Скачать книгу

Kiedy znajdujemy się w centrum uwagi i wszyscy na nas patrzą, reagujemy często uczuciem wstydu. Niekiedy wstyd prowadzi do powstania strategii unikania. Pragniemy za wszelką cenę uniknąć tego, czego się wstydzimy. Takie strategie obronne mogą często prowadzić do powstania chorobliwych form wstydu. Jednakże wstyd jako ochrona własnej godności jest nieodłącznym atrybutem człowieka. Odkrycie to stało się udziałem współczesnej psychologii. Psychoanalityk żydowskiego pochodzenia Leo Wurmser w swoim klasycznym dziele Die Maske der Scham (Maska wstydu) dokonuje rozróżnienia między trzema formami wstydu: depresyjnym uczuciem wstydu, lękiem przed wstydem oraz obronną postawą zawstydzenia. Wielu ludzi próbuje utrzymać wstyd pod kontrolą, ponieważ jest on dla nich czymś nieprzyjemnym. Jednak właśnie wtedy to, czego się wstydzą, naprawdę się uwidacznia. Można to zauważyć na przykładzie lęku przed rumienieniem się. Nie chcemy, by inni zauważyli naszą reakcję. Jednak nasza twarz nie jest nam posłuszna. Lęk przed wstydem to przecież lęk przed „potraktowaniem jako słabego i przed odrzuceniem z pogardą”6. Wstydzimy się czegoś, co najchętniej byśmy ukryli. Odczuwamy również wstyd wobec innych. Nie chcemy, by zauważyli naszą nagość.

      W dalszej części nie będę kontynuować rozważań na temat wstydu, ale chciałbym raczej omówić reakcję Jezusa na lęk przed wstydem, jaką znamy z przekazu jego przemowy do uczniów, kiedy ich posyłał. Jezus wydaje swoim uczniom polecenie, by w Jego imieniu głosili Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, które jest bliskie. Bóg jest obecny. Jest blisko nas. Znakiem bliskości Boga są uzdrowienia chorych. Podobnie jak Jezus również Jego uczniowie mają uzdrawiać chorych, wskrzeszać zmarłych, oczyszczać trędowatych i wypędzać złe duchy. Jezus nie obiecuje jednak swoim uczniom świata wolnego od zła. Będą narażeni na prześladowania. Będą wydawani sądom i biczowani. Jezus wie, że uczniowie odczuwają lęk przed podjęciem misji w takiej napiętej sytuacji i boją się udzielać ludziom wyjaśnień i odpowiedzi. Odczuwają lęk przed osądzającym i skazującym wzrokiem innych. Boją się, że zostaną obnażeni. Jednakże Jezus tłumaczy im, że nie powinni się martwić: „W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was” (Mt 10,19n).

      Poruszono tu dwa różne aspekty lęku. Z jednej strony Jezus wspomina o obronie. Często rzeczywiście czujemy się zupełnie tak, jakby zaciągnięto nas przed sąd. Czujemy się zmuszeni do usprawiedliwiania własnego zachowania przed innymi lub też do obrony przed zarzutami innych. Jednak im bardziej utwierdzamy się na pozycji usprawiedliwiania, tym mniej korzystne staje się nasze położenie. Jeśli już raz zaczniemy tłumaczyć się z naszego zachowania przed innymi, nigdy nie przestaniemy tego robić. Będziemy wtedy szukać miliona wymówek, dlaczego nie mogliśmy postąpić lub wypowiedzieć się tak a nie inaczej. Jednakże każdy słuchacz zauważy, że ta strategia obronna wypływa z lęku. Obrona jeszcze bardziej wikła nas we własny lęk. Powinniśmy raczej posłuchać rady Jezusa: nie martw się tym, co masz powiedzieć. Nie obmyślaj sobie zawczasu obszernych usprawiedliwień. Zaufaj po prostu temu, co zostanie ci podsunięte. Wcale nie musisz szukać usprawiedliwień. Masz prawo być takim, jakim jesteś. Nie szukaj zatem w samym sobie podstaw do usprawiedliwiania się, lecz mów to, co nabiera kształtu w twoim sercu.

      Drugi aspekt ma swoje źródło w lęku, że ci, w obecności których się wypowiadamy, są do nas wrogo nastawieni, że mogą nas potępić i zranić. Jest to adekwatny opis naszego własnego lęku. Jeżeli odczuwam lęk przed kompromitacją w trakcie mówienia, wtedy zawsze pozwalam innym sobą rządzić. Uzależniam siebie i poczucie własnej wartości od człowieka stojącego naprzeciw mnie. Istotne jest dla mnie to, co on myśli na mój temat. Od tego uzależnione jest, jak ja sam się czuję. W tym momencie staje się on dla mnie władcą. Daję mu władzę nad sobą. Staje się on moim namiestnikiem. To nie ja sam, tylko on trzyma mnie w garści. I sam robię z siebie jego niewolnika, poddając się jego wyrokom. Moje dobre samopoczucie uzależnione jest od jego przyzwolenia. W ten sposób pozbawiam siebie samego wszelkiej wartości. Czuję lęk przed opinią innego człowieka. Lęk przed kompromitacją przed innymi wskazuje, że traktuję innych jako swoich wrogów. Nie pragną oni mojego dobra. Tylko czekają na stosowną chwilę, żeby obnażyć mnie, kiedy popełnię błąd. Wielu ludzi próbuje w tej krytycznej sytuacji poddawania krytyce zamknąć się w sobie. Mówi się o „kamiennej twarzy”, która nie pozwala spojrzeniom ludzi nas przeniknąć. Inni próbują stawić czoła wrogowi. Pokazują mu, jacy są. Jednak gdy taka otwartość napotka na swej drodze podstęp, intrygę i władczą postawę, kończy się to „niszczącym uczuciem wstydu”7.

