Скачать книгу

twarzach. Nie mogła jednak nic zrobić. Zawsze musiała działać zgodnie z tym, co nakazywał system.

      Choćby nie wiem jak bardzo bolała ją dziecięca krzywda.

      – Halo?! Policja!

      Krzyska zapukała w futrynę, lecz płacz zagłuszał wszelkie inne odgłosy. Zrobiła krok naprzód. Mieszkanie tonęło w półmroku. Pomiędzy przejściem do pokoi, po lewej, wisiała rozpadająca się cerata. Po prawej leżały przegniłe na pół drzwi.

      Zalewski skierował się do pomieszczenia na wprost. On również chciał mieć to już jak najszybciej za sobą. Po niespełna roku w służbie miał coraz więcej wątpliwości, czy właśnie tak powinna wyglądać jego realizacja dziecięcych marzeń.

      Po chwili stracił jakiekolwiek złudzenia.

      Gdy wszedł do sporego obskurnego salonu, zamarł. Lodowaty dreszcz przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa i sparaliżował nogi. Dopiero po chwili Zalewski odzyskał możność działania.

      – O kurwa… – wycedził.

      Błyskawicznie odwrócił się do sierżant Krzyskiej i szeroko rozłożył ręce. Cały drżał.

      – Nie wchodź tam – wyszeptał przez ściśnięte gardło. – Oszczędź sobie tego. Ja pieprzę! Co za masakra… Błagam cię, nie wchodź tam.

      5

      – Kocham cię.

      Ewa uśmiechnęła się do niego inaczej niż zwykle. Dostrzegł to. Kąciki jej oczu nawet nie drgnęły.

      Zresztą kiedy ostatnio słyszał podobne wyznanie? Dziesięć, dwadzieścia lat temu? Może więcej? W pewnym momencie wszystko odbywało się mimochodem. Miłość nie potrzebowała słów. Aby przeżyć razem ponad ćwierć wieku, trzeba się kochać.

      – Ja ciebie też… – odparł Deryło. – I ciebie – dodał, odwracając się do tyłu.

      Na tylnej kanapie citroena siedziała Wiktoria. Uśmiechnęła się, ale nic nie odpowiedziała. Na jej policzkach pojawił się rumieniec.

      Rozwarła wargi, jednak dostrzegła coś przez przednią szybę i nadal milczała. Zmrużyła oczy, a jej czoło lekko się zmarszczyło. Uśmiech zniknął z jej twarzy. Zastąpiła go pochmurna zaduma.

      Komisarz dostrzegł, że jego żona wyciągnęła dłoń, by położyć ją na jego udzie, lecz w ostatniej chwili ją cofnęła. Rzuciła mu krótkie spojrzenie.

      – Obudzisz się, kiedy dowiesz się, kto to zrobił.

      – Co takiego? – Deryło spojrzał na nią, nic nie rozumiejąc. – Kto, co zrobił? Przecież…

      – Jeżeli nie rozwiążesz zagadki, podążysz w stronę nicości. Piekła, nieba albo co tam sobie tylko wyobrazisz. Nie będziesz miał wyboru.

      Wiktoria ponuro skinęła głową. Komisarz dostrzegł ten ruch we wstecznym lusterku.

      – Jak my wszyscy – stwierdziła, nim zdążył cokolwiek powiedzieć. – Jak my wszyscy…

      – Jak wszyscy zamordowani – uściśliła Ewa Deryło.

      Komisarz chciał jej zaprzeczyć, lecz nie był w stanie otworzyć ust. Tkwił w koszmarze.

      6

      Tamara Haler rozmasowała palcami skronie. Siedziała na obrotowym skórzanym stołku i patrzyła na twarz komisarza Deryły. Wydawało się jej, że jego oczy poruszają się pod zasłoną powiek. Jakby intensywnie śnił. Z lekko rozwartych ust dobiegał cichy charkot.

      To musiał być koszmar.

      Haler delikatnie dotknęła wielkiej dłoni komisarza. Jego ręka była ułożona wzdłuż ciała, na kołdrze. Za oknem temperatury z dnia na dzień coraz bardziej zbliżały się do zera, ale w pomieszczeniu panowało przyjemnie ciepło.

