Скачать книгу

oczy, uważnie mi się przyglądając.

      – Czy to sposób, by nie płacić za kurs?

      – Nie, przysięgam. Niech pan zawróci!

      Jezu, dlaczego zawsze spotykają mnie takie rzeczy?

      – Jest pani pewna? Już prawie dotarliśmy na miejsce – poinformował taksówkarz, wjeżdżając w wąską uliczkę.

      Wyjrzałam przez okno, by przyjrzeć się niewielkiej kamienicy. Jedna ściana przykryta była płaszczem bluszczu, a balkony zdobiły girlandy kolorowych kwiatów.

      – To tutaj? Pięknie tu – stwierdziłam w zachwycie.

      – Fakt – burknął z roztargnieniem kierowca. – A więc zostaje pani czy zawracamy?

      Zanim zdołałam odpowiedzieć, ktoś stanął przy drzwiach, zasłaniając mi widok. Już zamierzałam się odezwać, kiedy moim oczom ukazał się nikt inny jak mężczyzna z lotniska. Alex.

      Odsunęłam szybę.

      – Śledzisz mnie? – wypaliłam.

      – Tak jakby – odparł z rozbawieniem, bez cienia skruchy. – Nie musiałbym, gdybyś nie zostawiła tego. – Uniósł rękę, w której trzymał moją torebkę. – No więc… ten kolor nie pasje mi do butów, dlatego postanowiłem ci ją zwrócić.

      Spojrzałam na torebkę, próbując przypomnieć sobie, kiedy, w jaki sposób i gdzie ją zostawiłam.

      – Jak… – Nie potrafiłam zamaskować zdezorientowania. – Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać? – Zdezorientowanie zaczęło zmieniać się w przerażenie.

      – Słyszałem, jak podajesz swój adres kierowcy?

      – Pytasz mnie o to?

      – Nie wiem. A pytam?

      Szeroki uśmiech rozlał się na jego przystojnej twarzy. A mnie zalała fala gorąca.

      – Więc chyba już nie chce pani wracać na lotnisko? – wtrącił się zniecierpliwiony kierowca.

      – Nie, już nie ma takiej potrzeby. – Wysiadłam z taksówki, a następnie wzięłam torebkę od Aleksa i wyciągnęłam z niej banknot, który podałam taksówkarzowi. – Dziękuję.

      Mężczyzna skinął głową w naszym kierunku, po czym odjechał.

      – Jak twój dekolt? – zagaił Alex, rzucając okiem na mój biust.

      Najpierw poczułam złość, sadząc, że ma na myśli moje piersi. Po chwili jednak uświadomiłam sobie, że pyta o oparzenie. Czułam, jak wstyd wpełza mi na policzki, zabarwiając je na czerwono.

      – Nic mi nie będzie – wybąkałam skrępowana. – Już prawie nie boli.

      Jego obecność, spojrzenie, zapach wpływały na mnie w absurdalny sposób. Między nami znowu wytworzyło się napięcie. Nierealne wręcz przyciąganie. Coś, co było fascynujące, a zarazem straszne.

      Uniósł dłoń i odgarnął zabłąkany kosmyk z mojej twarzy, muskając przy tym delikatnie policzek. To mnie otrzeźwiło. Wzdrygnęłam się, robiąc krok w tył. Nie czułam się komfortowo, kiedy zachowywał się tak, jakbyśmy się dobrze znali, choć w rzeczywistości po raz pierwszy spotkaliśmy kilka godzin temu. A może nawet nie.

      – Zjedz dziś ze mną kolację. – Jego głęboki głos podrażnił wszystkie moje zakończenia nerwowe.

      To, co wydarzyło się od momentu wylądowania w Nowym Orleanie, było dla mnie abstrakcyjne. Miałam wrażenie, że to jakiś dziwny, pokręcony sen. Nie wiedziałam tylko, czy chcę się obudzić, czy wolę śnić dalej.

      Jego intensywne spojrzenie krępowało mnie i wzniecało dawno wygasły żar. Rzucił mi zadziorny uśmiech, przysuwając się do mnie i naruszając tym samym moją przestrzeń osobistą.

      – Robalu? – usłyszałam za plecami.

      Tak zwracała się do mnie tylko jedna osoba.

