ТОП просматриваемых книг сайта:
Król Maciuś Pierwszy. Janusz Korczak
Читать онлайн.Название Król Maciuś Pierwszy
Год выпуска 0
isbn
Автор произведения Janusz Korczak
Жанр Повести
Издательство Public Domain
I mogła się cała złość pułkownika saperów skrupić na dwóch ochotnikach, na szczęście nad głowami warczeć zaczął nieprzyjacielski aeroplan50.
Pułkownik popatrzał przez lornetę w niebo, ale prędko zawrócił, wsiadł do samochodu i czmychnął. A tu buch – buch – buch – jedna za drugą trzy bomby opadły. Nikogo wprawdzie nie zraniły, ale wszyscy powskakiwali do wykopanych rowów, bo tam było bezpieczniej.
Bomby i pociski armatnie tak są urządzone, że w nich jest dużo kul i kawałków żelaza. I jak pocisk się rozerwie, wszystko to ze środka się rozsypie na różne strony i rani, i zabija. A kto siedzi w dole, w rowie, temu nad głową wszystko przelatuje. Chyba, że pocisk w sam rów upadnie. Ale to rzadko się zdarza, bo kule armatnie parę wiorst51 niosą i trudno akurat w rów wycelować z takiej odległości.
Te trzy bomby wiele Maciusia nauczyły. Już nie dąsał się i nie buntował, tylko wziął za łopatę i pracował tak długo, aż wreszcie zmęczone ręce same opadły, i jak kłoda zwalił się ciężkim snem zmorzony, na dno samo rowu. Nie budzili go żołnierze, ale sami przy świetle rakiet całą noc pracowali. A razem ze świtem spadł na nich pierwszy atak nieprzyjaciela.
Pokazało się czterech nieprzyjacielskich jeźdźców na koniach. To byli ci, którzy ich szukali: gdzie są – żeby wojsko uprzedzić. Zaczęli strzelać do nich, jeden spadł z konia, pewnie zabity, a trzech uciekło.
– Zaraz będzie bitwa – wołał porucznik. – Leżeć w rowach, tylko karabiny wystawić i czekać – brzmiał rozkaz.
Istotnie niezadługo pokazało się wojsko nieprzyjacielskie. Zaczęto strzelać z obu stron. Ale oddział Maciusia ukryty był w rowach, a tamci szli przez otwarte pole. Kule tamtych przelatywały nad rowem, nad głowami ukrytych żołnierzy, i tylko świst ich i brzęczenie słychać było, a tamtych gęsto kule raziły.
Zrozumiał teraz Maciuś, że słusznie gniewał się wczoraj pułkownik saperów i zrozumiał, że na wojnie każdy rozkaz musi być wykonany szybko i bez niepotrzebnego gadania.
Tak, cywile mogą sobie słuchać lub nie słuchać, ociągać się i perorować, ale wojskowy jedno wie tylko:
– Rozkaz musi być bez zwłoki wykonany, każde polecenie ściśle spełnione.
Naprzód – to naprzód, w tył – to w tył. Kopać – to kopać.
Bitwa cały dzień trwała. Nareszcie nieprzyjaciel zrozumiał, że nic nie poradzi, bo tylko traci ludzi, a dojść do nich nie może, bo przeszkadzają druty kolczaste. Więc cofnął się i zaczął okopywać. Ale inna rzecz – kopać spokojnie, gdy nikt nie przeszkadza, a inna kopać pod strzałami, gdy zewsząd kule padają.
W nocy co chwila puszczano rakiety, więc było widno – i chociaż mniej strzelano, bo zmęczeni na przemian strzelali i spali, ale bitwa dalej trwała.
– Nie daliśmy się – mówili zadowoleni żołnierze.
– Nie daliśmy się – telefonował porucznik do sztabu.
Bo i telefon zdążyli już przeprowadzić.
Jakież więc było ich zdziwienie i gniew, gdy nazajutrz otrzymali rozkaz, żeby się cofać.
– Dlaczego? – wykopaliśmy rowy, zatrzymaliśmy wroga, możemy się bronić.
Gdyby Maciuś był porucznikiem, na pewno nie posłuchałby rozkazu. To pewnie pomyłka jakaś. Niech pułkownik tu przyjdzie, niech zobaczy, jak dobrze się biją. Tamtych tylu zabitych, a u nich jeden tylko ranny w rękę, bo kiedy strzelał z rowu, wysuniętą rękę drasnęła nieprzyjacielska kula. Skąd pułkownik z daleka może wiedzieć, co tu się dzieje.
