ТОП просматриваемых книг сайта:
Jego portret. Opowieść o Jonaszu Kofcie. Piotr Derlatka
Читать онлайн.Название Jego portret. Opowieść o Jonaszu Kofcie
Год выпуска 0
isbn 9788381698696
Автор произведения Piotr Derlatka
Жанр Биографии и Мемуары
Издательство PDW
Janusz Kofta, połowa lat 40.
Po latach Jonasz opowiadał znajomym, że urodził się w miejscu, gdzie stacjonował Erich Koch. Nie był to żart. Pod okupacją niemiecką na Wołyniu rzeczywiście powstał Komisariat Rzeszy Ukraina, na czele którego stanął Koch. Jak pisze Grzegorz Motyka, „prowadził [on] politykę maksymalnego wyzysku gospodarczego. Bezwzględnie ściągano kontyngenty żywnościowe, a w odpowiedzi na najmniejsze przejawy buntu – stosowano terror”112. Matka Kofty opowiadała Hannie Kossowskiej, przyjaciółce syna, że niedługo po jego narodzinach owinęła go w ojcowską koszulę, poszła do Niemców i tłumaczyła zdumionym żołnierzom, że mogliby ją odwiedzić, ale po co, skoro dziecko chore, chłód i w ogóle – warunki nie do życia. „Rozmawiała z żołnierzami swoim perfekcyjnym niemieckim – ogrywała to, że świetnie znała ten język. Dzięki temu była pod ochroną, dostawała od Niemców nawet słoninę. Pokonała ich sprytem i zaradnością”113 – mówi Hanna Kossowska.
Kiedy urodził się Janusz, na Wołyniu zaczynała się krwawa czystka etniczna zaplanowana przez ukraińskich nacjonalistów. W powiecie zdołbunowskim mordy zdarzały się już od roku 1942, a ofiary były grzebane na cmentarzu rzymskokatolickim w Mizoczu. Od wiosny 1943 roku do miasteczka przybywali w poszukiwaniu schronienia ocalali z pogromów Polacy z okolicznych miejscowości: Kolonii Budki (Budki Kudryńskie), Buszczy, Hurb, Kamiennej Góry, Majdańskiej Huty i wsi Piwcze, gdzie pracowała Marusia. Latem w pobliskiej polsko-ukraińskiej wsi Zielony Dąb (inaczej Góra Wereszczyńskich) doszło do masakry: Polaków kłuto nożami i palono żywcem, „z małych dzieci pozostały tylko fragmenty szkieletów”114. Do Mizocza uciekali także mieszkańcy Dermania – silnego nacjonalistycznego ośrodka ukraińskiego, gdzie „w siedzibie gromadzkiej rady były rozlepione na ścianach plakaty wzywające do eksterminacji lub usunięcia Moskali, lachiw, żydiw ta czechiw”115. W miasteczku Jonasza schronienia szukali także mieszkańcy Chiniówki, gdzie Ukraińcy spalili ponad czterdzieści polskich gospodarstw, mordowali Polaków i Żydów – w Mizoczu kryli ich Zygfryd Naumowicz i ksiądz Lucjan Krajewski. Polacy z eksterminowanych przez UPA wiosek zamieszkiwali opustoszałe pożydowskie domostwa, licząc na to, że w większym skupisku uda im się przetrwać. Na mizockim cmentarzu codziennie chowano przywiezione z okolicznych wsi zwłoki, wkrótce zabrakło na nie miejsca, zamordowanych chowano gdzie tylko się dało.
Koftowie żyli w ciągłym zagrożeniu. Zmiana nazwiska nie dawała gwarancji, że Mieczysław nie zostanie rozpoznany jako Żyd ani że nie zostanie zamordowany jako Polak. Latem 1943 roku, jak pisze Grzegorz Motyka, „na Wołyniu rozpętało się bezlitosne polowanie na wszystkich, u których można było doszukać się polskich korzeni. W rodzinach mieszanych narodowościowo zdarzało się, iż zmuszano do zabijania najbliższych”116. Mietek i Maria mieli tego świadomość. Wiedzieli też pewnie, że niektórzy Polacy z lęku przed Ukraińcami zgłaszali się na roboty przymusowe do Niemiec lub nawet byli werbowani przez Niemców do policji.
