Скачать книгу

radosna muzyka, a Honorata podśpiewywała pod nosem.

      Nowy dzień, nowe zatrzymanie, nowe wyzwania zawodowe – tak do tego podchodziła. Ostatnio się zmieniła. Zostawiła za sobą smutek, który zwykle jej towarzyszył. Zupełnie jakby odnajdywała nadzieję i radość w nadchodzącej wielkimi krokami jesieni.

      – Nie wiem, co bierzesz, Honia, ale chcę brać to samo – zażartował.

      Odpowiedziała mu perlistym śmiechem.

      Endriu zwolnił. Zbliżali się do celu. Minęli posesję numer osiem. Rozglądał się za dwunastką i miejscem do parkowania, ale zanim je zauważył, jego spojrzenie przykuł niebieski seat. Powoli wyłonił się z posesji, ostrożnie włączył do ruchu i w ślimaczym tempie minął radiowóz.

      Za kierownicą seata siedział mężczyzna. Oba auta jechały tak wolno, że Endriu zdążył spojrzeć mu w oczy i założyłby się, że zauważył w nich niepokój. Kiedy się minęli, silnik seata zawył.

      – Widziałeś?

      Endriu spojrzał najpierw na Honoratę, a potem w lusterko wsteczne, po czym podjął błyskawiczną decyzję. Wrzucił wsteczny i docisnął gaz.

      – To był on!

      Podskoczyli, gdy auto wjechało w wysoki krawężnik. Zahamował. Wrzucił jedynkę, maksymalnie skręcił kierownicę i wcisnął gaz do dechy. Auto ruszyło z impetem. Zbliżali się do głównej ulicy.

      – Wleciał w Starołęcką! W lewo! Szybciej, bo go stracimy! – Honorata błyskawicznie przeszła w tryb pościgowy. – Szybciej!

      – Kurwa, z choinki się wszyscy urwali?!

      Endriu otworzył okno i postawił na dachu policyjnego koguta. Hałas jak zwykle okazał się skuteczny. Wszyscy zwolnili, a radiowóz bez żadnych przeszkód skręcił w Starołęcką.

      – Tu zero zero dwa, potrzebne wsparcie. Prowadzimy pościg za niebieskim seatem toledo. Za kierownicą podejrzany. Lecimy za nim Starołęcką. Niech Kórnik zajedzie od strony Czapur.

      Uzupełniali się. Honorata prosiła dyżurnego o wsparcie, a Endriu skupiał się na zmniejszaniu dystansu dzielącego ich od uciekającego samochodu. Droga była zbyt wąska i uczęszczana, by ciągle jechać środkiem. Przyspieszał więc i gwałtownie hamował, lawirując między autami.

      Seat zniknął z pola widzenia i dopiero gdy udało im się wyprzedzić ciężarówkę, zauważyli go znowu. Nie mieli wiele czasu na reakcję. Przed nimi pojawiło się rondo. Musieli podjąć decyzję.

      – Lewo! Lewo! Kręć w lewo! Drugi zjazd! – wrzasnęła Honorata.

      Źle założyli. Nie jechał w stronę Czapur, tylko na Głuszynę. Endriu nie widział niebieskiej karoserii, ale miał pełne zaufanie do partnerki. Z całej siły wcisnął hamulec, a chwilę później skręcił gwałtownie w lewo. Nie zamierzał tracić czasu na objeżdżanie ronda. Pamiętał, że droga się rozwidlała. Prosto można było jechać na Czapury, a w lewo – na Głuszynę.

      Radiowóz jechał pod prąd. Do zjazdu nie było daleko. Endriu ocenił odległość na jakieś cztery pięć sekund jazdy. I wtedy na horyzoncie pojawiło się bmw. Było blisko, za blisko.

      – Kurwa! – Honorata odruchowo odsunęła się od drzwi, jakby tych kilkanaście centymetrów miało zapewnić jej bezpieczeństwo.

      Endriu docisnął pedał gazu, jednocześnie odbijając w lewo. Koła radiowozu otarły się o krawężnik. Rozległo się trąbienie. Ogromna siła pchnęła tył radiowozu.

      Skontrował kierownicą i spojrzał w lusterko. Bmw właśnie ich minęło. Nie słyszał charakterystycznego dźwięku zgrzytania metalu o metal. To był dobry znak. Udało mu się uciec.

