Скачать книгу

papierku z dzwonkiem zawieszonym na szyi”. Może już są takie w sklepach. Do Bożego Narodzenia zostało sto trzynaście dni. Odwracam kartkę i podpisuję: „Tessa Scott”. Tata mówi, że to dobre imię i nazwisko, ma tylko trzy sylaby. Jeśli uda mi się je napisać na kartce pięćdziesiąt razy, wszystko będzie dobrze. Piszę małymi literkami, takimi, jakich użyłaby Wróżka Zębuszka, odpisując na list dziecka. Boli mnie nadgarstek. Czajnik gwiżdże. Kuchnia wypełnia się parą.

      ROZDZIAŁ PIĄTY

      Czasem w niedzielę tata zawozi mnie i Cala do mamy. Wjeżdżamy windą na ósme piętro. Mama zazwyczaj otwiera drzwi i woła: „Jesteście!”, obejmując wzrokiem całą trójkę. Tata przystaje na chwilę na schodach i rozmawiają.

      Ale dzisiaj, kiedy otworzyła drzwi, tata wyraźnie chciał ode mnie uciec jak najszybciej i od razu cofnął się do windy.

      – Uważaj na nią – powiedział, pokazując mnie palcem. – Nie można jej ufać.

      Mama się roześmiała.

      – Dlaczego? Co takiego przeskrobała?

      Cal nie może wytrzymać z podniecenia.

      – Tata zakazał jej wyjścia do klubu.

      – Ach – mówi mama. – To całkiem do niego podobne.

      – Ale ona i tak poszła. Dopiero teraz wróciła do domu. Nie było jej przez całą noc.

      Mama uśmiecha się do mnie z zadowoleniem.

      – Spotkałaś jakiegoś chłopca?

      – Nie.

      – Spotkałaś. Jak ma na imię?

      – Nikogo nie spotkałam!

      Tata jest wściekły.

      – Typowe – syczy. – Cholernie typowe. Powinienem był wiedzieć, że nie mogę liczyć na twoje wsparcie.

      – Daj spokój – prosi mama. – Przecież nic jej się nie stało, prawda?

      – Spójrz na nią. Jest kompletnie wyczerpana.

      Cała trójka przygląda mi się przez chwilę. Nie mogę znieść ich spojrzeń. Robi mi się zimno i cały czas boli mnie brzuch. Odczuwam ten ból od czasu, kiedy kochałam się z Jakiem. Nikt mnie nie uprzedził, że tak będzie.

      – Przyjadę o czwartej – mówi tata, wsiadając do windy. – Od dwóch tygodni nie chce się poddać badaniu krwi. Zadzwoń do mnie, gdyby coś się działo. Zrobisz to?

      – Tak, tak, nie martw się. – Mama nachyla się i całuje mnie w czoło. – Będę się nią opiekowała.

      Siadamy z Calem w kuchni przy stole. Mama nastawia czajnik, znajduje trzy filiżanki wśród brudnych naczyń, stojących w zlewie, i myje je. Sięga do szafki po herbatę, wyjmuje mleko z lodówki i wącha je, wysypuje ciastka na talerz.

      Od razu wkładam sobie jedno do ust. Pyszne. Tania czekolada i cukier, czyli to, czego nie powinnam jeść.

      – Opowiadałam wam kiedyś o moim pierwszym chłopcu? – pyta mama, stawiając herbatę na stole. – Miał na imię Kevin i był zegarmistrzem. Uwielbiałam patrzeć, jak pracuje z lupą przy oku.

      Cal sięga po kolejne ciastko.

      – Ilu właściwie miałaś chłopców?

      Mama śmieje się, odgarnia długie włosy na ramię.

      – To pytanie chyba jest nie na miejscu.

      – Czy tata był najlepszy?

      – Och, wasz tata! – woła, przyciskając rękę do piersi w melodramatycznym geście. Cal rechocze.

      Kiedyś pytałam mamę, co jej się nie podobało w tacie.

      – Jest najrozsądniejszym mężczyzną, jakiego spotkałam – powiedziała.

