Скачать книгу

nie miał nic przeciwko chłopakowi, pamiętał, jak sam był młodym pilotem i ze wszystkich sił próbował ukryć własną nerwowość w rozmowach ze starszymi oficerami.

      – Owszem. Znamy się z Gunny od bardzo dawna.

      – Widzisz, zabawne. Ona jest tu kapitanem, ale ty nazywasz ją Gunny. To był jej stopień czy coś takiego, prawda? Jeszcze na Marsie?

      – Coś w tym stylu – potwierdził Aleks. – Dla mnie zawsze będzie Gunny.

      Rozmawiając, Caspar zaliczał kontrole przedstartowe. Uderzał przy tym delikatnie czubkami palców w ekrany. Na monitorze Aleksa przewijały się wyniki kontroli, każda zweryfikowana przez system i potwierdzona, zanim Caspar przeszedł do kolejnej, podczas gdy Aleks zatwierdzał ostatecznie jego pracę. Jego drugi pilot był staranny i sprawny. Poważnie traktował swoją pracę. Aleks żałował przez to trochę, że dzieciak nie jest o trzydzieści lat starszy, żeby mogli się zaprzyjaźnić.

      – Dostałeś od niej jakieś wskazówki, czego dotyczy ta operacja? – zapytał Caspar, a potem przerzucił na ekran Aleksa wynik inwentaryzacji zapasów amunicji do sprawdzenia.

      – Widzę dwieście pocisków w magazynie działa szynowego, osiemdziesiąt rakiet do wyrzutni, a wszystkie działka obrony punktowej świecą na zielono i zgłaszają pełne magazynki – oświadczył Aleks, przesuwając palcem po liście. – I nie, ona jest ze starej szkoły. Mocno wbijano im do głowy konieczność trzymania gęby na kłódkę.

      – Potwierdzam, dwieście do działa szynowego, osiemdziesiąt torped, działka obrony punktowej pełne i zielone na wszystkich pozycjach, zweryfikowane – oznajmił Caspar. – Jasne, ale pomyślałem, że skoro się przyjaźnicie, to może coś ci powiedziała.

      – Nie. A ja nie pytałem. Dowiemy się, gdy będzie to konieczne, i to mi w zupełności wystarczy – zapewnił Aleks, a po zakończeniu kontroli przedstartowych odwrócił fotel w stronę Caspara. – Bycie zdenerwowanym jest całkiem normalne.

      Caspar kiwnął głową. Nie wyglądał na zawstydzonego rozmową o swoim strachu, co wzbudziło w Aleksie falę sympatii do niego. Był dobrym dzieciakiem. Miał nadzieję, że zdołają razem przedostać się na drugą stronę sprawy z Lakonią, choć dla nich wszystkich szanse na to nie były zbyt wysokie.

      – Znałem gościa na Pallas – powiedział Caspar. – Nie to, że byliśmy blisko, nigdy się na poważnie nie spotykaliśmy, ani nic takiego. Ale umawialiśmy się, gdy trafiałem na stację podczas lotów towarowych. Ben Yi. Lubiłem go. – W kąciku jego oka pojawiła się łza, a potem nie zdołała spłynąć po policzku w łagodnej jednej czwartej g ciągu silnika Wahadła.

      – Nie zdołał się załapać na ewakuację?

      – Nie – potwierdził Caspar, a potem wytarł oczy. – Powiedzieli, że Nawałnica zmieniła stację w gruz tak szybko, że nikt nawet nie miał szans zobaczyć nadchodzącego ataku. Pewnie jeśli masz zginąć, to taki sposób nie jest najgorszy.

      – Przykro mi – powiedział Aleks. Wszyscy na Burzy mieli swoje powody, by nienawidzić Lakończyków. Każdy miał jakąś historię. Jedyną odpowiedzią na większość z nich było „przykro mi”. Wydawało się to bardzo płaskie.

      – Jeśli ta operacja nie wyjdzie – mówił dalej Caspar, zwracając uwagę z powrotem na ekrany i ponownie wywołując listę kontrolną – chcę, żebyś wiedział. Nie musisz się o mnie martwić. Jeśli ruszy za nami ten wielki drań Nawałnica, będę myślał tylko o tym, jak zrobić w nim dziurę.

      – Wiem, stary – zapewnił Aleks, a potem poklepał chłopaka po kolanie i odwrócił się do swojej konsoli. – Nie wątpię.

      – Kamal? – W jego uchu zabrzmiał głos Bobbie, prosto ze słuchawki. Bobbie zwracała się do niego w ten sposób tylko podczas działań bojowych i w sytuacjach, gdy słuchali inni. To znaczyło, że pora ruszać.

