ТОП просматриваемых книг сайта:
Pożądana . Морган Райс
Читать онлайн.Название Pożądana
Год выпуска 0
isbn 9781632913890
Автор произведения Морган Райс
Серия Wampirzych Dzienników
Издательство Lukeman Literary Management Ltd
Poczuła, że ludzie w gęstniejącym z każdą chwilą tłumie zaczęli ją potrącać. Spojrzała w dół, chcąc zreasumować swój ubiór. Z zażenowaniem stwierdziła, że wciąż miała na sobie proste więzienne okrycie, które dostała od Kyle’a w Koloseum, w Rzymie. Miała płócienną tunikę, której szorstki materiał obcierał jej skórę, o wiele na nią za dużą, obwiązaną liną dokoła jej tułowia i nóg. Włosy były potargane, niemyte, przyklejone do twarzy. Wyglądała jak więzienny uciekinier lub jakiś włóczęga.
Czując coraz większą obawę, znów zaczęła rozglądać się za Calebem, Samem, za jakąkolwiek znaną jej twarzą, kimkolwiek, kto mógłby jej pomóc. Nigdy jeszcze nie czuła się taka samotna. Niczego tak nie pragnęła, jak ujrzeć ich w tej chwili, przekonać się, że nie przybyła tu sama, że wszystko będzie w porządku.
Lecz nie rozpoznała nikogo.
Może jestem tą jedyną, pomyślała. Może naprawdę jestem znów sama.
Na myśl o tym poczuła, jakby ktoś wbił jej nóż w brzuch. Chciała zwinąć się w kłębek, poczłapać z powrotem i schować się w kościele, zostać wysłana w inne czasy, w jakieś inne miejsce – gdziekolwiek, gdzie po przebudzeniu ujrzałaby znajome sobie twarze.
Ale musiała zebrać się w sobie. Wiedziała, że nie ma odwrotu, żadnej opcji poza drogą na przód. Musiała po prostu być dzielna, odnaleźć siebie w tym miejscu i czasie. Nie miała po prostu innego wyboru.
Musiała wydostać się z tłumu. Musiała pobyć przez chwilę sama, odpocząć, nakarmić się i pomyśleć. Musiała zdecydować, dokąd pójść, gdzie szukać Caleba i czy w ogóle można go tu odnaleźć. Równie ważne było, by zorientować się, dlaczego pojawiła się w tym mieście i w tym czasie. Nie miała nawet pojęcia, który to rok.
Jakiś człowiek otarł się o nią, przechodząc obok. Chwyciła go za ramię pod wpływem nagłego impulsu, chęci poznania daty.
Odwrócił się i spojrzał na nią zaskoczony gwałtownym zatrzymaniem w miejscu.
– Przepraszam – powiedziała, uświadomiwszy sobie, jak bardzo zaschło jej w gardle i jak niechlujnie wyglądała w chwili, kiedy wypowiedziała pierwsze słowa – jaki mamy rok?
I natychmiast poczuła zażenowanie, zdawszy sobie sprawę, że musiała wydać się mu szalona.
– Rok? – spytał zdezorientowany mężczyzna.
– Hmm… Wybacz, ale jakoś… nie pamiętam.
Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów, powoli potrząsnął głową, jakby doszedł do wniosku, że coś było z nią nie tak.
– Tysiąc siedemset osiemdziesiąty dziewiąty oczywiście. I jeszcze sporo czasu nam zostało do Sylwestra, więc naprawdę nie masz wymówki – powiedział, potrząsając głową drwiąco i poszedł w swoją stronę.
Tysiąc siedemset osiemdziesiąty dziewiąty. Znaczenie tych liczb dotarło do niej w ułamku sekundy. Przypomniała sobie, iż ostatnio był rok tysiąc siedemset dziewięćdziesiąty pierwszy. Dwa lata. Niezbyt odległa data.
A jednak, była teraz w Paryżu, całkowicie innym świecie w odróżnieniu od Wenecji. Dlaczego tutaj? I dlaczego w tym roku?
Zaczęła głowić się, rozpaczliwie próbując przypomnieć sobie zajęcia z historii, co takiego działo się we Francji w tysiąc siedemset osiemdziesiątym dziewiątym roku. Z zażenowaniem stwierdziła, że nic nie pamiętała. Zrugała się kolejny raz za swoją nieuwagę na zajęciach. Gdyby wiedziała wtedy, w liceum, że przyjdzie jej odbywać podróże w przeszłość, ślęczałaby do późnej nocy nad historią i zadała sobie trud nauczenia się wszystkiego na pamięć.