      Miałam dwanaście lat, gdy od niego odeszła. Przez jakiś czas przysyłała nam pocztówki z miejsc, o których nigdy nie słyszałam – Skegness, Grimsby, Hull. Na jednej z nich było zdjęcie hotelu od frontu. „Tutaj pracuję – pisała. – Uczę się na cukiernika i tyję w oczach”.

      – I bardzo dobrze – skomentował tata. – Może pęknie.

      Wieszałam te pocztówki na ścianie w swoim pokoju – Carlisle, Melrose, Dornoch. „Mieszkamy w szałasie, jak pasterze – pisała. – Wiedzieliście, że haggis robi się z gardła, płuc, serca i wątroby owiec?”. Nie wiedziałam, podobnie jak nie wiedziałam, dlaczego pisze w liczbie mnogiej, ale lubiłam patrzeć na zdjęcie przedstawiające wieś John o’Groats i bezkresne niebo nad zatoką.

      Potem przyszła zima i postawiono mi diagnozę. Nie wiem, czy mama od razu uwierzyła w to, że jestem chora, bo trochę potrwało, zanim wróciła. Miałam trzynaście lat, kiedy wreszcie zapukała do naszych drzwi.

      – Ślicznie wyglądasz! – powiedziała, gdy jej otworzyłam. – Dlaczego twój tata zawsze widzi rzeczywistość w czarnych barwach?

      – Zamieszkasz z nami? – spytałam.

      – Niezupełnie.

      I wprowadziła się do swojego mieszkania.

      Od tej pory zawsze spędzamy czas tak samo, gdy ją odwiedzamy. Może dlatego że mama nie ma pieniędzy albo dba o to, żebym się nie przemęczała. W każdym razie będąc u niej, oglądamy filmy na wideo lub gramy w gry planszowe. Dzisiaj Cal wybrał Grę w życie. Jest beznadziejna i nigdy mi nie wychodzi. Mam męża, dwójkę dzieci i pracuję w biurze podróży. Zapominam jednak wykupić polisę ubezpieczeniową i kiedy przychodzi burza, tracę wszystko. Za to Cal zostaje gwiazdą muzyki pop i ma domek nad morzem, a mama jest wziętą artystką, którą stać na wielką rezydencję. Gdy wreszcie przechodzę na emeryturę, wcześniejszą, bo wciąż jestem niezłą laską, nawet nie sprawdzam stanu swojego konta.

      Potem Cal chce pokazać mamie najnowszą sztuczkę. Szuka monety w jej portmonetce, a ja ściągam koc z kanapy i przykrywam nim kolana.

      – W przyszłym tygodniu idę do szpitala – oznajmiam. – Pojedziesz ze mną?

      – Tata cię nie odwiezie?

      – A nie możecie być ze mną oboje?

      Zastanawia się przez chwilę.

      – Po co tam idziesz?

      – Znowu mam bóle głowy. Chcą mi zrobić punkcję lędźwiową.

      Mama pochyla się i całuje mnie. Czuję jej ciepły oddech na twarzy.

      – Wszystko będzie dobrze, nie martw się. Wiem, że wyzdrowiejesz.

      Cal wraca z monetą jednofuntową.

      – Patrzcie uważnie, moje panie – mówi.

      Nie chcę na to patrzeć. Nudzi mnie obserwowanie rzeczy, które znikają.

      Idę do sypialni i ściągam koszulkę przed lustrem. Jakiś czas temu zaczęłam upodabniać się do brzydkiego karła. Moja skóra zrobiła się szara, a kiedy dotykam palcem brzucha, mam wrażenie, że zapada się w nim jak w miękkim cieście. Wszystko z powodu sterydów. Podawano mi wysokie dawki prednizolonu i deksametazonu. To trucizny, przez które człowiek tyje, brzydnie i traci panowanie nad sobą. Od chwili, gdy przestałam je brać, zaczęłam się kurczyć. Teraz mam kościste biodra i wystające żebra. Znikam jak duch, uciekam sama przed sobą.

      Siadam na łóżku mamy i dzwonię do Zoey.

      – Co to jest seks? – pytam.

      – Biedactwo – użala się nade mną. – Facet nie był w tym dobry, co?

      – Nie

Скачать книгу