      Kiedy się odwróciłam się, zobaczyłam biegnącą w moją stronę kuzynkę.

      – Jessica… – wyszeptałam, czując ciepło rozlewające się po sercu.

      Przystanęła kilka centymetrów przede mną, na jej twarzy malowała się cała paleta uczuć: od radości po dezorientację. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Czy wypadało mi ją objąć? A może powinnam podać jej rękę? Zanim zdołałam podjąć jakąś decyzję, wciągnęła mnie w swoje ramiona, ściskając tak mocno, że zabrakło mi tchu.

      – Tak bardzo się cieszę, kuzyneczko. – Głos jej się załamał.

      Uniosłam dłoń i poklepałam ją delikatnie po plecach.

      – Ja również – wychrypiałam, walcząc z grudką emocji, która utworzyła się w moim gardle.

      Stałyśmy w objęciach jeszcze przez chwilę. Czułam się dziwnie skrępowana, ale szczęśliwa. To moja rodzina. Jedyna, jaką miałam. Jedyna, która się mnie nie wyrzekła i nie wyrzuciła ze swojego życia.

      Kiedy się ode mnie odsunęła, ogarnęła spojrzeniem całą moją sylwetkę. Dostrzegłam w jej oczach przeplatany współczuciem smutek. Nie podobał mi się sposób, w jaki na mnie patrzyła. Wiedziałam, że nie jestem już tą samą osobą, że nie wyglądam jak dziewczyna, którą zapamiętała. Poczułam się źle i wbiłam wzrok w złączone ze sobą dłonie.

      – Dobrze wyglądasz – przerwałam ciszę, która z każdą chwilą stawała się coraz bardziej uciążliwa.

      – Oj, wiem. – Zaśmiała się cicho, chwytając mnie za ręce i delikatnie zaciskając na nich swoje szczupłe palce. – Aż za dobrze – zażartowała. – Jak minął ci lot?

      – Sam lot był w porządku, reszta nieco bardziej problematyczna, ale nie warto zaprzątać sobie tym głowy – odpowiedziałam. – Mieszkasz w naprawdę ładnym miejscu – dodałam szybko, chcąc skierować rozmowę na inny tor.

      – Racja.

      Spojrzała przez ramię. Zanim jej wzrok powrócił do mnie, zatrzymał się na mężczyźnie stojącym nieopodal z rękoma wsuniętymi niedbale w kieszenie jasnych dżinsowych spodni.

      – Jasna cholera! – wypaliła Jessica, puszczając mnie i energicznie odwracając się w stronę Aleksa. – O mój Jezusie… zaraz skonam. O ja cię pierdzielę!

      Na twarzy Aleksa pojawił się dziwny grymas.

      – Zdecydowanie nie, a do Jezusa mi daleko – powiedział sucho.

      – Przepraszam. Po prostu… rany… Nie spodziewałam się spotkać kogoś takiego jak ty. Jesteś fenomenalny. O cholera jasna, nikt mi nie uwierzy. Gdzie ja, do diabła, mam aparat? – nawijała jak szalona.

      Rzuciła się do swojej pokaźnych rozmiarów torby i zaczęła w niej grzebać. Po chwili przerzucania rzeczy z jednej strony na drugą znieruchomiała.

      – Zaraz, zaraz. – Zatrzymała się, przenosząc wzrok z niego na mnie. – Czy wy się znacie? – Wytrzeszczyła ze zdziwienia oczy.

      Jej zachowanie było dla mnie niezrozumiałe. Przez krótką chwilę zastanowiłam się nawet, czy aby na pewno dobrze zrobiłam, przyjeżdżając tutaj. Jessie zdawała się przejawiać oznaki niepoczytalności.

      – Nie do końca – powiedziałam zgodnie z prawdą. – Alex uratował mnie z opresji na lotnisku. To wszystko.

      – Alex… – powtórzyła przeciągle, nie spuszczając ze mnie wzroku.

      – Przepraszam – zreflektowałam się natychmiast, że ich sobie nie przedstawiłam. – To Alex O’Dell. – Uniosłam dłoń, wskazując niebieskookiego. – A to moja kuzynka Jessica.

      – Miło mi cię poznać. – Wyciągnął

Скачать книгу