      – O jebaniec! – warknął, gdy uznał, że niebezpieczeństwo minęło.

      Pościg trwał.

      Silnik wył. Miał sto dwadzieścia na liczniku i trzeci bieg. Seat pokazał się na chwilę, po czym zniknął za zakrętem.

      – Debil, całe życie przemknęło mi przed oczami! – Honorata roześmiała się nerwowo. – Pomyślałam o rachunku sumienia, ale na wszystkie grzechy było za mało czasu…

      – Na szczęście prowadzę lepiej niż Kubica i Hołowczyc razem wzięci!

      Wyjeżdżali z miasta. Po prawej stronie Głuszyny gęsty las zastąpił domy. Kilka chwil później po lewej stronie pojawił się płot i napisy.

      – Zaraz będziemy go mieli!

      Znowu docisnął gaz. Przed nimi był długi i prosty odcinek drogi. Widzieli seata. Zbliżali się do niego.

      – Ale mieliśmy fuksa, że podjechaliśmy pod jego dom. Kilka minut później i byśmy się minęli. – Honorata dotknęła broni.

      Byli już naprawdę blisko. Wystarczyło już tylko wyprzedzić podejrzanego, zajechać mu drogę, wyskoczyć i wyciągnąć go z auta.

      – Kurwa mać!

      Seat wyjechał na lewy pas, wyprzedził ciężarówkę i zniknął im z pola widzenia. Endriu spróbował zrobić to samo, ale z naprzeciwka jechały dwa samochody. Musiał odczekać.

      – Fuck! – Wszystko się w nim gotowało. – Ucieknie nam! Dałaś znać dyżurnemu, żeby Kórnik jednak podjechał od strony Głuszyny?

      Honorata nie odpowiedziała. Ciężarówka, od której dzieliło ich nie więcej niż kilkaset metrów, włączyła światła awaryjne.

      Endriu wjechał na lewy pas.

      – Fuck. Na lewym auto też stoi na awaryjnych. Coś się…

      – Zatrzymaj się!

      – Ale…

      – Stój, Endriu!

      Wrócił na prawy pas i z całej siły nadepnął hamulec. Radiowóz zatrzymał się zaraz za ciężarówką.

      – Ucieka! Kurwa, ucieka!

      – Honia, poczekaj!

      Endriu nawet nie zdążył na nią spojrzeć. Zostawiła otwarte drzwi i biegła przed siebie.

      – Czekaj! – wrzasnął, ale nie zareagowała. – Tu zero zero dwa. Podejrzany ucieka w las. Powtarzam, ucieka w las. Pieszo. Opuszczamy radiowóz. Głuszyna na wysokości Bazy Lotnictwa Taktycznego. Biegniemy za nim. Możemy być bez łączności. Mamy swoje komórki.

      Najważniejsze było to, by nie dopuścić do zwiększenia odległości między nią a mężczyzną w bladoszarej dresowej bluzie. Lawirował między drzewami z taką zwinnością, jakby od miesięcy uczestniczył w morderczych treningach. Honorata musiała dotrzymać mu kroku.

      Nie było łatwo, ale adrenalina robiła swoje. Musiała go dogonić, ale w tej chwili skupiała się przede wszystkim na biegu, oddychaniu i tym, żeby nie zgubić go z oczu. Seat rozbił się na drzewie, a kierowca zwiał do lasu. Nie widziała jego twarzy, nie wiedziała, czy ma jakieś obrażenia. Liczyła na to, że szybko osłabnie.

      Coraz trudniej było jej złapać oddech.

      – Stój! Policja! – krzyknęła, licząc na cud.

      Przyspieszył.

      Ona też. Wiedziała, że nogi zaraz odmówią jej posłuszeństwa. Walczyła ze swoim mózgiem i mięśniami. Całe życie z czymś walczyła. Dopiero kilka tygodni temu poczuła, że dotarła do bezpiecznej przystani.

      No dobrze, jeszcze nie dotarła. Docierała. Miała świadomość, że to ostatnia prosta. Jeszcze tydzień, może dwa, i będzie mogła odpocząć.

      – Policja! Zatrzymaj… się!

      Nie

Скачать книгу