Była chwila, kiedy Maciuś gotów był krzyknąć na cały głos:
– Ja jestem król Maciuś. Niech sobie pułkownik co chce rozkazuje, a ja nie pozwalam się cofać. Król jest starszy52 od pułkownika.
Jeżeli tego nie zrobił, to że nie miał pewności, czy mu uwierzą i nie wyśmieją.
I po raz drugi przekonał się Maciuś, że w wojsku rozumować nie wolno, a trzeba bezzwłocznie wykonywać rozkazy.
Przykro było rzucać z takim mozołem wykopane rowy strzeleckie, zostawiać nawet część zapasów, chleba, cukru i słoniny. Przykro było wracać przez wieś, gdzie mieszkańcy zdziwieni pytali się:
– Dlaczego uciekacie?
Już w drodze dogonił ich konny wysłaniec z listem, żeby szli prędko, bez wypoczynków.
Łatwo mówić: bez wypoczynku, ale – po dwóch nieprzespanych nocach, gdy jedną noc kopali, a drugą noc się bili – iść bez wypoczynku nie można. Przy tym jedzenia mieli mało, a w dodatku byli źli i zmartwieni. Iść naprzód ochota, ostatnich sił dobywasz i pędzisz, ale wracać się niechętnie – to sił prędzej braknie.
Idą – idą – idą – idą – a tu nagle z dwóch stron strzały, bo i z prawej, i z lewej strony.
– Rozumiem – krzyknął porucznik. – Myśmy za daleko poszli naprzód, a nieprzyjaciel zaszedł od tyłu. Miał rację pułkownik, że kazał prędko uciekać. Byliby nas wzięli do niewoli.
– Ładna historia, musimy się przedzierać – ze złością powiedział jeden żołnierz.
Och, jak było ciężko! Teraz nieprzyjaciel siedział w rowach i strzelał z dwóch stron, a oni mieli uciekać.
Zrozumiał teraz Maciuś, dlaczego na radzie ministrów mówili o butach, owsie dla koni i o sucharach.
Gdyby nie mieli sucharów w plecakach, toby umarli z głodu, bo trzy dni tylko suchary gryźć musieli. Spali na zmianę po parę godzin tylko. A nogi mieli tak poranione, że krew z nich aż bulgotała w butach.
Cicho, jak cienie, uciekali lasami, a porucznik coraz to patrzał53 na mapie, gdzie jest jakiś parów54, żeby się ukryć, albo gęstwina.
I raz wraz zjawiali się jeźdźcy nieprzyjacielscy, żeby zobaczyć, którędy uciekają, żeby dać znać i kierować pościgiem.
Gdybyście widzieli Maciusia. Wysechł przez te dnie jak patyczek, zgarbił się, zmalał jeszcze. Wielu żołnierzy rzucało karabiny, ale Maciuś trzymał swój karabin w zdrętwiałych palcach.
Jak można w kilka dni tyle przeżyć!
– Ojczulku, ojczulku – myślał Maciuś – o, jak ciężko być królem, który prowadzi wojny. Łatwo było powiedzieć: „a bo my się boimy – zwyciężę was, jak mój wielki pradziadek”. Łatwo gadać, ale robić trudno. Och, jakim ja wtedy byłem lekkomyślnym dzieciakiem. Myślałem tylko o tym, jak będę na białym konia opuszczał stolicę, a ludność sypać będzie kwiaty pod nogi konia. A nie myślałem, ilu ludzi zabiją.
A ludzie padali od kul, i może Maciuś dlatego tylko ocalał, że mały.
Och, jakże się ucieszyli, gdy wreszcie spotkali swoje wojska. I nie tylko wojska, ale już gotowe wykopane rowy.
– A teraz śmiać się z nas będą – pomyślał Maciuś.
Ale się rychło przekonał, że nawet na wojnie jest sprawiedliwość.
Kiedy się już w rowach strzeleckich wyspali i podjedli, kazano im iść do rezerwy.
Nowi żołnierze zajęli okopy i strzelali, a oni przeszli jeszcze pięć wiorst do tyłu – i tam zatrzymano ich w małym miasteczku.
Tu na placu spotkał ich pułkownik saperów, ale wcale się teraz nie gniewał, tylko powiedział:
– No
50
51
52
53
54