedział za dębowym biurkiem, na swoim ulubionym miejscu w samym końcu sali. W ogóle nie zwrócił na nas uwagi. Był całkowicie skupiony na leżącym przed nim zeszycie. Trzymał długopis tuż nad papierem, jakby miał zamiar dopisać brakujące słowo.

      Ruszyłem z Jamesem przed siebie, klucząc między meblami.

      – Cześć, chłopaki. Jak leci?

      Billy wzruszył ramionami i zrobił posępną minę, jakby właśnie został przez kogoś zbesztany. Ponieważ często tak wyglądał, trudno było powiedzieć, w jakim naprawdę jest humorze. Charlie ciągle milczał, jednak kiedy podeszliśmy bliżej, zmarszczył czoło, a potem zapisał coś starannie w zeszycie.

      Usiadłem w fotelu naprzeciwko Billy’ego i wyjąłem pudełko z przygotowanym rano drugim śniadaniem. Uznałem, że nie ma sensu zaczepiać Charliego. Zdążyłem się przyzwyczaić do tego, że od czasu do czasu Charlie ostentacyjnie zachowuje się tajemniczo, żeby zwrócić na siebie naszą uwagę. Zabrałem się do jedzenia. James zrobił zaciekawioną minę i musiałem stłumić w sobie rosnącą irytację. Jak na mój gust, jego zainteresowanie stawało się niezdrowe. Ekscentryczne wyskoki Charliego sprawiały mi sporo radości, ale starałem się traktować je z przymrużeniem oka, podczas gdy James brał wszystko na poważnie. Z jakichś trudnych do wyrażenia powodów działało mi to na nerwy.

      Mój przyjaciel wreszcie nie wytrzymał i zapytał:

      – Co robisz, Charlie?

      – Ja też próbowałem się tego dowiedzieć. – Billy skrzywił się z niesmakiem, ale nie oderwał wzroku od lektury. – To rzekomo tajemnica.

      Charlie głośno westchnął, a potem odłożył długopis na biurko.

      – Żadna tajemnica – powiedział. – Po prostu muszę się skupić. Kiedy myślę o czymś naprawdę ważnym, nie lubię, jak ktoś mi przeszkadza.

      – Jezus Maria – jęknął Billy. – Przepraszam.

      – Ty też nie chciałbyś, żebym brzęczał ci nad uchem podczas lektury czegoś… pasjonującego.

      Billy zerknął na trzymany w rękach magazyn, po czym go zamknął.

      Charlie uśmiechnął się do Jamesa.

      – Właśnie pracuję nad dziennikiem snów.

      – Co to takiego?

      Charlie pokazał mu zeszyt.

      – Każdego ranka zapisuję to, co przyśniło mi się w nocy.

      Ugryzłem kanapkę i stwierdziłem z przekąsem:

      – Ale teraz nie jest ranek.

      – Nie powiedziałem, że robię to właśnie w tym momencie.

      Przełknąłem kolejny kęs i pomyślałem, że ten dupek znowu ma rację.

      – Nigdy nie pamiętam swoich snów – oznajmił James.

      – Tak jak większość ludzi. – Charlie odłożył notes. – Miałem dokładnie tak samo. Sny są przechowywane w pamięci krótkotrwałej i właśnie dlatego należy zapisywać ich treść zaraz po przebudzeniu, bo potem szybko się je zapomina i za żadne skarby nie da się ich odtworzyć.

      Skrzywiłem się zdegustowany. Charlie fascynował się rozmaitymi ezoterycznymi bzdurami. Przynosił do szkoły książki z dziedziny magii i demonologii, ale zawsze sądziłem, że robi to na pokaz, a nie dlatego że jest tym szczerze zainteresowany. W ten sposób starał się budować swój wizerunek. Pewnie byłby zadowolony, gdybyśmy wyobrażali sobie, jak wieczorami siada po turecku na środku wyrysowanego kredą pentagramu otoczonego świecami. Czułem jednak, że w tym wszystkim chodzi o coś więcej.

      – Co

Скачать книгу