Скачать книгу

cóż, dziwnie. Dios mío, schudłaś?

      Mrugam powiekami, blokując łzy.

      – José, nic mi nie jest. Tak bardzo się cieszę w twoim imieniu. Gratuluję wystawy. – Głos mi drży, gdy na tej tak bardzo znajomej twarzy widzę troskę, ale muszę panować nad sobą.

      – Jak się tu dostałaś? – pyta.

      – Dzięki Christianowi. – Nagle ogarnia mnie niepokój.

      – Och. – José rzednie mina. Puszcza mnie. – Gdzie on jest?

      – Tam, poszedł po coś do picia.

      Kiwam głową w kierunku Christiana i dostrzegam, że właśnie wymienia uprzejmości z kimś stojącym w kolejce. Christian podnosi wzrok i nasze spojrzenia się krzyżują. Przez krótką chwilę jestem jak sparaliżowana, gdy tak patrzę na tego niezwykle przystojnego mężczyznę, z którego twarzy nic się nie da wyczytać. Przewierca mnie gorącym spojrzeniem.

      O rany… Ten piękny mężczyzna chce, żebym do niego wróciła. Gdzieś w głębi mego jestestwa rodzi się powoli słodka radość.

      – Ana! – José sprawia, że wracam do rzeczywistości. – Tak się cieszę, że przyjechałaś. Słuchaj, powinienem cię ostrzec…

      Nagle w słowo wchodzi mu Panna Krótkowłosa i Czerwonousta:

      – José, chce się z tobą widzieć dziennikarka z „Portland Printz”. Chodź. – Obdarza mnie uprzejmym uśmiechem.

      – Super, no nie? Sława. – Uśmiecha się szeroko, a ja cieszę się razem z nim. – Później cię znajdę, Ano. – Całuje mnie w policzek i patrzę, jak podchodzi do młodej kobiety stojącej obok tyczkowatego fotografa.

      Wszędzie wiszą zdjęcia José; niektóre wydrukowano nawet na olbrzymich płótnach. Część jest czarno-biała, część kolorowa. Wiele pejzaży cechuje eteryczne piękno. Na jednej z prac, zrobionej nad jeziorem w Vancouver, jest wczesny wieczór i różowe chmury odbijają się w nieruchomej wodzie. Porywa mnie niezmącony spokój tego miejsca. To niesamowite zdjęcie.

      Podchodzi Christian i wręcza mi kieliszek białego wina.

      – Odpowiedni poziom? – Mój głos brzmi względnie normalnie.

      Patrzy na mnie pytająco.

      – Wino – wyjaśniam.

      – Nie. Ale na tego rodzaju imprezach rzadko zdarza się dobre. Chłopak ma talent, nie? – mówi Christian, podziwiając zdjęcie z jeziorem.

      – A myślisz, że czemu to jego poprosiłam, aby zrobił ci zdjęcia? – Duma w moim głosie jest oczywista.

      – Christian Grey? – Podchodzi do nas fotograf z „Portland Printz”. – Mogę zrobić panu zdjęcie?

      – Jasne.

      Cofam się o krok, ale Christian chwyta mnie za rękę i przyciąga do siebie. Fotograf patrzy to na mnie, to na niego i nie potrafi ukryć zdziwienia.

      – Dziękuję, panie Grey. – Pstryka kilka fotek. – Pani…? – pyta.

      – Ana Steele – odpowiadam.

      – Dziękuję, pani Steele. – Po tych słowach odchodzi.

      – Szukałam w Internecie zdjęć, na których miałbyś damskie towarzystwo. I nic nie znalazłam. Dlatego właśnie Kate myślała, że jesteś gejem.

      Usta Christiana wyginają się w uśmiech.

      – To tłumaczy twoje naganne pytanie. Nie, nie spotykam się z nikim, Anastasio, tylko z tobą. Ale to akurat wiesz. – Głos ma cichy i nabrzmiały szczerością.

      – Więc nigdzie nie zabierałeś swoich… – rozglądam się, czy nikt nie usłyszy – uległych?