      – Kamal potwierdza z kokpitu, kapitanie – odpowiedział, prostując się na fotelu. Po syku zawieszenia dochodzącym z tyłu wiedział, że Caspar robi to samo. Nawet prycze przeciążeniowe Burzy były bardziej eleganckie.

      – Potrzebuję potwierdzenia lub odmowy do wejścia do akcji – powiedziała Bobbie. – Wahadło zwolni nas na pańskie słowo.

      – Mamy tu wszystko zielone w kokpicie, wylot na rozkaz.

      – Doskonale – rzuciła Bobbie. – Dobra, dzieciaki, dostałam rozkazy i tak wygląda nasza misja. Słuchajcie uważnie, bo nie mam czasu się powtarzać.

      * * *

      Aleks nie znosił lotów balistycznych. Brak silnika oznaczał, że w najlepszym razie mógł używać silników manewrowych. Brak aktywnych czujników wiązał się z tym, że pilotował jak z zamkniętymi oczami.

      Burza miała bardzo mały profil radarowy jak na tak dużą jednostkę. Miało to jakiś związek z materiałami użytymi do budowy kadłuba, które po prostu pochłaniały albo odbijały pod kątem niemal każdą trafiającą w nie wiązkę radarową. Na dodatek jednostka mogła zrzucać wydzielane ciepło do wewnętrznych pochłaniaczy przez kilka godzin, a potem przepuścić przez powłokę ciekły wodór, utrzymując jej temperaturę bardzo blisko zera. O ile ktoś nie szukał statku bardzo intensywnie, można go było zobaczyć tylko jako nieco cieplejszą plamę przestrzeni o profilu radarowym niewiele większym od zwykłej pryczy. Aleks pamiętał doskonale, jak okręt wyposażony w podobną technologię zniszczył jego stary statek, Canterbury. Jakie czuł przerażenie, gdy okręt zmaterializował się z pustej przestrzeni i zaczął wystrzeliwać torpedy. Najwyraźniej teraz było to już normą. Mimo wszystko czuł pewną empatię z tym, czego miały doświadczyć ich ofiary.

      – Jedna minuta – odezwał się Caspar. Nie miał czasu na współczucie.

      – Potwierdzam, jedna minuta – odpowiedział, a potem przełączył kanał na Bobbie. – Kapitanie, wchodzimy za sześćdziesiąt sekund. Twój oddział gotowy?

      – Dzieciaki przypięte i gotowe na ostrą jazdę – potwierdziła.

      – Potwierdzam – rzucił Aleks, a potem obserwował, jak zegar na ekranie odlicza do zera. – Trzy… dwa… jeden… już.

      – Już – powtórzył Caspar i Burza wokół nich obudziła się do życia.

      Ekrany przełączyły się na czujniki aktywne i obrazy teleskopowe celu: tłustego frachtowca Związku Transportowego eskortowanego przez dwie lakońskie fregaty. Za frachtowcem widać było potężną masę Jowisza.

      I to właśnie, według odprawy Bobbie przed misją, stanowiło powód wcześniejszej ścisłej tajemnicy. To, czy zdołają wyprowadzić swój atak, zależało od tego, czy członkowie ruchu oporu w załodze frachtowca zdołają przesłać informacje dotyczące kursu statku i daty jego wejścia do układu Sol tak, by nie dowiedział się o tym lakoński oficer polityczny, którego przydzielono im na pokład. Ponieważ, żeby atak się udał, musiał zostać przeprowadzony w chwili, gdy Jowisz blokował bezpośrednią łączność z Ziemią i zaparkowanym na jej orbicie pancernikiem klasy Magnetar.

      W plan zaangażowanych było mnóstwo ruchomych elementów, z których każdy mógł zawieść w dowolnej chwili, a wyprowadzenie ataku oznaczało spalenie pewnych szpiegów w Związku. Gdyby nie udało się doprowadzić do odpowiedniej sytuacji, Burza po prostu schowałaby się z powrotem do brzucha Wahadła i odleciała, nie informując o niczym załogi i pozostawiając niewykrytych szpiegów na frachtowcu.

      Jednakże nagroda była warta ryzyka. Statek leciał wprost z Lakonii, z wrażliwym ładunkiem związanym z jakimś tajnym projektem lakońskim oraz częściami zamiennymi dla samej Nawałnicy. Mieli nadzieję, że w śród nich będą też dziwne peletki paliwowe używane przez lakońskie okręty, których nie dało się wyprodukować nigdzie indziej, a których zapas na Burzy robił się niebezpiecznie mały. Amunicja do broni Burzy oraz pancerzy wspomaganych noszonych

Скачать книгу