Teraz to już nie miało większego znaczenia. Teraz to ona stała się częścią historii. Miała okazję ją zmienić, jak również odmienić samą siebie. Zdała sobie sprawę, że przeszłość można było kształtować. Tylko dlatego, że jakieś wydarzenia zostały uwzględnione w książkach do historii nie znaczyło, że nie mogła ich zmienić, kiedy już cofnęła się w czasie. W jakiejś mierze już to zrobiła: jej pojawienie się w tych czasach miało wpływ na wszystko. A to z kolei, na swój nieznaczny sposób, zmieniło cały bieg historii.
Dzięki temu odczuła znaczenie swoich czynów jeszcze bardziej. Mogła kreować przeszłość na nowo.
Chłonąc całe to wytworne otoczenie, odprężyła się nieco, a nawet poczuła ożywienie. Przynajmniej wylądowała w urokliwym miejscu, przepięknym mieście i w idealnych czasach. Nie była to wszak epoka kamienia łupanego, ani też nie wylądowała pośród pustkowia. Wszystko wokół niej wyglądało tak nienagannie, ludzie ubrani byli ładnie, a brukowane ulice błyszczały od światła rzucanego przez pochodnie. Jedyną rzeczą, którą zapamiętała o Paryżu w osiemnastym wieku był fakt, że był to dla Francji okres przepychu, wielkiego bogactwa, w którym nadal rządy sprawowali królowie i królowe.
Caitlin zauważyła, że Notre Dame mieściła się na niewielkiej wysepce i poczuła potrzebę opuszczenia jej. Było tu po prostu zbyt tłoczno, a ona potrzebowała spokoju. Zauważyła kilka mostków wiodących na zewnątrz i ruszyła w kierunku jednego. Pozwoliła sobie żywić nadzieję, że być może intuicja prowadziła ją w jakimś konkretnym kierunku. Kiedy przekraczała most, zauważyła, jak piękna jest noc w Paryżu, rozświetlona pochodniami ciągnącymi się wzdłuż całej rzeki i blaskiem księżyca w pełni. Pomyślała o Calebie i żałowała, że nie ma go tu, by podziwiać widoki razem z nią.
Idąc przez most, spojrzała na wodę i powróciła do wspomnień. Myśli o Pollepel, o rzece Hudson nocą, o tym, jak księżyc rozświetlał rzekę. Odczuła nagłe pragnienie, by skoczyć z mostu, przetestować swoje skrzydła, zobaczyć, czy nadal może latać i unieść się wysoko ponad to wszystko.
Ale czuła się słaba i głodna, a kiedy odchyliła się, w ogóle nie poczuła obecności skrzydeł. Zmartwiła się, że podróż w czasie wpłynęła jakoś na jej zdolności, na jej moce. Wcale nie czuła się taka silna jak kiedyś. W zasadzie była niemal jak człowiek. Słabowita. Bezradna. Nie spodobały jej się te uczucia.
Kiedy pokonała most, ruszyła bocznymi ulicami. Wałęsała się godzinami, beznadziejnie zagubiona. Szła wijącymi się uliczkami, coraz bardziej oddalając się od rzeki, coraz dalej na północ. Miasto wprawiało ją w zadumę. Pod niektórymi względami przypominało Wenecję i Florencję z roku tysiąc siedemset dziewięćdziesiątego pierwszego. Podobnie jak oba te miasta, Paryż również wydawał się niezmieniony, nawet w stosunku do tego, jak przedstawiał się w dwudziestym pierwszym wieku. Nigdy tutaj nie była, ale widziała zdjęcia i była w szoku, rozpoznawszy tak wiele budynków i monumentów.
I tu ulice były w większości brukowane, zapełnione końmi z powozami i sporadycznie przejeżdżającymi jeźdźcami. Ludzie przechadzali się nieśpiesznie w szykownych strojach, jakby cały czas na świecie należał do nich. Podobnie też jak we Florencji i Wenecji, nie było tu żadnej kanalizacji. Caitlin nie mogła nie zauważyć odchodów walających się po ulicach, ani też nie wzdrygnąć się z powodu smrodu unoszącego się w upalnym, letnim powietrzu. Żałowała, że nie miała już przy sobie jednej z tych sakiewek z potpourri, które otrzymała od Polly w Wenecji.
Jednakże, w odróżnieniu od tamtych miast, Paryż był światem samym w sobie. Ulice były tu szersze, budynki niższe i piękniej zaprojektowane. Miasto sprawiało wrażenie starszego, bogatszego i piękniejszego. Nie było też aż tak zatłoczone: im bardziej oddalała się od Notre Dame, tym mniej ludzi widziała. Być może powodem tego była późna pora nocy, ale i tak ulice wyglądały na niemal puste.
Szła i szła, czując coraz większe zmęczenie w nogach i stopach, zaglądając w każdy kąt w poszukiwaniu