Скачать книгу

młodą, inteligentną, ładną, niezależną kobietą. Nie potrzebuję go.

      – Jak tam twoja nowa współlokatorka? Wie o twoich szalonych łowach? – dopytuje Carly.

      – No dobra, po pierwsze, nie ma mowy o żadnych łowach – mówię stanowczo Carly, wywracając oczami. – A tak poza tym, to jest wspaniała! Gwiazdy zdecydowanie się do mnie uśmiechają. – Puszczam do nich oko i czuję się bardzo pewna siebie.

      – Załatwiłaś bilety na musical Wicked dla pokoju 511? – pyta Robert, w tym samym momencie dzwoni telefon.

      Wręczam mu kopertę z biletami, a on odbiera.

      – Stanowisko konsjerża, mówi Robert. – Przez chwilę słucha z uwagą, po czym kieruje spojrzenie w moją stronę.

      – Saro, to Walter. – Robert odkłada słuchawkę.

      – Co? Ten Walter? – pytam, całkowicie skołowana.

      Walter nigdy mnie nie wzywa. Wątpię, czy w ogóle kojarzy, jak mam na imię. Jest drobnym, niskim człowieczkiem, który lubi zbierać nas wszystkich na cotygodniowych spotkaniach, podczas których mówi, jak nam idzie i co moglibyśmy zrobić, żeby szło nam jeszcze lepiej, przez cały czas zerkając na nasze spódniczki. Co prawda zawsze tylko patrzy, ale ja i inne dziewczyny i tak w dniu cotygodniowego spotkania najchętniej wkładamy spodnie.

      – Dokładnie. Walter, menedżer hotelu. Chce z tobą porozmawiać. Teraz – dodaje Robert.

      – Już idę. – Wygładzam dłońmi mundurek, po czym zmierzam w stronę gabinetów znajdujących się na tym samym piętrze co lobby, ale w oddzielonej części hotelu.

      Jeśli mam być szczera, to nie może to być nic dobrego. Trzęsę się tak bardzo, że muszę z całej siły zacisnąć usta, kiedy pukam do drzwi Waltera. Jego wygrawerowane na błyszczącej tabliczce nazwisko wpatruje się we mnie złowieszczo, jeszcze zanim z gabinetu rozlega się jego głos: „Proszę!”.

      Przekręcam gałkę i zmuszam się, żeby wmaszerować do środka pewnym siebie krokiem.

      Na widok Waltera za biurkiem przez głowę natychmiast przemknęła mi myśl: „Wyleje mnie!”.

      Unika kontaktu wzrokowego.

      Nie patrzy na moją spódniczkę.

      Zamiast tego wlepia spojrzenie w jakieś papiery i mówi:

      – Usiądź, proszę.

      Zaraz cię, kurwa, wyleje, Saro!

      A może dostanę awans?

      Może spisałam się tak dobrze, że zaraz mi zakomunikuje, że zostałam pracownikiem miesiąca?

      Nie, idiotko! Ktoś przyuważył, że pieprzyłaś się z hotelowym gościem w pokoju 1103 i w związku z tym masz przesrane.

      No tak, ale ten gość był wyjątkowo przystojny… – Jakaś część mnie próbuje się nieśmiało bronić.

      A co to w ogóle ma do rzeczy? – upiera się moje cholerne sumienie. – Pieprzyłaś się z nim na terenie hotelu i ktoś cię przyuważył. Teraz nie tylko już nigdy więcej go nie zobaczysz i nie poznasz jego imienia, ale również zostaniesz bez pracy.

      Moje ciało jest naprężone jak cięciwa gotowego do strzału łuku. Jestem tak spięta, że jeśli poruszę się zbyt szybko lub zbyt nieostrożnie, istnieje możliwość, że po prostu pęknę. Boże, błagam cię, nie pozwól, żeby Walter dowiedział się o pokoju 1103! – myślę, zajmując miejsce.

      – Zwalniamy cię.

      Przełykam ślinę.

      Kurwa.

      Naprawdę mnie wywalił.

      Serio, właśnie mnie wywalił.

