ТОП просматриваемых книг сайта:
Zgiełk wojny Tom 2 W głębi strachu. Kennedy Hudner
Читать онлайн.Название Zgiełk wojny Tom 2 W głębi strachu
Год выпуска 0
isbn 978-83-64030-92-5
Автор произведения Kennedy Hudner
Издательство OSDW Azymut
Douthat przytaknęła w milczeniu, jednak miała własne pomysły na wakacje odpowiednie dla Emily Tuttle.
I właśnie wtedy steward wniósł butelkę schłodzonego białego wina oraz dżin i tonik z lodem. Wilkinson skrzywiła się na widok toniku.
– Chcesz rozcieńczać porządny dżin? – oburzyła się. Steward wymamrotał przeprosiny, zabrał niepożądaną butelkę i czmychnął za drzwi. Obie kobiety nalały sobie i upiły po łyczku.
– Na bogów naszych matek – westchnęła z zadowoleniem psycholog. – Czekałam na to cały dzień.
– Wciąż mamy problemy, Martho – szepnęła Douthat. – Wróg nas zapędził w kozi róg. Ma większą flotę niż nasza, trzyma nasze światy jak zakładników. Nawet jeżeli zwyciężymy, zapłacimy za to wysoką cenę.
Wilkinson pokręciła głową.
– To głupcy. Myślą, że wygrają, bo mają przewagę liczebną. Ale nie odrobili porządnie zadania domowego, zanim zaczęli tę głupią wojnę. Gdyby to zrobili, wiedzieliby, że umiesz nie tylko panikować jak wariatka, ale masz jedną niebezpieczną cechę. Gdy walczysz, nigdy się nie poddajesz.
Z powagą trąciła kieliszek, który trzymała Douthat.
– Za Billy’ego MacLeoda, niech gnije w piekle na wieki wieków. I za prawo nieprzewidzianych konsekwencji.
Douthat prychnęła, ale upiła wina. Billy MacLeod był z nimi w Akademii, ale na wyższym roku. Alyce i Martha właśnie zaczęły drugi rok nauki. MacLeod ignorował niską, pulchną Douthat, ale spodobała mu się szczupła, wysoka i rudowłosa Wilkinson. Uczucie nie zostało odwzajemnione, jednak oziębłość Marthy prowokowała MacLeoda tylko do coraz bardziej agresywnych zalotów. U innego mężczyzny mogło to nawet uchodzić za urocze, ale MacLeod był brutalny do szpiku kości i zdecydowanie brakowało mu wdzięku. Zaczął dręczyć Marthę. Osiągnęło to szczyt na tydzień przed ostatnim weekendem, po którym MacLeod miał zakończyć studia. Martha i Alyce wybrały się wtedy na piwo. W jednym z barów rozdzielił je tłum. Początkowo Douthat się nie zaniepokoiła, jednak po paru minutach zaczęła się rozglądać za przyjaciółką.
Znalazła ją w pomieszczeniu dla personelu na zapleczu baru. MacLeod i dwóch jego kumpli przyciskało Marthę do podłogi. Zdążyli już zedrzeć jej bluzkę i biustonosz, dobierali się właśnie do spodni. MacLeod spoliczkował ją i stwierdził, że sama się prosiła. Martha szlochała i przeklinała – nigdy w życiu nie była tak przerażona.
Douthat wkroczyła bez zastanowienia. Wiele lat później przyznała, że powinna była raczej wykazać się sprytem i najpierw wezwać pomoc, ale wtedy nie przyszło jej to do głowy. Kopnęła jednego z mężczyzn w twarz, odepchnęła drugiego, po czym natarła na MacLeoda. Element zaskoczenia dał jej chwilową przewagę, ale w starciu trzech na jedną szybko ją straciła. Jeden z osiłków złapał Douthat z tyłu, a MacLeod przyłożył jej kilka razy pięścią w twarz.
Potem rzucili Alyce w kąt i zajęli się Wilkinson, nagą i zakrwawioną. MacLeod rozpiął rozporek, rozwarł jej nogi i ukląkł.
Zlekceważył Douthat, pobitą i leżącą gdzieś pod ścianą. Nie stanowiła zagrożenia.
