ТОП просматриваемых книг сайта:
Subtelna prawda. Джон Ле Карре
Читать онлайн.Название Subtelna prawda
Год выпуска 0
isbn 978-83-7508-820-5
Автор произведения Джон Ле Карре
Жанр Триллеры
Издательство OSDW Azymut
– Powiedzmy sobie szczerze, Toby, sztywniak z ciebie, mam rację? – Odjechała, na pozór do siostry w Suffolk, chociaż podejrzewał, że trzyma kilka srok za ogon, niedawno porzuconego męża nie wyłączając.
Toby, tak jak Isabel, uważał, że powinni się rozstać. Poszedł spacerkiem do Soho, na kawę i croissanta, co miało stanowić preludium do wielkiego przestępstwa. Siedział tam teraz, łykał w słońcu przedpołudnia cappuccino i tępo patrzył na przechodniów. Skoro taki ze mnie sztywniak, to jak, na Boga, wmanewrowałem się w tę koszmarną sytuację?
Szukając odpowiedzi na to pytanie i inne podobne, z przyzwyczajenia pomyślał o Gilesie Oakleyu, swoim tajemniczym mentorze i samozwańczym patronie.
Berlin.
Świeżo upieczony dyplomata, Bell, drugi sekretarz (sekcja polityczna), właśnie zjawił się na pierwszej zagranicznej placówce. Wojna z Irakiem była nieuchronna. Wielka Brytania wpisała się na listę uczestników, ale do wojny jej nie pilno. Niemcy i chciałyby, i boją się. Giles Oakley, szara eminencja ambasady – szybki jak błyskawica, szelmowski Oakley, który z niejednego pieca chleb jadł – szefuje sekcji Toby’ego. Wśród miriady zadań Oakleya jest nadzorowanie przekazywania brytyjskich informacji wywiadowczych w ręce niemieckiego łącznika. Zadaniem Toby’ego jest nosić teczkę za jego panem i władcą. Niemiecki Toby’ego jest już dobry. Toby jak zawsze uczy się błyskawicznie. Oakley bierze go pod swoje skrzydła, oprowadza po ministerstwach i otwiera przed nim drzwi, które w innym wypadku pozostałyby zamknięte przed osobą o tak niskim statusie. Czy Toby i Oakley to szpiedzy? Ależ skąd! To wysokiej rangi zawodowi brytyjscy dyplomaci, którzy jak wielu innych znaleźli się przy straganach rozległego szpiegowskiego targowiska wolnego świata.
Jedyny kłopot w tym, że im głębiej Toby wkracza w zaufane kręgi, tym bardziej rośnie jego obrzydzenie do zbliżającej się wojny. Uważa ją za nielegalną, niemoralną i skazaną na klęskę. Jego dyskomfort potęguje świadomość, że nawet najbardziej bierni z jego szkolnych kolegów wykrzykują na ulicach swoje oburzenie. Rodzice podobnie – w swej chrześcijańsko-socjalistycznej prawości wierzą, iż pierwszym celem dyplomacji powinno być nie lansowanie wojny, ale zapobieganie jej. Matka rozpaczliwie mailuje: Tony Blair – jej niegdysiejszy idol – zdradził nas wszystkich. Ojciec wspomaga ją tonem surowego metodysty, oskarża Busha i Blaira o grzech pychy i zamierza ułożyć opowieść o parze pawi, które opętane widokiem własnego odbicia przepoczwarzyły się w sępy.
Nic dziwnego, że słysząc takie głosy, a również własny, Toby zżyma się na myśl, iż ma wychwalać wojnę – i to przed kim, Niemcami! – a nawet zachęcać ich do udziału w awanturze. On również z pełnym oddaniem głosował na Tony’ego Blaira i teraz rzygać mu się chce, gdy widzi gierki premiera. Kiedy rusza operacja „Iracka Wolność”, miarka się przebrała.
Miejsce akcji: służbowa willa Oakleya w Grunewaldzie. Jest północ, gdy kolejny wyczerpujący Herrenabend – robocza kolacja dla nudziarzy płci męskiej – pomału zbliża się do końca. Toby pozyskał w Berlinie przyzwoity zastęp niemieckich przyjaciół, ale żaden dzisiejszy gość do nich nie należy. Nudny federalny minister, skrajnie próżny tytan przemysłu Ruhry, członek rodu Hohenzollernów i czterech parlamentarnych pasożytów w końcu wezwali limuzyny. Żona Oakleya, Hermione, dopełniwszy obowiązków pani domu kosztem zawartości butli dżinu, wyniosła się do sypialni. W salonie Toby i Giles Oakley omawiają kolacyjne rozmowy, szukając przydatnych okruchów informacji.
Nagle opanowanie Toby’ego znika.