      Zostałam na lodzie.

      Bez pracy.

      Mam kompletnie i całkowicie…

      …przesrane.

      O… mój… Boże.

      Ciężko mi znaleźć odpowiedź. Już drugi raz zostaję wywalona. A miałam w życiu tylko dwie prace. Jak to o mnie świadczy?

      Nagle czuję, że wcale siebie nie lubię. Czuję się jak robak. Cholernie wystraszony robak, który nagle został zupełnie sam w wielkim mieście i będzie musiał ponownie się wziąć do szukania pracy.

      – Czy… czy chodzi o coś, co zrobiłam? – Nerwowo wykręcam ręce.

      – Nie. Bardziej o to, czego nie robiłaś. Odnieśliśmy wrażenie, że jesteś mniej entuzjastycznie nastawiona niż niektórzy z twoich współpracowników. Poza tym robimy cięcia i kiedy zaczęliśmy się nad tym zastanawiać, doszliśmy do wniosku, że to ty jesteś najsłabszym ogniwem w naszym zespole. – Popycha okulary do góry, po czym wpatruje się w moje papiery. – Kiedy skończysz zmianę, zgłoś się po czek.

      Wow. I to by było na tyle?

      Żadnego: „Wszystkiego dobrego, Saro”, ani: „Miło było z tobą pracować”.

      Żadnego: „Dzięki za krawat, który dałaś mi na urodziny” ani nawet: „Saro, dzięki za pączki, które z dobrego serca cały czas nam przynosiłaś”.

      Wow.

      Jestem zaskoczona, że udaje mi się pewnym krokiem dojść do drzwi, ponieważ mam wrażenie, że świat wiruje wokół mnie jak karuzela, która na dodatek z sekundy na sekundę przyspiesza. Co ja teraz zrobię?

      Potykając się, docieram do toalety, gdzie szybko chowam się w kabinie. Wyrzucam z siebie bardzo górnolotne: „O kurwa!”, opieram głowę na dłoniach i odtwarzam w myślach rozmowę z Walterem. Jestem całkowicie zdruzgotana. Tata zawsze powtarzał, że tak skończę. Mój tata, który teraz rozwodzi się z mamą, bo najwyraźniej uważa, że nie jesteśmy dla niego wystarczająco dobre, miał rację – najwyraźniej do niczego się nie nadaję.

      Wybranie zawodu tancerki doprowadziło mnie donikąd.

      Skończę w jakiejś śmiertelnie nudnej pracy, bez „porządnego” wykształcenia uniwersyteckiego, które mogłoby mnie uratować.

      Z jękiem opieram się o drzwi kabiny i gwałtownie mrugam oczami, próbując powstrzymać cisnące się spod powiek łzy. Może naprawdę zasłużyłam na to, żeby mnie wylać. Walter się nie mylił – nie przepadałam za tą robotą. Chciałam ją kochać, tak jak kocham taniec, ale tak nie było. Pewnie miało to wpływ na jakość mojej pracy.

      Biorę się w garść i wychodzę z łazienki, czuję się wyczerpana i pokonana, jakbym była największą porażką na tej planecie.

      Nie płacz! – powtarzam sobie, zmierzając w stronę stanowiska konsjerża. – W domu popłaczesz sobie do woli. Teraz weź się w garść i skup się na pracy, bo jeszcze musisz tutaj spędzić trochę czasu.

      – Czego chciał Walter? – pyta Robert.

      Z trudem przełykam ślinę, a kiedy się odzywam, mój głos przypomina słaby pisk.

      – Wylał mnie.

      – Co? Wylał cię? – Robert robi wielkie oczy, jest w kompletnym szoku.

      Z kolei Carly nie wydaje się aż tak zaskoczona:

      – To takie smutne… Och, Saro, tak mi przykro…! – mówi.

      – Wiem. Kto cię zastąpi następnym razem, kiedy będziesz potrzebowała wolnego popołudnia? – odpowiadam szorstko, bo mój mechanizm samoobrony właśnie się włączył i stara się ukryć, jak bardzo jestem zraniona.

Скачать книгу