      Deryło nawet nie drgnął, lecz jego oddech się uspokoił. Haler pochyliła się i pogładziła jego dłoń. Przez ostatnie miesiące zżyła się z komisarzem jak z bratem. Albo raczej – jak z ojcem. W końcu Deryło był od niej starszy o blisko dwie dekady. W jej uczuciu do niego nie było nawet cienia napięcia seksualnego, a jedynie czysta, głęboka zażyłość. Zrozumienie bez słów – choć w obecnej sytuacji to sformułowanie zakrawało na ponury żart.

      Wydawało się jej nieprawdopodobne, że poznali się niespełna rok wcześniej. Tamara przeniosła się do Lublina z Krakowa, by odciąć się od porażek z przeszłości. Trafiła do zespołu legendarnego komisarza Deryły, który sprawił, że szybko zadomowiła się w nowym mieście. Stał się nie tylko jej przełożonym i zawodowym partnerem, lecz także mentorem i duchowym przewodnikiem. Przez rok zdążył ocalić jej życie, a także na jej oczach poświęcić swoje w imię roty policyjnego ślubowania.

      Deryło od ponad tygodnia przebywał w śpiączce. Uwięziony w chłodni przez sadystycznego psychopatę, okrył niemal całym swoim ubraniem ranną kobietę. Choć ją udało się uratować, on doznał głębokiego wychłodzenia organizmu. Przez jakiś czas jego funkcje życiowe przełączyły się w stan zawieszenia. Ciało czerpało ciepło z najgłębszych zakamarków i z najważniejszych organów. Nikt nie był w stanie przewidzieć, czy i kiedy się wybudzi. Poza tym nieznany był stopień uszkodzeń, które wychłodzenie poczyniło w jego mózgu.

      Haler czekała, aż z sali wyjdzie pielęgniarz. Wynajęli go rodzice Deryły, swego czasu zajmował się jego bratem. To była wystarczająca referencja, by zdobyć jej zaufanie, większe niż stały personel kliniki. Teraz mężczyzna poprawił kroplówkę i odszedł bez słowa. Był zaskakująco dyskretny.

      – Brzeski kazał cię wyściskać – odezwała się podkomisarz, spoglądając w nieruchomą twarz przełożonego. – Miał dzisiaj przyjść, ale jego żona ściągnęła go do domu pod pretekstem romantycznej kolacji. Dobrze wiesz, jaki mają klimat… Zresztą od niej też miałam przekazać uściski. Jak i od całego wydziału. Posterunkowa Gestapo zagroziła, że jeżeli do piątku się nie obudzisz, przyjdzie i da ci takiego kopa w dupę, że natychmiast wstaniesz.

      Posterunkowa Gestapo, czyli Nowak, słynęła z dosadnego języka i żołnierskiej postawy. Na myśl o jej słowach Tamara smutno się uśmiechnęła.

      – Powiedziała też, że jeśli będziesz stawiał opór, pojawi się tu z bronią.

      Głos jej zadrżał. Zamilkła i przeniosła wzrok z twarzy Deryły na żółtą ścianę. Wisiał na niej kiczowaty obraz przedstawiający galeon walczący ze sztormem. Wielkie fale przelewały się przez pokład, a jeden z masztów był w połowie złamany. Iskierkę nadziei dawało załodze niewielkie przejaśnienie, widoczne na niebie w rogu dzieła.

      Przed dwoma dniami komisarz został przeniesiony do kliniki wybudzeń. Uznano, że w szpitalu już nic więcej nie można zrobić, a w klinice opieka była ukierunkowana właśnie na pacjentów, którzy zapadli w śpiączkę. Placówka mogła się pochwalić wysokim odsetkiem udanych rehabilitacji – jak nazywano specjalne sesje nastawione na wybudzenie.

      Haler ukradkiem otarła łzę. Odezwała się ponownie, wciąż nie patrząc na komisarza.

      – Pewnie interesują cię nowe sprawy… Na Bronowicach siedemnastolatek wyrzucił przez okno swoją dziewczynę. Z ósmego piętra. To najnowsza nowość. Oprzytomniał, chciał uciekać, ale zaciął się w windzie. Rozumiesz? To chyba fatum. Albo karma. Idiota zaciął się między piętrami i wybił dziurę w suficie kabiny. Wylazł na nią, zaczął się szarpać z mechanizmem, a wtedy dźwig ruszył do góry. Nogawka jego spodni wplątała się w jakieś tryby i voilà. Gnojek skończył jako mielonka. Ponoć jego wrzaski było słychać z podwórka…

      Tamara wreszcie ponownie zerknęła na Deryłę. Miała wrażenie, że wyraz jego twarzy minimalnie

Скачать книгу