Скачать книгу

barze pojawiłeś się ty i twój testosteron… no i Jack, a potem znaleźliśmy się tutaj. Wyleciało mi z głowy. To przez ciebie zapominam o różnych rzeczach.

      – Testosteron? – Kąciki ust mu drgają.

      – Tak. Zawody we wkurzaniu.

      – Już ja ci pokażę testosteron.

      – Nie wolałbyś się napić herbaty?

      – Nie, Anastasio, zdecydowanie nie.

      Jego oczy wwiercają się we mnie, paląc mnie spojrzeniem mówiącym: „Pragnę cię i wiem, że ty to wiesz”. To takie podniecające.

      – Zapomnij o niej. Chodź. – Wyciąga rękę.

      Moja wewnętrzna bogini robi potrójnego fikołka, gdy podaję mu dłoń.

      Za ciepło mi. Budzę się przytulona do nagiego Christiana Greya. Choć twardo śpi, mocno mnie obejmuje. Przez zasłony sączy się łagodne poranne światło. Moja głowa leży na jego piersi, a rękę mam przerzuconą przez brzuch.

      Unoszę głowę, przestraszona tym, że mogę go obudzić. We śnie wygląda tak młodo i beztrosko. I jest mój.

      Hmm… Unoszę rękę i niepewnie przesuwam opuszkami palców po włoskach na jego klatce piersiowej. Christian się nie rusza. Nie mogę w to uwierzyć. Naprawdę jest mój – jeszcze przez kilka cennych chwil. Nachylam się i czule całuję jedną z blizn. Jęczy cicho, ale się nie budzi, a ja się uśmiecham. Całuję drugą i wtedy jego oczy się otwierają.

      – Cześć. – Uśmiecham się zawstydzona.

      – Cześć – odpowiada ostrożnie. – Co robisz?

      – Patrzę na ciebie.

      Przesuwam palcami w dół jego brzucha. Chwyta moją dłoń, mruży oczy, po czym uśmiecha się szeroko. Uff. Moje sekretne dotykanie pozostaje tajemnicą.

      Och… dlaczego nie wolno mi cię dotykać?

      Christian nieoczekiwanie zmienia pozycję i wbija mnie w materac. Ostrzegawczo przytrzymuje mi dłonie. Muska nosem mój nos.

      – Niegrzeczna pani jest, panno Steele – rzuca, ale nie przestaje się uśmiechać.

      – Lubię być przy tobie niegrzeczna.

      – Czyżby? – pyta i całuje mnie lekko w usta. – Seks czy śniadanie? – W jego oczach lśnią wesołe iskierki. Jego męskość wbija się we mnie, a ja unoszę biodra. – Dobry wybór – mruczy i przesuwa ustami po szyi, kierując się ku piersiom.

      Stoję obok komody przed lustrem, próbując coś zrobić z włosami – naprawdę są już za długie. Mam na sobie dżinsy i T-shirt, a Christian, świeżo wykąpany, ubiera się za mną. Pożeram wzrokiem jego ciało.

      – Często ćwiczysz? – pytam.

      – Codziennie oprócz weekendów – odpowiada, zapinając rozporek.

      – Co robisz?

      – Bieganie, podnoszenie ciężarów, kick boxing. – Wzrusza ramionami.

      – Kick boxing.

      – Tak, mam osobistego trenera, byłego olimpijczyka. Ma na imię Claude. Jest bardzo dobry. Polubisz go.

      Odwracam się i patrzę, jak zabiera się za zapinanie białej koszuli.

      – Jak to polubię?

      – Spodoba ci się jako trener.

      – A po co mi trener? Ty utrzymujesz mnie w dobrej formie.

      Podchodzi do mnie niespiesznie i obejmuje. Nasze spojrzenia krzyżują się w lustrze.

      – Ale chcę, żebyś była sprawna, skarbie. Do tego, co mam na myśli, musisz być w świetnej formie.