– A pieprzyć i olać to całe cholerstwo – oświadcza, odstawiając z brzękiem kieliszek przezacnego calvadosu Oakleya.
– Jakie cholerstwo konkretnie? – pyta Oakley, pięćdziesięciopięcioletni leprechaun, prostując z rozkoszą krótkie nogi, co zwykł czynić w godzinie kryzysu.
Z niezmąconą uprzejmością wysłuchuje Toby’ego i beznamiętnie formułuje cierpką, chociaż niepozbawioną uczucia odpowiedź:
– Śmiało, Toby. Zrezygnuj. Podzielam twoją niedowarzoną opinię. Żaden suwerenny naród taki jak nasz nie powinien przystępować do wojny pod farbowanymi sztandarami, a tym bardziej dawać się kierować bandzie egomaniakalnych zapaleńców pozbawionych krzty historycznej świadomości. A już na pewno nie powinniśmy przekonywać innego suwerennego narodu, aby szedł za naszym haniebnym przykładem. Więc zrezygnuj w tej chwili. Jesteś właśnie tym, czego trzeba lewicowej prasie: kolejnym zagubionym głosem wołającego na puszczy. Jeśli się nie zgadzasz z działaniami rządu, nie czepiaj się klamki, żeby je zmienić. Zejdź z pokładu. Napisz wielką powieść, o której zawsze marzyłeś.
Ale Toby nie daje się łatwo zbyć.
– Do diabła, jakie stanowisko ty zajmujesz, Gil? Byłeś temu tak samo przeciwny jak ja, dobrze wiesz. Kiedy naszych pięćdziesięciu dwóch emerytowanych ambasadorów wystosowało protest, że to wszystko bujda na resorach, ciężko westchnąłeś i powiedziałeś mi, że żałujesz, że też nie jesteś na emeryturze. Mam czekać do sześćdziesiątki, żeby mówić, co myślę? To chcesz mi powiedzieć? Aż dostanę szlachectwo, indeksowaną emeryturkę i prezesurę miejscowego klubu golfowego? Czy to lojalność, czy po prostu trzęsiesz portkami, Giles?
Zagadkowy uśmiech łagodnieje, Oakley składa dłonie w daszek i delikatnie formułuje odpowiedź:
– Pytasz, jakie stanowisko zajmuję. Stanowisko przy stole konferencyjnym. Zawsze przy stole. Schlebiam, tłumaczę, apeluję do rozumu, przymilam się, nie tracę nadziei. Ale nie żywię oczekiwań. Trzymam się uświęconej dyplomatycznej zasady: umiar i jeszcze raz umiar i mierzę nią najpotworniejsze zbrodnie każdego narodu, własnego nie wyłączając. Zostawiam moje uczucia przed drzwiami sali konferencyjnej i nigdy nie wychodzę, zionąc ogniem, chyba że otrzymałem takie instrukcje. Jestem wręcz dumny z tego, że robię wszystko połowicznie. Czasem… niewykluczone, że to może być ten przypadek… podsuwam naszym szacownym panom i władcom ostrożne démarche. Ale nigdy nie staram się przebudowywać pałacu westminsterskiego w jeden dzień. Ty też nie powinieneś, jeśli nie chcesz zrobić z siebie napuszonego głupca.
Toby szuka celnej odpowiedzi, ale Giles kontynuuje:
– Jeszcze jedna rzecz, jeśli mogę, skoro jesteśmy tylko we dwóch. Moja ukochana Hermione, niezastąpione oko i ucho berlińskiego dyplomatycznego cyrku, powiada mi, że nawiązałeś nieprzystojny romans z żoną duńskiego attaché wojskowego, damą sławną z puszczania się na prawo i lewo. Czy to prawda?
Miesiąc później Toby zostaje skierowany do Ambasady Brytyjskiej w Madrycie, która nieoczekiwanie odkrywa, że potrzebuje młodszego attaché, doświadczonego w zagadnieniach obronności.
Madryt.
Mimo znacznej różnicy wieku i pozycji w hierarchii służbowej Toby i Giles pozostają w bliskim kontakcie. Na ile jest to związane z Oakleyowym pociąganiem za sznurki, a na ile jest dziełem przypadku, Toby może tylko zgadywać. Pewne jest tylko, że Oakley upodobał sobie Toby’ego w ten sam sposób, w jaki niektórzy siwiejący dyplomaci świadomie lub nie biorą pod swe skrzydła ulubionych młodych ludzi. Ruch w kanałach wymiany materiałów wywiadowczych Londyn–Madryt nigdy nie był tak błyskawiczny i znaczący. Ich tematem nie jest już Saddam Husajn i jego niezidentyfikowana broń masowej zagłady, ale nowe pokolenie dżihadystów, powołane do życia w wyniku ataku Zachodu na jeden z jak