ТОП просматриваемых книг сайта:
Słowik. Kristin Hannah
Читать онлайн.Название Słowik
Год выпуска 0
isbn 9788380313729
Автор произведения Kristin Hannah
Жанр Контркультура
Издательство PDW
Znała ten dźwięk.
Przystanęła, marszcząc czoło. Rozproszone myśli nie dawały się zebrać. Co takiego starała się sobie przypomnieć?
Dźwięk narastał, wypełniał powietrze i nagle pojawiły się samoloty, sześć albo siedem, jak czarne krzyżyki na tle czystego błękitnego nieba.
Isabelle osłoniła oczy dłonią, obserwując, jak samoloty nadlatują coraz bliżej, coraz niżej…
– To Niemcy! – krzyknął ktoś rozpaczliwie.
W oddali kamienny most eksplodował fontanną ognia, odłamków kamieni i dymu.
Maszyny zniżyły lot nad tłumem ludzi.
Gaëton pchnął Isabelle na ziemię i nakrył ją własnym ciałem. Świat stał się dźwiękiem: rykiem silników lotniczych, terkotaniem karabinów maszynowych, gwałtownym biciem serca, krzykami rannych. Pociski darły trawę, ryjąc w niej koleiny, ludzie krzyczeli i płakali. Na oczach Isabelle jakaś kobieta wyleciała w górę jak szmaciana lalka, z głuchym łupnięciem runęła na ziemię i znieruchomiała.
Drzewa łamały się i padały, ludzie jęczeli. Buchnęły płomienie. Gryzący dym wypełnił powietrze.
A potem nagle… cisza.
Gaëton stoczył się z Isabelle.
– Nic ci nie jest? – zapytał.
Odgarnęła włosy z twarzy i usiadła.
Wszędzie widać było skulone ciała, płonęły drzewa i trawa, kłębił się czarny dym. Ludzie krzyczeli, płakali, umierali.
– Pomocy – zaskrzeczał stary mężczyzna.
Isabelle podpełzła do niego na czworakach. Zbliżywszy się, zobaczyła, że ziemia jest czerwona od jego krwi. Z rozerwanej na brzuchu koszuli wylewały się krwawe wnętrzności.
– Może jest gdzieś lekarz – wymamrotała. Nic innego nie przyszło jej do głowy. I wtedy usłyszała to znowu. Niskie, równe buczenie.
– Wracają. – Gaëton pociągnął ją i pomógł wstać. Pośliznęła się na lepkiej od krwi trawie i omal nie upadła. Niezbyt daleko od nich uderzyła bomba, eksplodując ogniem. Obok martwej kobiety Isabelle ujrzała płaczące niemowlę w brudnej pieluszce.
Chwiejnie ruszyła ku niemu. Gaëton szarpnął ją za ramię.
– Muszę mu pomóc…
– Twoja śmierć nic mu nie pomoże – warknął, ciągnąc ją tak mocno, że zabolało. Ogłuszona powlokła się za nim. Kluczyli pomiędzy wrakami samochodów i trupami. Ciężko ranni błagali o pomoc, ale nic nie można było dla nich zrobić.
Na skraju miasteczka Gaëton wepchnął Isabelle do małego kamiennego kościółka. W środku byli już inni ludzie kucający w kątach, leżący między rzędami ławek, obejmujący bliskich.
Samoloty zaryczały nad nimi, prując z karabinów maszynowych. Witrażowe okna rozprysły się, kolorowe odłamki zasypały kamienną posadzkę, tnąc skórę i mięśnie pechowców znajdujących się na ich drodze. Trzask drewna, w powietrzu kłęby kurzu. Pociski pomknęły przez kościół, przygważdżając ramiona i nogi leżących na podłodze. Ołtarz rozpadł się na kawałki.
Gaëton coś do niej mówił, a ona odpowiedziała, przynajmniej tak jej się wydawało, choć nie była pewna. Zanim zdążyła się nad tym zastanowić, kolejna bomba nadleciała z wizgiem, który bardziej wyczuła, niż usłyszała, i wybuchła, roznosząc dach kościoła.
