Скачать книгу

wszystkiego doglądał.

      – Trzeba was schować, chłopcy, bo będzie krewa37 – powiedział kapral.

      I Felek z Maciusiem zostali przyjęci do ubogiej izdebki zwrotniczego. Poczciwa żona zajęła się wojakami. Ciekawa też była, myśląc, że od małych więcej się czego dowie.

      – Oj, dzieci, dzieci – biadała – i po co wam to było. Nie lepiej chodzić do szkoły. Dawno wojujecie? Gdzie byliście – dokąd jedziecie?

      – Dobra pani gospodyni – chmurnie odpowiedział Felek. – Ojciec nasz jest plutonowy. I tak nam na odjezdnym powiedział: dobry żołnierz nogi ma do marszów, ręce do karabina38, oczy do patrzenia, uszy do słuchania, a język na to, żeby go trzymać za zębami, dopóki ich łyżka nie otworzy z zupą żołnierską. Żołnierz jednym karabinem jednej broni głowy. A jednym głupim językiem zgubić może nie tylko własną głowę, ale – całego oddziału. – Skąd i dokąd jedziemy – to tajemnica wojenna. Nic nie wiemy i nic nie powiemy.

      Aż usta otworzyła szeroko dobra zwrotniczowa39:

      – Kto by się to spodziewał. Malec, a gada jak stary. Macie rację: dużo bo szpiegów między wojskiem się włóczy. Ubierze40 taki siaki mundur żołnierski i wypyta, wywie się o wszystkim, a potem hajda do nieprzyjaciela.

      I z wielkiego szacunku nie tylko napoiła ich herbatą, ale i kiełbasy dała.

      Smakowało Maciusiowi śniadanie, tym bardziej, że i umył się jak należy.

      – Pociąg królewski, pociąg królewski – rozległo się wołanie.

      Felek wlazł z Maciusiem na drabinę, która stała przy obórce zwrotniczego i patrzyli.

      – Jedzie.

      Piękny pociąg osobowy z dużymi oknami wjeżdża na stację. Orkiestra gra hymn narodowy. W oknie stoi dobrze Maciusiowi znany minister wojny.

      Oczy ministra spotkały się na chwilę z oczami Maciusia.

      Maciuś drgnął i szybko się pochylił: coby to było, gdyby go poznał minister.

      Minister nie mógł poznać Maciusia, po pierwsze dlatego, że myśl jego była zajęta bardzo ważnymi sprawami, a po drugie dlatego, że już po ucieczce Maciusia, którą prezes ministrów ukrył przed wszystkimi, o czym później się powie – Maciuś podrobiony żegnał go na drogę w stolicy.

      Minister spraw zagranicznych kazał mu się przygotować do wojny z jednym, a bić się trzeba aż z trzema królami.

      Minister wojny miał teraz o czym myśleć: – Łatwo powiedzieć – idź i bij się, kiedy aż trzech na ciebie idzie. Co z tego, że pobije jednego albo dwóch nawet, jeżeli go trzeci położy.

      Żołnierzy by może starczyło, ale ani karabinów nie ma, ile potrzeba, ani armat, ani odzieży. Toteż minister taki plan obmyślił:

      – Rzuci się znienacka, rozbije pierwszego nieprzyjaciela – zabierze mu wszystko, co on przygotował do wojny – i dopiero weźmie się do drugiego.

      Przykro było trochę Maciusiowi, gdy patrzał, jak wojsko stało na baczność, jak ministrowi dawano kwiaty i orkiestra bez przerwy grała.

      – Mnie się to wszystko należy – pomyślał.

      Ale że był sprawiedliwy, więc zaraz sam sobie wszystko wytłomaczył41:

      – Tak, łatwo chodzić i salutować, słuchać muzyki i brać bukiety. Ale powiedz no, mój Maciusiu, czy wiedziałbyś, dokąd posyłać wojsko, kiedy nie umiesz jeszcze geografii.

      Bo co wie Maciuś? – Zna trochę rzek i gór, i wysp, wie, że ziemia jest okrągła i obraca się dokoła osi, ale taki minister musi znać wszystkie fortece, wszystkie drogi, musi znać każdą ścieżkę w lesie. Pra-pra-dziadek Maciusia wygrał wielką bitwę, bo kiedy nieprzyjaciel prowadził na niego wojska, on schował się w lesie, przeczekał aż nieprzyjaciel wejdzie głęboko w las, a sam gęstymi ścieżkami zaszedł od tyłu i rozbił go na głowę. Nieprzyjaciel myślał, że spotka wojsko pra-dziadka z przodu, a on uderzył niespodzianie z tyłu i jeszcze go wepchnął w bagna.

