ТОП просматриваемых книг сайта:
PONIEWAŻ CIĘ KOCHAM. Гийом Мюссо
Читать онлайн.Название PONIEWAŻ CIĘ KOCHAM
Год выпуска 0
isbn 978-83-8215-144-2
Автор произведения Гийом Мюссо
Жанр Любовно-фантастические романы
Издательство OSDW Azymut
Nicole dała mu telefon komórkowy, baterię i ładowarkę.
– Gdybyś zdecydował się zadzwonić do Connora albo gdybym ja chciała się z tobą porozumieć…
Kiedy Mark pchnął drzwi wyjściowe, śnieg już nie padał i nad miastem wstawał błękitny świt. Jak tylko stąpnął na obsypanym śniegiem chodniku, w magiczny sposób, zza pojemników na śmieci wyłonił się czarny labrador. Szczeknął cicho. Mark z wdzięcznością podrapał go po łbie. Pochuchał w dłonie, żeby je rozgrzać, zarzucił torbę na ramię i skierował się ku Mostowi Brooklińskiemu.
Nicole, stojąc na progu, patrzyła na mężczyznę swego życia, który zanurzał się w porannej mgle. Wybiegła na środek ulicy.
– Nie umiem bez ciebie żyć! – krzyknęła.
Mark był jakieś dziesięć metrów od niej. Słysząc Nicole, niczym ogłuszony bokser zatrzymał się i odwrócił do niej. Bezradnie rozłożył ręce i znikł za rogiem.
3
Ktoś podobny do mnie
Życie jest kolią z pereł.
Björk
Dziewczyna, która igrała z ogniem.
Tytuł powieści Stiega Larssona
Doktor Connor McCoy miał gabinet w jednym ze szklanych wieżowców prestiżowego Time Warner Center, z zachodniej strony Central Parku.
Był z niego bardzo dumny. Urządził go w taki sposób, by pacjenci czuli się w nim dobrze i mieli wrażenie, że są u najlepszego specjalisty. Dzięki poczcie pantoflowej jego renoma była coraz większa i nie zaszkodziła jej nawet krytyka praktykowanych przez niego nietypowych metod leczenia, które nie wszyscy jego koledzy po fachu popierali.
W ten wigilijny wieczór Connor wciąż jeszcze siedział w gabinecie, studiując historię choroby jednego z pacjentów. Ziewnął i rzucił okiem na zegarek.
Wpół do pierwszej w nocy.
Ale przecież i tak nie miał do kogo wracać. Connor żył tylko dla swojej pracy. Nie miał ani żony, ani rodziny. Swój pierwszy gabinet założył do spółki z Markiem Hathawayem, przyjacielem z dzieciństwa, z którym dzielili zamiłowanie do psychologii. Obydwaj wychowali się w biednej dzielnicy Chicago. Zetknęli się wówczas z bliska z cierpieniem i postanowili poświęcić kariery i energię na wynalezienie nowych metod terapii. Błyskawicznie osiągnęli sukces, któremu kres położyła jednak tragedia w rodzinie Marka. Connor pomagał mu, jak mógł, i wraz z nim zaczął szukać córki, gdy policja zrezygnowała z dalszego śledztwa. Ale to nie wystarczyło, Mark pogrążony w smutku znikł. Ucieczka wspólnika załamała Connora. Nie tylko stracił najlepszego przyjaciela, ale równocześnie poniósł największą zawodową porażkę.
Aby odegnać te smutne wspomnienia, Connor wstał z fotela i nalał sobie trochę whisky.
– Wesołych świąt! – rzucił, unosząc szklaneczkę w kierunku swego odbicia w lustrze.
Pokój zalewało nierealne światło wpadające przez szklane ściany. Widok na park przyprawiał o zawrót głowy. Pomieszczenie było pozbawione zbędnych ozdób, wystrój miało prosty. Stojące na metalowej półce dwie rzeźby Giacomettiego wydawały się unosić w powietrzu, a jednobarwny obraz Roberta Rymana na ścianie był zagadką dla tych, którzy postrzegali w nim jedynie biały kwadrat. Connora od zawsze fascynowała delikatna gra świateł na białym płótnie.
Dostrzec niewidzialne, przejrzeć na wylot pozory…
W tym leżało sedno jego zawodu.
Ze szklanką whisky w dłoni lekarz przyjrzał się dokładnie kilku zdjęciom widocznym na ekranie laptopa. Były to wyniki tomografii komputerowej mózgu jednego z pacjentów. Oglądanie skanów mózgu zawsze go fascynowało.
