Скачать книгу

windy i wleczemy je korytarzem do mojego mieszkania.

      Odkładam swój ładunek, po czym otwieram drzwi i gestem zapraszam ją do środka:

      – Przywitaj się ze swoim nowym domem! – Zapalam światło i pomagam jej wtoczyć walizki do środka.

      Rozgląda się dokoła z uśmiechem na ustach.

      – Nie jest wielki, ale wygodny i w świetnej lokalizacji – mówię, prowadząc do jej pokoju. – To będzie twój pokój. Masz swoją pościel?

      Zapalam światło, a ona kiwa głową, wpatrując się w nagie łóżko na środku pokoju.

      – Wspaniale – mówię, rozsuwając zasłony. – Materac trzeba będzie trochę odkurzyć.

      Krzątam się po pokoju, zapalając lampki na stoliku nocnym i pokazując jej sypialnię.

      – Jak miło, że nie będę musiała spędzić kolejnej nocy w tym mieszkaniu sama! Lubię towarzystwo – mówię, a Bryn w tym czasie radośnie rozgląda się po pokoju.

      – Okej, teraz zasady… – Klaskam w dłonie na znak, że przechodzimy do konkretów. – Jeśli przyprowadzasz faceta, zamknij porządnie drzwi i róbcie to w twoim pokoju. Nie na kanapie. Druga sprawa, to dzielimy się po połowie wszystkimi rachunkami, również za zakupy. Inaczej jest straszne zamieszanie z podpisywaniem wszystkiego w lodówce. Jeśli chodzi o sprzątanie, to jeden z moich współlokatorów był strasznym niechlujem. Nie idź w jego ślady!

      Zmierzając w stronę drzwi, dodaję:

      – Sprzątasz swój pokój, a ja sprzątam swój. Pozostałe pomieszczenia sprzątamy na zmianę.

      – Brzmi dobrze! Hej, masz może dodatkowy ręcznik? Zapomniałam swojego.

      – Jasne. – Przynoszę ręcznik i rzucam w jej stronę, a ona łapie go w powietrzu i zanosi do łazienki, gdzie wiesza go równiutko na wieszaku. – No to skąd jesteś? – pytam.

      Przez następną godzinę poznajemy się ze sobą. Dowiaduję się, że Bryn jest z Ohio. Ma trzydzieści lat, czyli jest dwa lata starsza ode mnie, i przyjechała do Nowego Jorku w poszukiwaniu swojej wielkiej szansy. Cóż, jak my wszyscy…

      Kiedy jest już rozpakowana i siadamy do przyrządzonego przeze mnie makaronu, mam wrażenie, że znamy się od zawsze.

      – Czyli myślisz o własnym start-upie… Projektujesz ubrania? – pytam, popijając wino i zajadając moje popisowe danie, spaghetti carbonara.

      Bryn właśnie pakuje do ust porządną porcję makaronu, po czym wciąga dyndające z widelca nitki, jednocześnie wydając pełen aprobaty odgłos mmmmm. Parska cichym śmiechem, lekko wyciera usta serwetką i odkłada ją na bok.

      – Projektuję ubrania, choć czasem wykorzystuję stare ubrania w stylu vintage oraz niepotrzebne materiały i mieszam je z czymś nowym i świeżym – mówi, ze smutkiem spoglądając na swój pusty kieliszek do wina. – Tylko na razie nie jestem pewna, w jaki sposób mogłabym wprowadzić je na rynek. Lubię modę, ale nie jestem zbyt mocna, jeśli chodzi o biznes. Muszę się w tej dziedzinie trochę podszkolić, jeśli chcę wskoczyć na kolejny poziom.

      – I to dlatego potrzebujesz inwestora? – dopytuję, dolewając jej wina.

      – Tak.

      – Przykro mi, ale w tym ci nie pomogę – potrząsam głową, sobie też nalewając drugą lampkę. – Bardzo mi się podobają projekty, które mi pokazałaś na komórce, ale jestem w prawie takiej samej sytuacji jak ty.

      – Serio? – W jej oczach błyszczy zainteresowanie. – Nie mów, że też jesteś projektantką…?