      A Maciuś czy zna swoje lasy i błota?

      Pozna je teraz. Gdyby siedział w stolicy, znałby tylko swój ogród królewski. A tak – zobaczy całe swoje państwo.

      Mieli słuszność żołnierze, że śmieli się z Maciusia. Maciuś jest bardzo jeszcze małym i mało uczonym królem. Może i źle się stało, że wojna tak od razu wybuchła. Żeby choć za dwa lata, albo za rok jakiś.

      Teraz muszę opowiedzieć, co działo się w pałacu, kiedy spostrzeżono, że nie ma króla.

      Wchodzi rano do sypialni najstarszy lokaj i oczom nie wierzy: okno otwarte, łóżko rozrzucone, a Maciusia ani śladu.

      Mądry był królewski lokaj: zamknął na klucz sypialnię, pobiegł do mistrza ceremonii, który spał jeszcze – obudził go i do ucha powiedział:

      – Jaśnie wielmożny mistrzu ceremonii, król zginął.

      Mistrz ceremonii w największej tajemnicy zatelefonował do prezesa ministrów.

      Nie upłynęło dziesięć minut, gdy w szalonym pędzie zajechały trzy samochody:

      prezesa ministrów

      ministra spraw wewnętrznych

      prefekta policji.

      – Ukradli króla.

      To przecież jasne. Nieprzyjacielowi musiało bardzo na tym zależeć, żeby ukraść króla. Wojsko się dowie, że nie ma króla, więc bić się nie zechce – i bez boju nieprzyjaciel zawładnie stolicą.

      – Kto wie, że nie ma króla?

      – Nikt nie wie.

      – To dobrze.

      – Musimy się tylko dowiedzieć, czy Maciuś został uprowadzony, czy też zabity. Panie prefekcie policji, proszę to zbadać. Czekam za godzinę odpowiedzi.

      W parku królewskim była sadzawka. Może utopili Maciusia? Sprowadzono z ministerium morskiego ubranie nurka. Ubranie nurka – to jest taki żelazny klosz z okienkami i rurą, przez którą się pompuje powietrze. Prefekt policji włożył na głowę ten klosz, spuścił się na dno sadzawki – chodzi i szuka. A z góry mu marynarze pompują powietrze. Ale Maciusia nie znalazł.

      Wezwano do pałacu doktora i ministra handlu. Wszystko robiono w największej tajemnicy, ale coś trzeba było przecież powiedzieć, bo służba wiedziała, że się coś stało, kiedy ministrowie od samego rana latają, jak opętani.

      Więc powiedzieli, że Maciuś jest niezdrów i doktór42 zapisał mu na śniadanie raki. I dlatego prefekt policji wlazł do sadzawki.

      Zagranicznemu guwernerowi powiedziano, że Maciuś lekcji mieć nie będzie, bo leży w łóżku. Obecność doktora upewniła wszystkich, że to jest prawda.

      – No dobrze, więc dziś możemy już być spokojni – powiedział minister spraw wewnętrznych – ale co jutro zrobimy.

      – Jestem prezesem ministrów i głowę mam nie od parady. Zaraz zobaczycie.

      Przyjechał minister handlu.

      – Czy pan pamięta tę lalkę, którą Maciuś kazał kupić dla Irenki?

      – Doskonale pamiętam. A bo małą mi zrobił awanturę minister finansów, że na głupstwa wydaję pieniądze.

      – Więc jedź pan w tej chwili do fabrykanta i powiedz pan, że na jutro musi być podług fotografii Maciusia

Скачать книгу


<p>37</p>

krewa (daw. pot.) – nieszczęście, klęska, niepowodzenie. [przypis edytorski]

<p>38</p>

karabina – dziś popr. forma D. lp: karabinu. [przypis edytorski]

<p>39</p>

zwrotniczowa – żona zwrotniczego, pracownika kolei obsługującego zwrotnicę, która pozwala kierować pociągi na właściwy tor w miejscu, gdzie droga się rozwidla. [przypis edytorski]

<p>40</p>

ubrać mundur (reg.) – założyć mundur, ubrać się w mundur. [przypis edytorski]

<p>41</p>

wytłomaczyć – dziś popr.: wytłumaczyć. [przypis edytorski]

<p>42</p>

doktór – dziś popr.: doktor. [przypis edytorski]