ТОП просматриваемых книг сайта:
Czarna księga. Orhan Pamuk
Читать онлайн.Название Czarna księga
Год выпуска 0
isbn 9788308057902
Автор произведения Orhan Pamuk
Жанр Современная зарубежная литература
Издательство PDW
— Jaką historię?
— Jakąkolwiek, pierwszą, jaka przychodzi panu na myśl.
— Pewnego dnia mężczyźnie ucieka żona, którą bardzo kocha — zaczął Galip. — On rusza na poszukiwania. Dokądkolwiek pójdzie, wszędzie, w całym mieście, trafia na jej ślady, ale jej samej nigdzie nie ma…
— Tak?
— To wszystko.
— Nie, nie, musi być dalszy ciąg! — zaprotestował stary felietonista. — Co udaje mu się odczytać ze znalezionych śladów? Czy jego żona jest piękna? Do kogo uciekła?
— Ze śladów znalezionych w mieście mężczyzna odczytuje własną przeszłość. Swoją i pięknej żony. Nie wie, do kogo uciekła, a może nie chce wiedzieć, gdyż wszędzie natrafia na ślady tego, co było, i zaczyna sądzić, że miejsce, do którego uciekła żona, oraz ten drugi mężczyzna muszą się znajdować w jakimś punkcie jego przeszłości.
— Ładny temat — pochwalił go staruch. — Tak jak radził Poe, coś o zmarłej lub zaginionej pięknej kobiecie. Ale pisarz musi wiedzieć, czego chce. Czytelnik nie zaufa komuś, kto okazuje niezdecydowanie. Dopełnijmy tę historię sztuczkami stosowanymi przez Celâla… Wspomnienia: niech miasto i piękne chwile w pamięci tego mężczyzny złączą się w jedno. Styl: niech wskazówki ukryte we wspomnieniach, zagubione w gąszczu wyszukanych zdań, prowadzą donikąd. Ignorancja erudyty: niech ten facet udaje, że nie wie, iż żona uciekła. Paradoks: okazuje się, że tym, do kogo żona uciekła, jest on sam. I jak? Widzi pan, potrafiłby pan napisać taki felieton. Każdy może to zrobić.
— Ale tylko Celâl pisał w ten sposób! — zawołał Galip.
— Zgadza się. Ale od dziś pan też będzie tak pisać — oświadczył stary felietonista tonem sugerującym koniec dyskusji.
— Jeśli chce go pan odszukać, powinien pan zajrzeć do jego felietonów — poradził redaktor kolumny plotkarskiej. — On jest gdzieś w nich. Jego teksty pełne są wiadomości wysyłanych do różnych ludzi, malutkich, specjalnych sygnałów. Rozumie pan?
W odpowiedzi Galip wyjawił, że w dzieciństwie Celâl pokazywał mu zdania, które tworzył z pierwszych i ostatnich wyrazów kolejnych akapitów. Gry słów i liter, stosowane do zmylenia cenzury i prokuratorów, łańcuchy słów tworzone z pierwszych i ostatnich sylab, duże litery układające się w zdanie, ukryte znaczenia, które wprowadzał, by rozzłościć „naszą ciocię”.
— Ciocia była starą panną? — spytał redaktor rubryki plotkarskiej.
— Nie wyszła za mąż — potwierdził Galip.
— Czy to prawda, że Celâl miał konflikt z ojcem o mieszkanie?
Galip oznajmił, że to „bardzo dawna sprawa”.
— Czy to prawda, że jego stryj, który był adwokatem, mylił protokoły rozpraw, kodeksy i ich wykładnie z restauracyjnymi menu i rozkładami rejsów promów?
Zdaniem Galipa ta opowieść, podobnie jak pozostałe, mogła być wymysłem.
— Rozumie pan, młody człowieku — oświadczył stary felietonista niemiłym tonem — to nie Celâl mu o tym opowiedział. Wszystkie te informacje nasz kolega, pasjonat pracy detektywistycznej i badacz filozofii hurufickiej, wyczytał w jego felietonach; wymagało to mrówczej pracy, jak kopanie studni igłą, ale cierpliwie wyłuskał spośród liter ukryte w ich gąszczu znaczenia.
