Скачать книгу

sam fakt, że ją zobaczył, gwarantował uległość.

      – Po tym, jak wczoraj przywiozłem dziewczynki ze szkoły, Lidka dostała AirDropem kolejny plik.

      – Lidka?

      Skinął głową z irytacją.

      – Dopiero co zaparkowałem pod domem, a przyszło do niej nagranie.

      – I?

      – Od razu wyskoczyłem z auta i zacząłem szukać skurwiela – syknął Seweryn. – I wierz mi, że polowanie na krety to w porównaniu z tym nic.

      – Wierzę – przyznała, a potem rozejrzała się po metalowych szafkach. Whisky nie dostrzegła, ale jakaś butelka z pewnością była na wyciągnięcie ręki. – I przypuszczam, że nie znalazłeś tego człowieka.

      – Gdyby tak się stało, te kopce na zewnątrz świadczyłyby o czymś zupełnie innym.

      W to także nie wątpiła.

      – Musiał być nie dalej jak dziesięć metrów ode mnie, ale nie udało mi się go namierzyć – kontynuował Zaorski. – Najpewniej był po drugiej stronie domu i jak tylko Lidka przyjęła plik, uciekł.

      – Przyjęła go?

      – Mhm – potwierdził cicho. – Gdy tylko wyskoczyłem z samochodu.

      – I co w nim było?

      Seweryn westchnął, a potem zaczął sprawdzać kieszenie w poszukiwaniu telefonu. W końcu uniósł lekko daszek czapki, podrapał się po czole i rozejrzał. Znalazł komórkę na jednej z szafek.

      Odtworzył nagranie, które kolejny raz zaczynało się od dźwięków przywodzących na myśl kołysankę. Niewinna melodia nabrała złowieszczego charakteru, kiedy Burza przypomniała sobie wygląd obydwu ciał.

      Potem ponownie rozległ się dziewczęcy głos. I znów słowa po niemiecku.

      – Eins, eins, sechs. Dörfer.

      Burzyńska czekała na więcej, było to jednak wszystko, co powiedziała dziewczynka. Zaraz potem Seweryn odłożył komórkę na prowizoryczny stolik i zza niego wyjął butelkę whisky. Spojrzał pytająco na Kaję.

      – Jestem na służbie.

      – To dobrze. Służba jest jedną z dwóch rzeczy, które nadają sens życiu.

      Burza przyjrzała mu się, jakby starała się stwierdzić, czy ma do czynienia z tym samym człowiekiem, którego dotychczas znała.

      – Drugą jest miłość – dodał Zaorski. – A przynajmniej tak twierdził Jan Paweł II. W sumie to całkiem zasadne, o ile uczuciem, o którym mowa, darzy się whisky.

      Odkręcił butelkę starej glenburgie, a potem nalał do szklanki, którą podniósł z podłogi. Kaja poprawiła włosy, ale te jak zwykle nie chciały trzymać się za uszami.

      – Co to ma znaczyć? – spytała.

      – Że czasem czytam sobie JPII. Wielka mi rzecz.

      – Mam na myśli…

      – Chodziło mi z grubsza o to, że dobrze jest kochać i służyć. Szczególnie jak jest komu i czemu.

      – Seweryn…

      – Co? – spytał i pociągnął łyk. – Wolisz gadać o mówiącej po niemiecku dziewczynce, która ewidentnie zrobiła sobie przerwę w graniu w horrorach i przygotowała dla mnie wiadomość?

      – Tak.

      Skinął niechętnie głową i odstawił szklankę. Przypuszczała, że rozważał treść komunikatu przez całą noc i miał już serdecznie dosyć wszystkiego, co się z nim wiązało. Nie miało to jednak dla niej wielkiego znaczenia.

      – Od kogo Lidka dostała to nagranie?

      – Mówiłem ci, że…

      – Chodzi mi o nazwę urządzenia. Znów Fenol?

      Potwierdził zdawkowym skinieniem głowy.

      – A nazwa pliku?

      – Identyczna jak ostatnio. „Prawda.mp3”.

      Kaja zaklęła cicho. Liczyła na to, że choć na tym froncie coś ruszy. Przez chwilę zastanawiała się, czy w ogóle jest sens pytać Zaorskiego o jego przypuszczenia co do treści nagrania. Gdyby do czegokolwiek doszedł, z pewnością od tego by zaczął. I nie wyglądałby na tak zmordowanego.

      – Dlaczego się do mnie nie odezwałeś? – spytała. – Pomogłabym ci się nad tym głowić.

      – Byłaś dość wkurwiona.

      – O, zauważyłeś?

      Uciekł wzrokiem i nagle zaczął sprawiać wrażenie, jakby jego krzesełko wędkarskie go parzyło.

      – Nie chciałem pogarszać – dodał cicho. – Poza tym to jest zwyczajnie nie do rozgryzienia.

      Znów zaczął szperać w kieszeniach, a potem wyjął pogniecioną kartkę. Rozprostował ją na stoliku i przegładził. Kaja przesunęła wzrokiem po jego skąpych zapiskach.

      „11.42. 3.43.

      1, 1, 6, Dörfer.

      Fenol. Prawda”.

      – Beznadziejna sprawa – powiedział. – To nic nie znaczy.

      – A co to jest Dörfer?

      – Dwusylabowe słowo po niemiecku.

      – Seweryn…

      – Wsie, wioski – wyjaśnił szybko. – Wychodzi więc na to, że albo chodzi o sześć wiosek, sechs Dörfer, albo o szesnaście, sto szesnaście, osiem…

      – Osiem?

      – Dodałem liczby – odparł i wzruszył bezradnie ramionami. – Próbowałem już naprawdę wszystkiego, żeby to miało jakikolwiek sens.

      – Musi mieć. Inaczej Fenol by ci tego nie przysyłał.

      Seweryn znów się napił, a potem otarł usta.

      – Tak go teraz będziemy tytułować? – spytał.

      – Lepsze to niż skurwiel – odparła. – Poza tym sam się wyrywałeś do nazywania.

      Na moment zamilkł, a ona dostrzegła, jak powoli poważnieje.

      – Heidi to inna sprawa – oznajmił. – Pomaga pamiętać, że chodzi o człowieka, a nie tylko ciało.

      Kaja przez chwilę szukała odpowiedniego komentarza, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Miał rację. W pierwszej chwili każdy śledczy był wstrząśnięty widokiem martwego dziecka, ale po czasie zaczynał traktować dochodzenie w kategoriach zwykłej pracy. I w końcu zapominał, że dotyczyło kogoś, kto kiedyś żył.

      W tym wypadku nawet dwóch osób.

      Burzyńska cicho odchrząknęła.

      – Nie chodzi tylko o Heidi – powiedziała.

      – Hm?

      – Jest druga ofiara.

      – Że co? – wyrzucił z siebie Zaorski. – I dopiero teraz mi mówisz?

      – Tak, bo…

      – I jeszcze masz pretensje, że ja zachowuję coś dla siebie?

      Spiorunowała go wzrokiem.

      – Ty jesteś w tej chwili bezrobotnym tępicielem kretów. Ja policjantką uczestniczącą w dochodzeniu.

      Przez moment milczał, zbierając myśli. Widziała, że nie zamierza kontynuować tej przepychanki.

      – Chryste…

Скачать книгу