Скачать книгу

(niemal!) niemożliwą, ponieważ dopuszcza myśl, że sukces to niekoniecznie tylko wygrana.

      Nie mamy tu na myśli podejścia „Daliśmy z siebie wszystko!” typowego dla drużyny piłkarskiej sześciolatków. Można bez końca wymieniać przykłady osób, które nie osiągnęły wyznaczonego celu, ale w drodze do porażki dokonały czegoś wielkiego, czasem nawet zmieniając świat. Karteczki samoprzylepne powstały, ponieważ pewien chemik próbował stworzyć bardzo mocny klej, ale mu się nie udało. Wilson Greatbatch wynalazł rozrusznik serca – chciał zbudować urządzenie do pomiaru rytmu serca, ale prototyp mu nie wyszedł. Porażka Hillary Clinton w wyścigu o fotel prezydencki przygotowała grunt dla innych kobiet, które rekordowo licznie zaczęły kandydować w wyborach i zdobywać stanowiska. Tak więc tzw. post-ity, rozruszniki oraz potężna fala kobiet podbijających amerykańską politykę to wszystko przełomowe rezultaty czyjejś porażki na innym polu.

      To najbardziej wymagająca forma pozytywnego przewartościowania, a ponadto wcale nie eliminuje bólu po porażce czy stracie. Okazanie sobie życzliwości i współczucia, a także przejście do końca cyklu reakcji stresowej to elementy dochodzenia do siebie po takim niepowodzeniu. Innym elementem jest też jednak rozpoznanie niezamierzonych pozytywnych skutków porażki.

      Jak nie traktować swojej Kontrolki

      Rozwiązywanie problemów na podstawie planu oraz pozytywne przewartościowanie to strategie adaptacyjne, które zwykle działają i niosą za sobą minimalne ryzyko niechcianych konsekwencji. Istnieją też inne strategie radzenia sobie ze stresem, które niekoniecznie pomagają, a niektóre są wręcz destrukcyjne. Takie strategie, zwane dezadaptacyjnymi, to między innymi bezskuteczna konfrontacja, tłumienie stresu i unikanie. Często uciekamy się do takich strategii, kiedy tracimy panowanie nad sytuacją i rozpaczliwie pragniemy odzyskać kontrolę.

      Bezskuteczną konfrontację można wyrazić jako: „Nie poddawałam się i walczyłam!”. Wytrwałość jest zasadniczo ważna i bywa całkiem skuteczna, ale nie kiedy się stresujemy i tracimy panowanie nad sytuacją. Kiedy walczysz dalej nawet wtedy, gdy czujesz się przytłoczona, to już nie jest bohaterska potyczka – raczej stoisz przyparta do muru i otoczona ze wszystkich stron. Lepiej wtedy poprosić o pomoc.

      Tłumienie stresu to inaczej: „Nie przejmuję się tym”. Jeśli coś jest ważne, powinnaś się tym przejmować! Powinien uruchomić się cykl reakcji stresowej. Udawanie, że nie czujesz stresu, uniemożliwia ci poradzenie sobie z nim – a z rozdziału 1 wiemy już, jak to się kończy. Jeśli zauważysz, że zachowujesz się tak, jakby wszystko było w porządku, choć w głębi serca cierpisz, to też powinnaś poprosić o pomoc.

      Unikanie może przybierać różne formy. Na przykład: „Czekałam na cud”, co pozwala się zrzec osobistej odpowiedzialności za wprowadzanie zmian. Albo: „Jadłam tak długo, aż przestałam cokolwiek czuć” – to znieczulenie. Obie te strategie bywają przydatnymi rozwiązaniami prowizorycznymi, kiedy przytłaczają nas stres, zmartwienia, frustracja, wściekłość czy rozpacz. Czasem trzeba się znieczulić Netflixem i kubełkiem lodów. Emily prowadziła kiedyś zajęcia o przechodzeniu cyklu do końca i o tym, jak ważne jest odczuwanie emocji. Jedna z uczestniczek zapytała:

      – Czy to dotyczy też na przykład opieki nad rodzicem umierającym na raka? Czy to źle, jeśli czasem chcę po prostu się wyłączyć i cały dzień oglądać Dumę i uprzedzenie?

      Ależ skąd! Czasami trzeba odciąć się od świata, zatrzasnąć drzwi i pozwolić sobie poczuć się spokojnie i bezpiecznie – o ile to nie jest jedyne, co robisz. Potraktuj to jako strategię przetrwania na krótką metę. Oprócz tego potrzebujesz jednak planu oraz poczucia, że zmagania też mają swoją wartość.

      Prawdopodobnie najczęściej stosowaną reakcją dezadaptacyjną na zgryzoty jest „przeżuwanie”. Tak jak krowa gryząca trawę, tak my przeżuwamy swoje cierpienie, mielimy je w kółko, wgryzamy się, żeby wyssać ból do ostatniej kropelki. Jeśli zauważysz, że twoje uczucia i myśli obsesyjnie wracają do sprawy, przez którą cierpisz, poszukaj pomocy.