7
Budynek szkoły podstawowej nie był duży według miejskich standardów, jednak dosyć obszerny, dobrze wyposażony i z pewnością wystarczający uczniom z gminy Carriveau. Wcześniej mieściły się w nim stajnie zamożnego właściciela ziemskiego, stąd kształt litery „U” z centralnym dziedzińcem jako miejscem dla powozów i dostawców. Miał szare kamienne ściany, jasnoniebieskie okiennice i drewniane podłogi. Dwór, do którego kiedyś przynależał, runął pod ogniem artyleryjskim w czasie Wielkiej Wojny i nigdy nie został odbudowany. Jak wiele innych szkół w małych francuskich miasteczkach, ta również znajdowała się na skraju miejscowości.
Vianne siedziała za stolikiem w swojej klasie, patrząc na jasne twarze dzieci i ocierając usta wymiętą chusteczką. Na podłodze przy każdej ławce leżały obowiązkowe maski gazowe. Obecnie dzieci wszędzie je ze sobą nosiły.
Grube ściany z kamienia i otwarte na oścież okna pomagały ograniczyć dokuczliwość słońca, ale i tak panował duszny upał. Bóg świadkiem, że i bez niego trudno było się skoncentrować na nauce. Wieści z Paryża były przerażające. Wszyscy mówili tylko o ponurej przyszłości i strasznej teraźniejszości. Linia Maginota została przerwana. Niemcy zajęli Paryż. Francuscy żołnierze ginęli w okopach i dezerterowali z frontu. Vianne od trzech dni, a ściśle biorąc od chwili, gdy zadzwonił jej ojciec, nie zmrużyła oka. Isabelle znajdowała się Bóg wie gdzie między Paryżem a Carriveau, a Antoine nie dawał znaku życia.
– Kto chciałby odmienić czasownik courir? – zapytała zmęczonym głosem.
– Czy nie powinniśmy się raczej uczyć niemieckiego?
Dopiero po chwili dotarł do niej sens pytania. Uczniowie, nagle zainteresowani, wyprostowali się w ławkach; ich oczy zabłysły.
– Słucham? – spytała i odkaszlnęła, by zyskać na czasie.
– Chyba powinniśmy uczyć się niemieckiego, a nie francuskiego.
To był Gilles Fournier, syn rzeźnika. Ojciec i trzej starsi bracia poszli na wojnę, zostawiając sklep na głowie matki i najmłodszego syna.
– I strzelania – dorzucił François, gorliwie kiwając głową. – Moja mama mówi, że my też powinniśmy umieć strzelać do Niemców.
– A moja babcia jest przkonana, że wszyscy powinniśmy wyjechać – wtrąciła Claire. – Pamięta ostatnią wojnę i uważa, że będziemy głupi, jeśli zostaniemy.
– Niemcy nie zdołają przejść przez Loarę, prawda, pani Mauriac?
W pierwszym rzędzie pośrodku siedziała Sophie, wychylając się do przodu z szeroko otwartymi oczami. Ona także niepokoiła się docierającymi do miasteczka pogłoskami. Przez dwa wieczory z rzędu płakała w łóżku, zanim nie zasnęła, zamartwiając się o tatę. Do szkoły zabierała ze sobą Bébé. Obok Sophie siedziała równie przestraszona Sarah, jej najlepsza przyjaciółka.
– To normalne, że się boimy – uspokajała Vianne. To samo powiedziała wczoraj córce i sobie, ale słowa brzmiały dziwnie pusto.
– Ja się nie boję – oświadczył buńczucznie Gilles. – Mam nóż. Zadźgam każdego brudnego szwaba, który pokaże się w Carriveau.
– To oni tu przyjdą? – Oczy Sarah zrobiły się okrągłe jak spodki.
– Nie – zaprzeczyła Vianne. Nie było to łatwe, ją samą strach dławił za gardło. – Francuscy żołnierze, wasi ojcowie, stryjowie i bracia, to najdzielniejsi ludzie na świecie. Jestem pewna, że kiedy tu rozmawiamy, oni zaciekle bronią Paryża i Tours, i Orleanu.
– Ale Paryż jest opanowany przez Niemców – zauważył przytomnie Gilles. – Co się stało z francuskimi żołnierzami na froncie?
– W czasie wojen stacza się bitwy i potyczki. Muszą więc zdarzać się porażki. Ale nasza armia nie pozwoli Niemcom zwyciężyć. Nigdy się nie poddamy. – Zbliżyła się do rzędów ławek. – Także my, choć zostaliśmy w domach, mamy ważną rolę do odegrania. Musimy być