Скачать книгу

niż zainteresowanie jego ogólnym stanem zdrowia. Sebastian jako jeden z nielicznych, a właściwie już jedyny, wiedział o jego mrocznej żądzy. Widział, jak daleko jest gotów się posunąć.

      – Wszystko dobrze, dzięki – odparł Billy neutralnym tonem. – A ty?

      – Żadnych wypadzików do sklepów zoologicznych albo schronisk dla psów? – ciągnął Sebastian, nie odrywając wzroku od kolegi.

      Billy wyprostował plecy i jednocześnie się rozejrzał. Wyglądało na to, że nikt z pozostałych nie zwraca na nich uwagi. Zrobił krok w stronę Sebastiana i ściszył głos.

      – Ten dowcip zaczyna zapuszczać brodę.

      – To nie dowcip.

      – Przestań. Mówię poważnie. – W głosie Billy’ego była taka hardość, że Sebastian nie wątpił w to nawet przez sekundę. – Wiem, co widziałeś, ale to było wtedy. Jeden raz. Od tamtego czasu nic się nie wydarzyło.

      – Okej, w porządku.

      – W takim razie odpuść.

      Nachylił się naprawdę blisko, Sebastian czuł na twarzy jego oddech. Przez kilka niemych sekund mierzyli się wzrokiem. Sebastianowi przeleciała przez głowę myśl.

      Billy może być groźny.

      Nie tylko dla zwykłego kota.

      – Okej, odpuszczę.

      – To dobrze – odparł Billy, zrobił krok do tyłu i dalej szykował sobie nowe stanowisko pracy. – Fajnie będzie znów razem pracować – kontynuował, jakby niedawna wymiana zdań się nie odbyła.

      Sebastian wstał z biurka i wrócił na swoje miejsce, gdzie już czekała Ursula. Krótko go uścisnęła na powitanie.

      – Fajnie cię znowu zobaczyć – powiedziała.

      – Jedna na troje – oznajmił Sebastian z uśmiechem i nieokreślonym gestem wskazał Vanję i Billy’ego. – Lepsza statystyka niż zwykle w moim przypadku.

      Ursula zrozumiała, że to miał być żart, ale niestety Sebastian powiedział samą prawdę.

      Cała siódemka zebrała się w jednej z dużych sal konferencyjnych, przy której Pokój na Kungsholmen wyglądał jak pomieszczenie kwalifikujące się do remontu. Lakierowany parkiet w jodełkę był przykryty dużym prostokątnym czerwonym dywanem. Na dywanie stał solidny dębowy stół, przy którym mogło się zmieścić dwanaście osób. Siadając, Billy pomyślał, że skórzane krzesła z wysokim oparciem są bardziej wygodne niż większość tych, które miał u siebie. U sufitu dostrzegł nowoczesne, ale funkcjonalne oświetlenie w formie trzech długich aluminiowych rurek z żarówkami w środku. Na ścianie wisiała biała tablica – kilka zdjęć sąsiadowało tam z mapą Uppsali. Mapę umieszczono za cienką taflą ze szkła, dzięki czemu można było robić na niej notatki i wymazywać, kiedy robiły się nieaktualne albo wymagały modyfikacji. Torkel zanotował w pamięci, żeby załatwić do Pokoju tego typu mapę Sztokholmu. Przy jednej ze ścian stała szafka z otwartymi drzwiczkami, za którymi znajdowały się uporządkowane stosy materiałów biurowych, kartek, bloków, długopisów, teczek i karteczek samoprzylepnych. Na szafce stały miska z owocami, butelki wody i coli. Pod sufitem wisiał supernowoczesny projektor skierowany na ścianę z tablicą – u góry widać było zrolowany ekran. W dwóch rogach stały przekręcane statywy z ekranami do wideokonferencji. Przez lata członkowie wydziału pracowali w różnych pomieszczeniach, ale to niewątpliwie było najbardziej luksusowe. Wyglądało bardziej jak miejsce zebrania zarządu w jakiejś notowanej na giełdzie spółce o bogatych tradycjach niż spotkania, na którym mieli omawiać zabójstwa i gwałty.