      – Wiesz, dlaczego ludzie przestają się o siebie troszczyć? – zwróciła się Julie do Amelii, otwierając pudło z cukierni ze słodkim tortem czekoladowym. Ukroiła spory kawał. – Kiedy pomalujesz najbardziej zapyziałą ścianę w pomieszczeniu, pozostałe zaczynają wyglądać jeszcze gorzej. Powiedziałaś, że trzeba przepracować stres, a to nie to samo, co zajęcie się stresorem. Posłuchałam twojej rady, a teraz zastanawiam się nad rozwodem i to właściwie przez ciebie. Smacznego! – Podsunęła Amelii talerzyk z plastrem ciasta.

      – Że niby co? – zapytała Amelia.

      „Że właśnie to”: Julie przez miesiąc uczyła się rozpoznawać stresory występujące w jej życiu, a potem przechodzić do końca cykl reakcji stresowej. To wystarczyło, żeby zauważyła, że jedną z najczęstszych przyczyn stresu był jej mąż Jeremy.

      – Zaczęłam zauważać, ile wysiłku kosztuje mnie zajmowanie się jego emocjami – tłumaczyła – i ile stresu dokłada mi jego stres. W zeszłym tygodniu był recital uczniów w szkole Diany, powiedziałam Jeremy’emu, że musimy się zbierać, a on zaczął jęczeć i narzekać na to „rzępolenie dzieciaków”, więc próbowałam poprawić mu samopoczucie. Jasne, ja też wolałabym poświęcić trzy godziny życia na coś innego, ale trzeba jechać. No to powiedziałam: „To wyjątkowa chwila. Zobaczymy naszą córkę na scenie”, próbowałam pokazać mu plusy sytuacji. A wiesz, co on na to? „Możesz mnie zmusić, żebym tam poszedł, ale nie zmusisz mnie, żeby mi się podobało”. „Zmuszać” go? „Zmuszać”?! Chodzenie na takie występy to właśnie rodzicielstwo! Dlaczego mam go „zmuszać” do bycia rodzicem?! I dlaczego ciągle muszę go pocieszać? Mnie nikt nie pociesza, muszę to robić sama! Sama muszę szukać jasnych stron nieprzyjemnych sytuacji. Muszę się uczyć nie narzekać na rzeczy, które mi się nie podobają albo których nie chcę doświadczać w życiu. Wieczorem się o to pokłóciliśmy i powiedział mi: „Jeśli nie chcesz czegoś robić, to nie rób. Nie próbuj mnie przekonywać. Nie szukaj plusów. Jeśli chcesz narzekać, to narzekaj!” – opowiadała Julie. – Tak więc zrobiłam. Zwykle odruchowo robiłam wszystko sama, bo on nie robi takich rzeczy jak zmywanie, pranie czy mycie blatów w kuchni, ale teraz zaczęłam narzekać. Nigdy nie zgadniesz, jak się to skończyło. Po tygodniu powiedział: „Co jest z tobą nie tak? Ciągle tylko narzekasz i krytykujesz! Jesteś taka negatywna!”. Ja niby jestem negatywna! Wyobrażasz sobie? Ja mu na to: „Kazałeś mi narzekać, kiedy chcę narzekać. Miałam się nie przejmować twoimi uczuciami. A skoro tak, to mówię ci, że włączenie zmywarki to nie jest posprzątanie w kuchni – ciągnęła. – A on mi na to… trzymaj się mocno. Powiedział, że jeśli chcę, żeby coś było zrobione po mojemu, to muszę to robić sama.

      – I stąd te myśli o rozwodzie – domyśliła się Amelia.

      – Tyle że czasem jest super. Jest cudownie – odparła Julie. Zjadła kolejny kęs tortu, popiła ciemnym piwem i podjęła wątek: – Wiesz, że automaty do gier są zaprojektowane tak, żeby uzależniać? Zwykle tylko połykają pieniądze, ale od czasu do czasu coś wypłacą, niewiele, ale dość, żeby poczuć, że warto grać dalej. Tak właśnie jest z moim małżeństwem – stwierdziła Julie. – Więc rzucam to. Nie wiem, co rzucam, nie wiem, na jak długo, ale rzucam. Rzucam wszystko poza tortem czekoladowym.

      To normalne, że zmiana jest trudna. Czasem musi się pogorszyć, zanim się poprawi. Czasem rozwiązanie jednego problemu generuje inny. Czasem nawet najlepsza organizacja i najbardziej pozytywne nastawienie nie wystarczą, żeby uratować małżeństwo. Czasem – jak Julie miała się wkrótce przekonać – żeby uratować małżeństwo, trzeba uratować siebie.

      Kiedy się poddać

      Kontrolka ma wbudowany punkt zwrotny, w którym dochodzi do weryfikacji oceny celu z „osiągalnego” na „nieosiągalny”. Może się okazać, że miotasz się

Скачать книгу