      Oblewam się rumieńcem, gdy powracają wspomnienia z pokoju zabaw. Tak… Czerwony Pokój Bólu bywa wyczerpujący. Czy on zamierza z powrotem mnie tam wpuścić? A czy ja tego chcę?

      „Oczywiście, że tak” – krzyczy moja wewnętrzna bogini.

      Wpatruję się w jego niezgłębione, urzekające szare oczy.

      – Wiesz, że tego pragniesz – mówi bezgłośnie.

      Ponownie się rumienię, a w mojej głowie pojawia się nieproszona myśl, że Leila pewnie dotrzymałaby mu kroku. Zaciskam usta, a Christian marszczy brwi.

      – Co się stało? – pyta zaniepokojony.

      – Nic. – Kręcę głową. – Okej, spotkam się z Claude’em.

      – Spotkasz? – pyta z radosnym niedowierzaniem. Na widok jego miny uśmiecham się. Wygląda tak, jakby wygrał w totka, choć najpewniej nigdy nie wytypował żadnego numeru. Nie musi.

      – Tak, skoro to ma cię uszczęśliwić – burczę.

      Obejmuje mnie jeszcze mocniej i całuje w policzek.

      – Nie masz pojęcia jak bardzo – szepcze. – No więc na co masz dzisiaj ochotę? – Trąca nosem moją szyję, a moje ciało przebiega przyjemny dreszcz.

      – Chciałabym podciąć włosy i… eee… muszę iść do banku, aby spieniężyć czek i kupić samochód.

      – Ach – mówi znacząco i przygryza wargę. Sięga do kieszeni dżinsów i wyjmuje kluczyki do mojego małego audi.

      – Jest tutaj – mówi cicho, niepewnie.

      – Jak to jest tutaj? – O rany, w moim głosie słychać gniew. Cholera. Bo go czuję. Jak on śmie!

      – Taylor przyprowadził go wczoraj.

      Otwieram usta, po czym je zamykam. Powtarzam ten proces dwukrotnie, ale nadal nie mogę wydobyć z siebie głosu. Christian oddaje mi samochód. Cholera jasna. Jak mogłam tego nie przewidzieć? Cóż, każdy kij ma dwa końce. Sięgam do tylnej kieszeni dżinsów i wyjmuję kopertę z jego czekiem.

      – Proszę, to twoje.

      Christian posyła mi pytające spojrzenie, a kiedy rozpoznaje kopertę, unosi obie ręce i cofa się.

      – O nie. To twoje pieniądze.

      – Wcale nie. Chciałabym kupić od ciebie samochód.

      Wyraz jego twarzy ulega zmianie. Pojawia się na niej wściekłość, tak – wściekłość.

      – Nie, Anastasio. Twoje pieniądze, twój samochód – warczy.

      – Nie, Christianie. Moje pieniądze, twój samochód. Kupię go od ciebie.

      – Podarowałem ci go z okazji ukończenia studiów.

      – Gdybyś z takiej okazji dał mi pióro, to byłby odpowiedni prezent. Ty mi podarowałeś audi.

      – Naprawdę chcesz się o to kłócić?

      – Nie.

      – Świetnie. Tu masz kluczyki. – Kładzie je na komodzie.

      – Nie to miałam na myśli!

      – Koniec dyskusji, Anastasio. Nie przeginaj.

      Rzucam mu chmurne spojrzenie i wtedy przychodzi mi do głowy pewien pomysł. Drę kopertę na dwie części, następnie na jeszcze dwie i wyrzucam do kosza. Och, dobrze mi to robi.

      Christian przygląda mi się spokojnie, ale wiem, że właśnie podpaliłam lont i powinnam się odsunąć na bezpieczną odległość. Pociera brodę.

      – Prowokacyjna jak zawsze – stwierdza cierpko. Odwraca się na pięcie i wychodzi do drugiego pokoju. Nie takiej reakcji się spodziewałam. Oczekiwałam prawdziwego Armagedonu. Przyglądam się sobie w lustrze i wzruszam ramionami, decydując się na koński ogon.

      Zżera mnie ciekawość. Co robi Szary? Wychodzę

Скачать книгу