      – Czasami. Ale nie na oficjalne spotkania. Na zakupy, no wiesz. – Wzrusza ramionami, nie odrywając wzroku od mojej twarzy.

      Och, a więc tylko pokój zabaw – Czerwony Pokój Bólu – i apartament. Sama nie wiem, co o tym myśleć.

      – Tylko z tobą, Anastasio – szepcze.

      Oblewam się rumieńcem i wbijam wzrok w dłonie. Na swój sposób jemu rzeczywiście na mnie zależy.

      – Twój przyjaciel wygląda mi bardziej na miłośnika krajobrazów niż na portrecistę. Rozejrzyjmy się. – Ujmuję jego wyciągniętą dłoń.

      Mijamy kilka kolejnych zdjęć i dostrzegam parę, która na mój widok uśmiecha się szeroko, jakby mnie znała. Pewnie dlatego, że jestem z Christianem. Ale jeden młody mężczyzna otwarcie się na mnie gapi. Dziwna sprawa.

      Skręcamy za róg i już rozumiem, skąd te dziwne spojrzenia. Na przeciwległej ścianie wisi siedem olbrzymich portretów – przedstawiających mnie.

      Patrzę na nie bez słowa, a z twarzy odpływa mi krew. Ja: nadąsana, roześmiana, ze zmarszczonymi brwiami, poważna, rozbawiona. Same czarno-białe zbliżenia.

      A niech mnie! Pamiętam, jak José bawił się parę razy aparatem, kiedy nas odwiedzał i kiedy ja mu służyłam za kierowcę i asystenta. Sądziłam, że tak sobie pstryka. A nie że robi takie niepozowane zbliżenia.

      Christian jak zahipnotyzowany przygląda się każdemu zdjęciu po kolei.

      – Wygląda na to, że nie jestem jedyny – mruczy zagadkowo pod nosem, a usta zaciska w cienką linię.

      Chyba jest zły.

      – Przepraszam – rzuca, przeszywając mnie ostrym spojrzeniem. A potem udaje się w stronę recepcji.

      A tym razem o co mu chodzi? Patrzę, jak rozmawia z ożywieniem z Panną Krótkowłosą i Czerwonoustą. Wyjmuje portfel i podaje jej kartę kredytową.

      Cholera. Na pewno kupił którąś z prac.

      – Hej. To ty jesteś muzą. Te zdjęcia są fantastyczne – odzywa się młody mężczyzna z szopą jasnych włosów, a ja aż podskakuję.

      Czuję na łokciu dłoń. Wrócił Christian.

      – Szczęściarz z pana – mówi Blond Szopa do Christiana, który w odpowiedzi mrozi go spojrzeniem.

      – A owszem – rzuca zwięźle i odciąga mnie na bok.

      – Kupiłeś któreś?

      – Któreś? – prycha, nie odrywając oczu od zdjęć.

      – Kupiłeś więcej niż jedno?

      Przewraca oczami.

      – Kupiłem wszystkie, Anastasio. Nie chcę, aby jakiś nieznajomy pożerał cię wzrokiem w swoim domu.

      Moją pierwszą reakcją jest śmiech.

      – Sam wolisz to robić? – pytam drwiąco.

      Gromi mnie wzrokiem, zbity z tropu moją zuchwałością. Tak mi się przynajmniej wydaje. I próbuje ukryć rozbawienie.

      – Szczerze mówiąc, tak.

      – Zboczeniec – mówię bezgłośnie i przygryzam dolną wargę, aby powstrzymać uśmiech.

      Teraz jego rozbawienie jest oczywiste. Gładzi się z namysłem po brodzie.

      – Nie sposób zaprzeczyć, Anastasio. – Kręci głową, a jego spojrzenie łagodnieje.

      – Pociągnęłabym ten temat, ale podpisałam NDA.

      Wzdycha, patrząc na mnie, i oczy mu ciemnieją.

      – Ależbym miał ochotę rozprawić się z tym twoim ciętym języczkiem – mruczy pod nosem.

      Doskonale wiem, co ma na myśli.

      – Jesteś bardzo niegrzeczny – rugam go. Czy on nie zna żadnych granic?

      Uśmiecha

Скачать книгу