Stało się jasne, że Maria i Mieczysław nie mogą tam zostać, tym bardziej że dawny szkolny kolega Marusi zaczął rozpytywać o pochodzenie jej męża i czynić aluzje do tego, co się może z nim stać. Koftowie czuli się szantażowani. Trzeba było uciekać, zwłaszcza że latem 1943 roku w miasteczku pojawiły się pogłoski, że UPA ma napaść na Mizocz. Polacy pakowali się w popłochu i zastanawiali się, co dalej. „Miasteczko żyło jakby w stanie oblężenia, bowiem w związku z napadami wszyscy bali się opuszczać Mizocz. Stacjonujący jeszcze w Mizoczu Węgrzy organizowali na noce dodatkową obronę złożoną z Polaków – zbierali mężczyzn i wydawali im broń”117 – piszą Siemaszkowie. To właśnie przyjaźnie nastawione do Polaków węgierskie wojsko organizowało ucieczki stamtąd – koleją do Zdołbunowa i Równego. W przekazach rodzinnych zachowała się informacja, że Koftowie opuścili Mizocz w 1944 roku, jest to jednak mało prawdopodobne.
Pod koniec sierpnia 1943 roku UPA zaatakowała miasteczko. Mordowano sierpami, siekierami i nożami. Nie do końca wiadomo, ilu ludzi wówczas zginęło, historycy mówią o stu osobach. A także o tym, że posiłki węgierskie przestraszyły Ukraińców, którzy przerwali akcję i się wycofali. Miasteczko było prawie całkowicie spalone. Ocalała tylko nienaruszona cukrownia, w której pracował Mieczysław. Czy Koftowie byli jeszcze wtedy w Mizoczu? Jeśli tak, musieli go opuścić zaraz po tych wydarzeniach. Wyobrażam sobie, że pakowali się pospiesznie. Nie wiem, co ze sobą zabrali. Może jakieś dokumenty? Nic nie zachowało się z mizockich czasów. Ocalali uciekli koleją do Zdołbunowa – sądzę, że wśród nich byli Maria, Mietek i zaledwie kilkumiesięczny Jonasz. Ukraińcy strzelali do odjeżdżającego pociągu. Myślę, że kiedy 3 listopada 1943 roku nastąpił drugi atak UPA na miasteczko, Marusi i Mietka już w nim nie było.
W rodzinnych opowieściach współistnieją dwie wersje tego, co się dalej działo z młodym małżeństwem i ich niemowlęciem. Tę część historii można zapełnić tylko domysłami. Według pierwszej mieli dotrzeć do Żytomierza, według drugiej – do Borysławia. Na pewno ich celem był Lwów. Pewnie dlatego, że 22 lipca 1944 roku komunistyczna Krajowa Rada Narodowa ogłosiła powstanie prosowieckiego rządu polskiego – Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, który swoim zasięgiem objął województwa lubelskie, białostockie i lwowskie, zajęte przez Armię Czerwoną. Z Borysławia mieliby sto kilometrów, z Żytomierza – czterysta. Raczej nie kierowali się więc na wschód, chcieli przecież wrócić do Polski. Przypuszczam więc, że ich kolejną stacją był jednak Borysław – miasteczko, w którym w latach 1941–1943 przeprowadzono eksterminację większości Żydów. Koftowie nie mogli przebywać tu długo. Władze sowieckie szykowały już dla mieszkających tam Polaków akcję przesiedleńczą. Maria i Mieczysław postanowili więc udać się do Lwowa. Latem lub wczesną jesienią 1944 roku, po akcji „Burza”, dotarli do zajętego przez Armię Czerwoną miasta. Wojna miała się ku końcowi. Wkrótce – 3 stycznia 1945 roku – na świat miał przyjść młodszy brat Jonasza, Mirosław.
101 Grzegorz Hryciuk, Polacy we Lwowie 1939–1944. Życie codzienne, http://www.lwow.home.pl/hryciuk/hryciuk.html.
102 Mariusz Urbanek, Genialni. Lwowska szkoła matematyczna, Warszawa 2014, s. 107.
103 Tamże, s. 107.
104 Tamże, s. 113.
105 Mariusz Urbanek, Genialni. Lwowska szkoła