      Jezus wskazuje nam metodę przezwyciężenia tego lęku. Kieruje do nas apel, byśmy nie martwili się i nie łamali sobie głowy tym, jak i co mamy powiedzieć. „W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was” (Mt 10,19n). Nie powinniśmy uzależniać się od słuchaczy i ich ewentualnego osądu, lecz mówić to, co podpowiada nam nasze wnętrze. Powinniśmy odwrócić się od ludzi i zwrócić ku naszemu sercu. Tam, w jego głębi, czujemy, co powinniśmy powiedzieć. Nasz umysł budzi w nas niepokój i dlatego wciąż rozmyślamy o tym, co inni mogą o nas pomyśleć. Kiedy jesteśmy w zażyłości z własnym wnętrzem, ufamy, że odnajdziemy w nas samych właściwe słowa. Jezus obiecuje nam, że w takich chwilach sam Duch Święty będzie mówił przez nas i w nas. Nie musimy przygotowywać się do rozmowy oraz rozważać wszystkich ewentualności. Powinniśmy po prostu zaufać temu, co w danej chwili w nas się budzi. To uwolni nas od lęku. Jeśli ufamy duchowi, który w nas przemawia, nikt inny nie będzie miał nad nami władzy. Jesteśmy w zażyłości z naszym wnętrzem. Mówimy to, co podpowiada nam serce i nie jesteśmy uzależnieni od władcy, któremu pragniemy coś udowodnić. Czasem w takich przypadkach muszę co chwilę sobie powtarzać: inny człowiek posiada nade mną tylko taką władzę, na jaką mu pozwalam. I z całą mocą muszę postanowić sobie: teraz nie dam mu nad sobą żadnej władzy. Ufam duchowi, który przemawia we mnie. Wtedy osąd innych nie będzie miał już dla mnie znaczenia.

      Pewien młody człowiek opowiadał mi, że przed każdą rozmową kwalifikacyjną w sprawie pracy wielokrotnie zastanawiał się nad tym, co ma powiedzieć i jak odpowiedzieć na pytania rozmówcy. Jednak te rozmyślania paraliżują go. Są one wyrazem jego lęku przed tym, że mógłby się skompromitować, że mógłby spotkać się ze złą oceną. Uzależnienie od osądu z zewnątrz potęguje nasz lęk. Dlatego rada Jezusa pomaga uwolnić się od uzależnienia od innych, od ich oczekiwań i osądów oraz zwrócić się ku własnemu wnętrzu i zaufać temu, co Duch Boga ofiaruje nam w postaci wewnętrznego głosu.

      Znam wielu ludzi, którzy nie mają odwagi wypowiedzieć się w obecności grupy. Uważają bowiem, że przecież inni potrafią przemawiać lepiej od nich. Czasem też boją się, że nie powiedzieliby tego, co mogłoby innych przekonać. Ci inni mogliby sobie pomyśleć: on (ona) jest głupi(a). On (ona) nawet nie wie, jak prawidłowo zbudować zdanie. W życiu tych ludzi powracają wszystkie kompleksy, z którymi mieli do czynienia w szkole. Najważniejszą rolę odgrywa tu przeświadczenie, że jesteśmy oceniani za nasze słowa. Ludzie ci tak mocno zakodowali sobie to ocenianie, że stale oceniają samych siebie. Uczucie bycia ocenianym powstrzymuje ich od tego, by spontanicznie wyrazić swoje myśli. Istnieją dwa sposoby, by uwolnić się od tego lęku. Pierwszym sposobem jest: pozwolić innym, żeby myśleli to, co im się podoba. Nie muszę łamać sobie głowy nad tym, co mogą sobie pomyśleć. Nie jestem uzależniony od ich osądu. Nie stoję przed ich sądem i nie drżę przed ich wyrokiem. Nie definiuję siebie na podstawie ich potwierdzenia lub wsparcia, na podstawie ich osądu lub potępienia. Definiuję siebie poprzez Boga. Jestem w rękach Boga. Drugi sposób: jestem sam ze sobą w dużej zażyłości. Wsłuchuję się w głos własnego wnętrza. Przysłuchuję się temu, co się we mnie budzi. Ufam głosowi mojego serca, ponieważ wierzę, że właśnie takim cichym głosem przemawia do mnie sam Duch Boży. To uwalnia mnie od ducha ludzi wokół mnie, który może być w stosunku do mnie nastawiony wrogo. Nie pozwalam, by sposób myślenia innych wpływał

Скачать книгу


<p>6</p>

L. Wurmser, Die Maske der Scham, Berlin 1993, s. 109.

<p>7</p>

Tamże, s. 27.