Cierpieć, kochać, być nieszczęśliwym: wszystkie te uczucia rodziły się tam, w zwojach naszego mózgu, pośród miliardów neuronów. Pożądanie, pamięć, strach, agresja, myślenie logiczne, sen, wszystkie te stany zależały częściowo od różnych substancji chemicznych wydzielanych przez organizm, od neuroprzekaźników, które podają informacje od jednego neuronu do drugiego. Pasją Connora były ostatnie odkrycia z dziedziny neurologii, w ten sposób stał się jednym z pionierów analizy biologicznych przyczyn depresji. Prace, w których brał udział, wykazały na przykład, że osobnik mający krótszą formę białka przekaźnikowego predysponowany jest do depresji czy samobójstwa. Tak więc okazuje się, że ludzie nie rodzą się jednakowo odporni na przeciwności losu.
Ale Connor nie umiał zaakceptować tego genetycznego determinizmu. Był przekonany, że psychika i biologia są nierozłącznie związane, i dlatego zawsze bardzo zależało mu na kształceniu się w obydwu domenach, psychologii i neurologii. To oczywiste, że nie możemy się pozbyć naszego dziedzictwa genetycznego, ale w ciągu życia, reagując inaczej na bodźce emocjonalne, możemy zmienić reakcje naszego mózgu. Takie było credo Connora: nic nie jest do końca zdefiniowane.
Wychylił szklaneczkę whisky, włożył płaszcz i wyszedł z gabinetu.
W budynku był pięciogwiazdkowy hotel, a także kilka restauracji i klub jazzowy. Ze wszystkich pięter dochodziły do niego odgłosy bawiących się ludzi, jeszcze bardziej podkreślając jego samotność.
Wszedł do windy i zajrzał do teczki, żeby sprawdzić, czy nie zapomniał jakiegoś ważnego dokumentu. Następnego dnia zamierzał pracować w domu. Za dwa dni miał zorganizować sesję grupowej psychoanalizy, a ten rodzaj terapii wymagał doskonałego przygotowania.
Winda zjechała na parking, do którego wejście chronione było za pomocą systemu skanującego siatkówkę oka. Connor wykonał żądane czynności i ruszył w kierunku swego sportowego samochodu, srebrnego błyszczącego astona martina. Nacisnął na kluczyk i auto otworzyło się automatycznie. Connor poczuł przyjemny zapach skórzanej tapicerki. Rzucił teczkę na miejsce dla pasażera i wyjechał z garażu na Colombus Circle. Śnieg wciąż padał grubymi płatkami i było ślisko. Connor wjechał na Avenue of the Americas w kierunku Tribeki.
Radio w samochodzie nadawało elektroniczną muzykę zespołu Radiohead, wysyłającą słuchającego prosto w niepewną przyszłość, w której ludzie, po przegraniu wszystkich wojen, przestali istnieć. Muzyka ta doskonale pasowała do nastroju, w którym od dłuższego czasu znajdował się Connor, czyli do bardzo złego samopoczucia.
Na skrzyżowaniu z Broadwayem spróbował w ryzykowny sposób przyspieszyć i o mało co nie wypadł z drogi. Coraz częściej zdarzało mu się świadomie przekraczać granice bezpieczeństwa. Przypominało mu to o tym, że żyje.
Przy wjeździe do Greenwich Village zatrzymał się na czerwonym świetle. Uchwyciwszy kurczowo kierownicę, na chwilę zamknął oczy. Muszę wziąć się w garść! – pomyślał. Do tej pory wydawało mu się, że wykonywany zawód pozwala zwyciężyć dawne strachy. Nawet napisał książkę zatytułowaną Przeżyć. Opisał w niej historię, która mu się przydarzyła, podając sposoby wyjścia z podobnego psychicznego zamętu. Ale zniknięcie Marka wszystko przekreśliło i Connora ogarnęła jeszcze większa rozpacz. Samotność, która go dopadła, była niszcząca. Męczyło go ciągłe poczucie winy.
Przetarł oczy. Dźwięk telefonu komórkowego wyrwał go z otępienia. Wyjął aparat z kieszeni i popatrzył na ekran:
Nicole Hathaway
Nicole? Prawie nie rozmawiali ze sobą od chwili, gdy zaczęła się spotykać z Erikiem, tym adwokatem. Co to był za idiota… Serce Connora zaczęło bić szybciej. A może jakieś nowiny o Marku? Trudno było w to uwierzyć, jednak podekscytowany właśnie zamierzał odebrać, gdy…
– Cholera!
Drzwi