Ale Douthat, choć została powalona, nie straciła przytomności. Wypluła ząb i wstała. Na półce stała butelka z wybielaczem. Douthat otworzyła ją i chlusnęła zawartością w twarz MacLeoda. Zaatakowany szarpnął się i wrzasnął, gdy płyn dostał się mu do oczu. Wtedy Douthat chwyciła miotłę i zamachnęła się na dwóch pozostałych mężczyzn. Podcięła im nogi. Martha opowiadała potem, że Alyce wrzeszczała jak banshee. Douthat nie była tego świadoma, pochłaniała ją prymitywna żądza mordu.
Czysta wściekłość jednak nie zawsze wystarcza, aby wyrównać szanse w walce. Po chwili zaskoczenia obaj mężczyźni ruszyli na Douthat, powalili ją na ziemię i zaczęli kopać. Douthat ugryzła jednego z napastników w łydkę, za co oberwała w głowę. Przetoczyła się i kopnęła drugiego w kolano. Rozległo się satysfakcjonujące trzaśnięcie.
Pierwszy miał znowu ją kopnąć, kiedy drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wbiegło czterech kadetów Akademii. Szybko ocenili sytuację, po czym spacyfikowali MacLeoda i jego kumpli do nieprzytomności.
Douthat spędziła tydzień w izbie chorych. Doznała wstrząśnienia mózgu, miała złamaną szczękę i straciła dwa zęby. Połamała sobie również kłykcie, a dłonie jej spuchły. Jedno podbite oko szybko się zagoiło, drugie jednak wciąż zamykała opuchlizna. Niezbyt ładny nos, zmiażdżony w walce, wymagał interwencji chirurga.
Kiedy Douthat przyjechała do budynku Akademii, czekał już na nią rektor.
– Pozwoliłem sobie przenieść twoje akta służby we Flocie z inżynierii do szkoły dowodzenia, Douthat – oznajmił. – Rzucanie się samotnie na trzech gości było głupie, ale widziałem, co im zrobiłaś, zanim cię powalili. W szkole dowodzenia uczymy, jak nie być głupim, ale trudno znaleźć ludzi, którzy nie boją się narażać w walce.
W akademiku Martha Wilkinson powitała ją wraz z kadetem, jednym z czterech, którzy rzucili się na pomoc tamtej pamiętnej nocy. Nazywał się Albert Hanaway. Martha wyszła za niego dwa lata później. Spędzili razem dwadzieścia sześć lat i wychowali cztery córki. Albert zmarł na serce w swoim domu i w otoczeniu najbliższych.
I tak oto przemoc i próba gwałtu sprawiły, że Martha spotkała przyszłego męża, a Alyce Douthat wkroczyła na ścieżkę kariery w dowództwie i została admirałem Floty Ojczystej w najcięższych dla Victorii czasach.
– Za prawo nieprzewidzianych konsekwencji – powtórzyła Alyce Douthat i uniosła lampkę wina w toaście.
Wilkinson wstała.
– Na mnie już pora. Przejrzyj ten raport, Alyce, nie odkładaj tego. I upewnij się, że ta dziewczyna, Tuttle, dostanie trochę wolnego.
Douthat skrzywiła się ze znużeniem.
– Chyba nie dane mi będzie zaznać dzisiaj snu.
Wilkinson uśmiechnęła się słodko.
– Nie bądź taka pewna. Dodałam ci środek nasenny do wina.
I chichocząc, wyszła.
Rozdział 2
Na pokładzie „Sowy Śmieszki”
Przy stacji kosmicznej na orbicie Timora
W sektorze Dominium
„Sowa Śmieszka” zeszła na orbitę synchroniczną kosmodromu wojskowego dwadzieścia pięć tysięcy mil nad Timorem. Za rufą okrętu ciągnęły się na dwieście mil zestawy sensorów pasywnych wychwytujące sygnały wizualne, radiowe i elektromagnetyczne z obszaru wokół stacji kosmicznej.
„Sowa Śmieszka” należała do korwet klasy Visby, nazwanej tak na cześć szwedzkich okrętów zwiadowczych, budowanych na Starej Ziemi i uznawanych za najlepsze w tamtych czasach. Chociaż we Flocie obowiązywała oficjalna nazwa „korwety klasy Visby”, wszyscy, którzy je poznali, pieszczotliwie przezywali je „sowami”. Były o połowę mniejsze od niszczycieli, ich kadłuby wykonano z nieprzenikliwych dla czujników kompozytów, a napęd zapewniały silniki