Скачать книгу

Na wewnętrznej stronie uda odbił się ślad buta. Niestety, czymś zabezpieczonego, więc w niczym wam nie pomoże…

      – Boże…

      – Na koniec pomazał czymś twarz tego dziecka. Czerwoną farbą lub tuszem. Dałem materiał do analizy.

      – Pomazał? Nie widziałam żadnych śladów…

      – Nic dziwnego. Wszystko zlało się w jedno ze śladami krwi, zdartą skórą i całym tym syfem…

      Haler westchnęła. Pomazanie twarzy nieżywego chłopca, o dziwo, nie zaskoczyło jej. Podświadomie zaczynała rozumieć intencje sprawcy. Jeszcze raz zerknęła na woreczek ze zdjęciem kobiety.

      – A to może być jego matka… – szepnęła do siebie.

      Gawiński ponownie nie podłapał tematu.

      – Deryło nie przekazał ci, że nie wnikam w szczegóły? Pokazuję, co znalazłem. To wy macie rozwiązywać zagadki. Równie dobrze może być to zdjęcie sprawcy. Albo tej osoby, dla której zabił dziecko.

      – Osoby, dla której zabił dziecko?

      – No wiesz, jak składanie ofiary albo coś w tym stylu. Ale ja tylko głośno myślę. Zresztą zupełnie niepotrzebnie.

      Gawiński wbił wzrok w swoje starcze, pomarszczone dłonie.

      14

      Zdjęcie kobiety zostało przekazane kryminalistykom. Wkrótce krążyło między kolejnymi specjalistami, miało zostać oczyszczone, odbite i przeanalizowane przez grafików pod kątem możliwości zlokalizowania miejsca, gdzie zostało zrobione. Haler była gotowa postawić solidną kwotę na to, że wykonano je w tym samym pomieszczeniu, w którym odnaleziono zwłoki dziecka.

      Takie miała przeczucie.

      A przeczucie myliło ją naprawdę rzadko.

      Drugim problemem było zidentyfikowanie kobiety uwiecznionej na fotografii. W tym przypadku były co najmniej dwie drogi działania. Opublikowanie wizerunku w mediach i wywołanie burzy lub druga, nieco dłuższa, lecz bezpieczniejsza. Jeżeli, zgodnie z przypuszczeniami Tamary, kobieta była spokrewniona z dzieckiem, należało powiązać obie identyfikacje. Listy weryfikowanych urodzeń zawęzić do tych, w których matki miały między dwadzieścia pięć a trzydzieści lat. Niestety, żadne inne cechy nie figurowały w rejestrach. Ani kolor oczu, ani włosów, ani znaki szczególne.

      Haler wstępnie zdecydowała się na drugą opcję. Jeszcze przez kilka godzin chciała trzymać dziennikarzy z dala od sprawy. Choć zwęszyli trop, lepiej było nie wzbudzać paniki. Lepiej było nie ryzykować, że media będą pośpieszać policję i wywierać zbędną presję.

      Specjalna grupa informatyków miała przeczesywać zdjęcia matek na portalach społecznościowych. Mieli je porównywać z wizerunkiem kobiety, który graficy wkrótce powinni wygładzić, by można było zobaczyć, jak wyglądała w normalnych warunkach. Nie udręczona i nie przerażona.

      Wciąż poszukiwano świadków, którzy mogli widzieć, kto wchodził do kamienicy przedwczoraj wieczorem lub w nocy. Rozpytano okolicznych mieszkańców oraz meneli lubiących spędzać czas w rozmaitych bramach. Na razie nie natrafiono na żaden ślad.

      – Po co ktoś miałby tak makabrycznie mordować dziecko? – Brzeski przemierzał w tę i we w tę gabinet Haler. Trzymał dłonie za plecami i co chwilę kręcił głową. Jego blond czupryna opadła na czoło. – Po co pastwić się nad jego zwłokami?

      – Może to kwestia rozładowania emocji? – Tamara stukała o blat biurka gumką ołówka. – Kojarzysz sprawę Alberta Fisha? A właściwie: Hamiltona Howarda Fisha?