      – No dobrze – zaczęła Anne-Lie i zasunęła ostatnią zasłonkę w czerwono-pomarańczowe pasy w oknie wychodzącym na korytarz, żeby nikt nie mógł zajrzeć do środka. – No dobrze. Żeby mieć to z głowy, zacznijmy od naszego słonia w salonie. Sebastian…

      Wszyscy spojrzeli na Sebastiana, który akurat opadł na oparcie krzesła obok Ursuli z butelką wody mineralnej w ręku.

      – Zostaje – zawyrokowała Anne-Lie. – Ja go chcę, a to moje śledztwo.

      – Już tłumaczyłem, że zazwyczaj kiedy się pojawiamy, przejmujemy dowodzenie – wtrącił Torkel, patrząc na Vanję, ale Anne-Lie mu przerwała.

      – Nie tutaj. Z wielką chęcią przyjmę waszą pomoc, ale nie padnę plackiem jak zachwycona kmiotka tylko dlatego, że przyjechali państwo ze Sztokholmu.

      Ursula poczuła, że ją lubi. Spodobało jej się takie podejście i słowo „kmiotka”. Od dawna wyznawała tezę, że kompetencje jej kolegów malały w miarę oddalania się od dużych miast. Dobór słów mógł wskazywać, że znalazła bratnią duszę w ich nowej koleżance kierującej śledztwem.

      – Ale wiemy też – kontynuowała Anne-Lie, zwróciwszy się bezpośrednio do Sebastiana – że będziesz trzymał ptaka w gatkach i zachowywał się porządnie, bo inaczej wylecisz.

      Tak, Ursula była już pewna, że ją lubi.

      Sebastian skinął głową, przełknął łyk wody i otarł usta grzbietem dłoni.

      – Mogę od czasu do czasu go wyjąć, kiedy będę chciał się odlać?

      Anne-Lie nie zaszczyciła go odpowiedzią. Wysunęła krzesło przy krótszym boku stołu i usiadła.

      – Dobrze, to mamy już załatwione. W takim razie przystąpmy do rzeczy ważnych. Kto zacznie?

      Przesunęła spojrzeniem nad stołem. Carlos wstał i zapiął cienką puchową kamizelkę, którą nosił na swetrze i koszuli. Podszedł do tablicy i obok pozostałych zdjęć umieścił powiększoną fotografię paszportową kobiety. Miała rzadkie, przetłuszczone brązowe włosy, ciemne oczy, wyraźnie zarysowane kości policzkowe i wąskie usta.

      – Rebecca Alm, lat trzydzieści, urodzona w Nässjö, w wieku dwudziestu dwóch lat przeprowadziła się do Gävle, a więc mieszka tam od ośmiu lat. Pracowała na część etatu w stołówce chrześcijańskiej szkoły prywatnej Äng. Raczej nie utrzymywała kontaktów z kolegami z pracy. W ogóle robiła wrażenie samotniczki. Nie dysponuję diagnozą lekarską, ale koleżanka twierdziła, że miewała stany depresyjne czy coś w tym rodzaju – rzekł Carlos. – To na razie wszystko, wciąż nad nią pracuję.

      Skinął lekko głową sam do siebie, jakby chciał podkreślić, że już skończył, i wrócił na miejsce.

      – Znaleźliśmy w mieszkaniu telefon, ale nie było komputera – kontynuował Billy i skinął głową w kierunku zdjęcia Rebekki na ścianie. – Przeanalizuję go, jak tylko będę mógł, i sprawdzę, czy jest obecna w mediach społecznościowych.

      – Według sąsiada utrzymywała, że ją śledzą – wtrąciła Vanja.

      – Kto taki? – spytał Torkel i nachylił się z wyraźnym zainteresowaniem.

      – Tego sąsiad nie wiedział – odparła Vanja i lekko wzruszyła ramionami. – Nie zgodziła się jednak na założenie czujników przeciwpożarowych, bo uważała, że będą w nich kamery.

      – Dlaczego ktoś miałby chcieć ją śledzić? – spytała Anne-Lie i jednocześnie zapisała „śledzona?” na tablicy obok zdjęcia Rebekki. – Na pewno z kimś o tym rozmawiała.

      Odwróciła się do Carlosa. Ten powtórzył lekki ruch ramion Vanji.

      – Nic nam o tym nie wiadomo. Przynajmniej na razie.

      – Dobra, od jak dawna nie żyje?

      Ursula przeciągnęła się na krześle. Sebastian popatrzył

Скачать книгу