      – Och, nie! Wcale nie. – Niecierpliwie macham ręką, a następnie upijam łyka wina i odstawiam kieliszek. – Jestem konsjerżką w hotelu Four Seasons. Ale moim prawdziwym marzeniem jest występować na Broadwayu. Przez całe życie byłam tancerką. Nawet kiedy złamałam nogę w kostce i leżałam w łóżku z nogą w gipsie, to całymi godzinami wyobrażałam sobie, że tańczę. – Uśmiecham się smutno na wspomnienie tamtych raczej smutnych i posępnych dni. A żeby nie pozostawać gołosłowną, chwytam nasze teraz puste talerze i podrzucając je w górę, tanecznym krokiem udaję się do kuchni.

      Kiedy słyszę jej śmiech, czuję się lekka i szczęśliwa.

      – Dobra jesteś! – mówi.

      Czuję, że naprawdę tak myśli. W jej głosie brzmi taka szczera zachęta, że natychmiast czuję się bardziej pewna siebie. Tak pewna siebie, jak parę lat temu, kiedy święcie wierzyłam, że pewnego dnia zostanę królową Broadwayu.

      – Och, jeszcze nic nie widziałaś! – zapewniam ją. Puszczam do niej oko, jednocześnie odkręcając kran i nalewając płyn do naczyń na gąbkę. Zaczynam myć naczynia, jednocześnie pogrążając się w myślach.

      – Na pewno coś znajdziesz. Rozglądałaś się chociaż za czymś? – Bryn przeciera podkładki, wkłada je do szuflady, po czym podchodzi, żeby pomóc mi wytrzeć naczynia.

      – Tak – odpowiadam, ale znowu się zamyślam. Po chwili słyszę samą siebie, jak wypowiadam na głos coś, co tak naprawdę wiem już od pewnego czasu. – Chociaż wydaje mi się, że jakaś część mnie odpuściła i wcale nie chce bardziej się postarać. Tak jakby moje serce nie było w stanie znieść kolejnego niepowodzenia.

      Zgrabnie wyciera kieliszki do wina, po czym podaje mi szmatkę, żebym mogła wytrzeć ręce.

      – Nie powinnaś wyręczać świata w podejmowaniu decyzji, Saro! Świat jest kapryśny i sam nie wie, czego chce. Czy nie lepiej jest pozwolić, żeby inni cię odrzucili, niż samej odrzucić wszystkie możliwości, jeszcze zanim dokładnie im się przyjrzysz? – Spogląda na mnie pytająco, marszcząc brwi.

      Przez chwilę się nad tym zastanawiam, po czym posyłam jej blady uśmiech:

      – Masz rację.

      Opieram się biodrami o blat i spoglądam na nią w nowy sposób. Bryn Heyworth kryje w sobie o wiele więcej, niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Jasne, jest słodka i śliczna, ale jest również bystra i cholernie ambitna.

      – Wow. Dobra z ciebie współlokatorka! Nie wiedziałam, że kiedy ze mną zamieszkasz, będę miała do dyspozycji terapeutkę dostępną dwadzieścia cztery godziny na dobę – mówię, dając jej żartobliwego kuksańca w bok, kiedy zmierzamy do naszych sypialni.

      – I nawzajem. Bo wiesz, właśnie po to są przyjaciele! A ja mam nadzieję, że możemy się nimi stać. To znaczy przyjaciółkami – mówi z nadzieją w głosie, kiedy każda z nas skręca w kierunku własnego pokoju.

      Z jakiegoś powodu jej opowieść o wymarzonym start-upie, na który próbowała znaleźć fundusze, przypomniała mi o moich własnych marzeniach. Kiedy wreszcie jestem w łóżku, nie mogę zasnąć. Maluję paznokcie u rąk i u stóp, po czym czekam, żeby wyschły, jednocześnie energicznie przeglądając na laptopie ogłoszenia dotyczące przesłuchań na Broadwayu. Jestem zdeterminowana, żeby coś znaleźć.

      Być może właśnie spotkałam wymarzoną współlokatorkę. Jeśli teraz znajdę jeszcze pracę marzeń, to jakbym znalazła się w siódmym niebie!

      A gdybym tak jeszcze odszukała faceta, w którym się podkochuję…

      Nie bądź taka zachłanna, Saro Davies! Nie możesz przecież mieć wszystkiego. Tyle że zupełnie niespodziewanie jakaś część mnie chce dzisiaj wierzyć, że owszem, jest to możliwe.

      Nie tego oczekiwałam

      Sara

      – Nadciąga kolejny garniak, Saro. – Carly daje mi kuksańca w bok za stanowiskiem konsjerża.

      Zerkam

Скачать книгу