      – Coś mi dzwoni…

      – Podejrzewano go, że był również tak zwanym Wampirem z Brooklynu. Działał na początku dwudziestego wieku, porywał i mordował małe dzieci. Co ważne, mordował w sposób skrajnie okrutny, rozkawałkowywał ich ciała, wypróżniał się na zwłoki i tak dalej… Do ojca jednej ze swoich ofiar wysłał list, w którym rozwodził się nad smakiem mięsa z jej tyłka. Ponoć jadł ją po kawałku przez dziewięć dni. Smakował ją, jakby była jakimś cholernym homarem.

      – I się nie zatruł? – Brzeski uśmiechnął się ponuro, po czym westchnął. – Dobra, głupie żarty, ale jaki ten czubek ma związek z tą sprawą?

      Haler przygryzła wargę i zastukała gumką ołówka w ząb.

      – Emocje. Straszna makabra miała napędzać Fisha do działania. Sprawiała mu satysfakcję, bez względu na to, czy katował żywą, czy martwą ofiarę.

      – Świetnie. Możemy mieć w Lublinie mordercę rodem z Teksańskiej masakry piłą mechaniczną…

      – O nie. – Tamara rezolutnie pokręciła głową. – Ed Gein kierował się zupełnie inną ideologią. Był sprawcą uporządkowanym i systematycznym. Jego cel stanowiło uszycie ubrania ze skór swoich ofiar. Natomiast Fish… To chaotyczny świr, dla którego liczyło się jedynie rozładowanie emocji. Wiesz, jak brzmiały jego ostatnie słowa? Wypowiedziane tuż przed tym, jak został upieczony na krześle elektrycznym…

      Brzeski wzruszył ramionami. Odgarnął grzywkę i oparł się o parapet.

      – „To dopiero będzie przeżycie” – zacytowała Haler. – Ponoć pomagał katu przyczepiać elektrody…

      – No dobrze. Ale po co to zdjęcie? Masz jakąś teorię?

      – Pomyślałam, że może sugerować odwrotność naturalnego procesu. Dziecko ma w swoim brzuchu matkę – Haler westchnęła. Przeciągnęła dłońmi po twarzy. – Tak, wiem że to się nie trzyma kupy, ale jestem skołowana. Muszę nad tym dłużej pomyśleć i poczekać, aż chłopaki dostarczą mi więcej materiału…

      Telefon na jej biurku zadzwonił. Podkomisarz zerknęła na wyświetlacz i pośpiesznie odebrała.

      – O wilku mowa – szepnęła, nim przyłożyła słuchawkę do ucha.

      Po chwili usłyszała ponury głos jednego z kryminalistyków.

      – Zdjęcie zostało oczyszczone – zameldował. – Zrobiliśmy, co tylko się dało. Ale jest na nim coś więcej… Musi to pani zobaczyć.

      15

      Przechodząc obok gabinetu Deryły, Haler poczuła przemożną chęć zajrzenia do środka. Chociaż na chwilę… Usiąść na fotelu komisarza i odciąć się od tego całego wariactwa.

      Uspokoiłby ją sam zapach tego pokoju. Miała wyjątkowo wyostrzony zmysł węchu, a zapach Deryły był jednym z tych, które kojarzyły się jej najlepiej. W przeciwieństwie na przykład do odoru jej ojca.

      Tęsknym wzrokiem powiodła po klamce, ale nie zatrzymała się. Nie miała na to czasu.

      Kilka minut później razem z Brzeskim znaleźli się w podziemnym laboratorium. Pracownia B04 była jedną z wielu, które znalazły się na drodze zdjęcia. Kolejni specjaliści robili wszystko w ekspresowym tempie, by ich robota jak najszybciej mogła pchnąć śledztwo do przodu.

      Pomachała do nich niska, kształtna brunetka z czekoladowymi oczami i jasną cerą. Była ubrana w granatowe jeansy i czarną tunikę, którą pod obfitym biustem ścisnęła szerokim paskiem. Brzeskiemu skojarzyła się z ozdobę świąteczną.

      – Chciałam przekazać to osobiście – odezwała się, gdy policjanci otworzyli szklane drzwi. Jednocześnie pomachała zdjęciem trzymanym w nieosłoniętej niczym dłoni. – Wszystko gotowe.

      – To…

      Widząc wzrok Haler, uśmiechnęła się. Podała zdjęcie Brzeskiemu i ponownie zerknęła na podkomisarz.

      –

Скачать книгу