Redaktor kolumny plotkarskiej oświadczył, że te gry mają zapewne jakiś sens, może mówią o wielkiej tajemnicy i może to właśnie ona zaprowadziła Celâla tak wysoko, wyżej niż innych felietonistów; musi jednak przypomnieć o czymś Galipowi:
— Dziennikarzom, którzy zbyt wysoko zadzierają nosa, pogrzeb urządza się albo z zasiłku, albo na koszt miasta…
— A jeśli, nie daj Boże, nie żyje? — wyraził przypuszczenie stary felietonista. — Nie podoba się panu nasza gra?
— Podobno stracił pamięć, prawda to czy wymysł? — spytał redaktor.
— I jedno, i drugie — odparł Galip.
— A te mieszkania, które wynajmował w mieście i nikomu nie zdradzał ich adresów?
— Tak samo.
— Być może siedzi teraz samotnie w jednym z nich, pogrążony w depresji, i wydaje ostatnie tchnienie — powiedział felietonista. — Wie pan, że on uwielbia tego rodzaju gry?
— Gdyby tak było, wezwałby do siebie kogoś bliskiego — zaoponował redaktor.
— On nie ma nikogo bliskiego — stwierdził felietonista i dodał: — A pan nawet nie powiedział nam, jak się nazywa.
Galip się przedstawił.
— Niech więc pan powie, panie Galipie — poprosił redaktor — czy pogrążony w depresji, zamknięty w czterech ścianach Celâl ma kogoś na tyle bliskiego, by mu przekazać literackie sekrety, swoje dziedzictwo? Chyba nie jest aż tak samotny?
Galip się zastanowił.
— Chyba nie jest aż tak samotny — powiedział z wahaniem.
— Kogo by do siebie wezwał? — spytał redaktor. — Może pana?
— Młodszą siostrę — rzucił Galip bez namysłu. — Ma przyrodnią siostrę, młodszą o dwadzieścia lat, to ją by wezwał. — Zamyślił się. Przypomniał sobie stary fotel ze sterczącymi zardzewiałymi sprężynami. Rozmyślał dalej.
— Chyba zaczął pan pojmować logikę naszej gry — stwierdził felietonista. — Wyciąga pan wnioski i delektuje się tym. Dlatego powiem bez ogródek: wszyscy hurufici źle kończą. Założyciel tej sekty, Fazlallah Astarabadi, został zabity jak pies, a jego trupa, obwiązawszy mu nogi sznurem, powleczono na plac targowy. Czy wie pan, że on zaczął — było to sześćset lat temu — od objaśniania snów, podobnie jak nasz pan Celâl? Tyle że zajmował się tym nie w gazecie, lecz w grocie za miastem…
— Jak dalece można zrozumieć człowieka za pomocą takich porównań, w jakim stopniu pozwalają one zgłębić tajemnicę życia? — spytał redaktor. — Mija trzydzieści lat, odkąd próbuję poznać niesłychane sekrety naszych żałosnych artystów, których na amerykańską modłę nazywamy gwiazdami. Dowiedziałem się jednego: ci, którzy twierdzą, że ludzie zostali stworzeni parami, są w błędzie. Nie ma dwóch takich samych ludzi. Każda z naszych biednych dziewczyn jest biedna na swój sposób. Każda nasza gwiazda jest jedna jedyna — to samotna, mała, biedna gwiazdka na niebie.
— Z wyjątkiem oryginału w Hollywood — wtrącił stary felietonista. — Czy wspominałem panu o oryginałach, których kopią był pan Celâl? Podkradał to i owo nie tylko od tych, których wymieniłem wcześniej, ale też od Dantego, Dostojewskiego, Mevlâny i Şeyha Galipa.
— Każde życie jest wyjątkowe i niepowtarzalne — zaprotestował redaktor. — Opowieść dlatego jest opowieścią, że nie ma innej podobnej do niej. Każdy pisarz jest ubogi i samotny.
— Nie podzielam tego poglądu! — zawołał stary felietonista. — Weźmy na przykład felieton zatytułowany Gdy opadną wody Bosforu, który tylu ponoć zachwycił. Czy nie jest to wszystko ściągnięte z ksiąg liczących tysiące lat, mówiących o oznakach zbliżania się końca świata i katastrofach poprzedzających nadejście Mesjasza, z sur Koranu opisujących dzień sądu, z dzieł Ibn Chalduna50 i Abu Chorasaniego? Do tego dołożył jeszcze historię jakiegoś