ТОП просматриваемых книг сайта:
Faraon wampirów. Bolesław Prus
Читать онлайн.Название Faraon wampirów
Год выпуска 0
isbn 978-83-7773-064-5
Автор произведения Bolesław Prus
Жанр Поэзия
Издательство OSDW Azymut
Ramzes zniecierpliwił się i zaczął chodzić po pokoju.
– Więc mam ci dać rewers na trzydzieści talentów? – zapytał.
– Jaki rewers? Po co rewers…? Co ja bym miał z rewersu…? Mnie książę odda w dzierżawę na trzy lata swoje folwarki w nomesach: Takens, Ses, Neha-Ment Meha-Pechu, w Sebt-Het w Habu…
– Dzierżawa? – rzekł książę. – Nie podoba mi się to.
– Więc z czego ja odbiorę moje pieniądze… moje trzydzieści talentów…?
– Zaczekaj. Muszę najpierw zapytać dozorcy stodół, ile przynoszą mi rocznie te majątki.
– Po co wasza dostojność ma zadawać sobie tyle pracy? Co wie dozorca…? On nic nie wie, jakem uczciwy Fenicjanin. Każdego roku jest inny urodzaj i inny dochód… Ja mogę stracić na tym interesie, a wtedy dozorca mi nie zwróci.
– Ale widzisz, Dagonie, mnie się zdaje, że te majątki przynoszą daleko więcej aniżeli dziesięć talentów rocznie…
– Nie chce książę zaufać mi, dobrze. Ja, na wasz rozkaz, mogę opuścić folwarki w Ses. Nie jest książę jeszcze pewny mego serca? No, więc ja jeszcze ustąpię Sebt-Het. Ale po co tu dozorca? Wyssać go i zakopać w piasku! Czy on księcia będzie uczył mądrości? O Astoreth! Ja bym stracił sen i apetyt, gdyby jaki dozorca, poddany czy niewolnik śmiał poprawiać mojego miłościwego pana. Ja bym takich wyssał z krwi do cna, choćbym się miał rozchorować! Tu potrzebny tylko pisarz, który napisze, że wy, najdostojniejszy panie, oddajecie mi w dzierżawę na trzy lata folwarki w tym, tym i tym nomesie. I potrzeba szesnastu świadków, że mnie spotkał taki honor od księcia. Ale po co służba ma wiedzieć, że ich pan pożycza ode mnie pieniądze?
Znudzony następca wzruszył ramionami.
– Jutro wieczorem – rzekł – przynieś pieniądze i sprowadź sobie pisarza i świadków. Ja o tym myśleć nie chcę.
– Ach, jakie mądre słowa! – zawołał Fenicjanin. – Obyś, najdostojniejszy panie, wiecznie cieszył się słodkim smakiem krwi…
I poszedł, a Ramzes zapatrzył się w okno.
Na brzegu Nilu, za północnym przedmieściem Memfis, znajdowała się posiadłość, którą następca tronu oddał na mieszkanie Sarze, córce Żyda Gedeona.
Dom był drewniany, jednopiętrowy, jak zwykle z tarasem, nad którym wznosił się płócienny namiot. Na parterze mieszkał czarny niewolnik Ramzesa, na górze Sara ze swoją krewną i służącą Tafet. Dom był otoczony ogrodem z drzewami oliwnymi, winem, orzechami i słodkimi kasztanami, ten zaś murem z niepalonej cegły.
Już dziesięć dni mieszkała w tym ustroniu Sara, pełna obawy i wstydu, kryjąc się przed ludźmi, tak że ze służby folwarcznej prawie nikt jej nie widział. W zasłoniętym buduarze szyła, tkała płótno na małym warsztacie lub zwijała wieńce z żywych kwiatów dla Ramzesa. Niekiedy wymykała się na taras i ostrożnie rozchyliwszy ściany namiotu, wyglądała na Nil pełen łodzi, których wioślarze śpiewali wesołe pieśni. Albo podnosiła oczy wyżej i patrzyła z trwogą na szare pylony królewskiego zamku, który milczący i posępny górował nad drugim brzegiem rzeki. Wówczas znowu uciekała do swoich robót i wołała Tafet.
– Siedź tu przy mnie, matko – mówiła. – Czemu stale schodzisz na dół?
– Ogrodnik przyniósł owoce, a z miasta przysłali chleby, wino i ptaszki. Musiałam to odebrać.
– Siedź tu i rozmawiaj, bo mnie strach ogarnia… Boję się…
– Czego się boisz, dziecko?
– Albo ja wiem? Zdaje mi się, że mnie porwał sęp i zaniósł do swego gniazda na skale, skąd zejść nie można…
Po zachodzie słońca, gdy nikt nie mógł jej widzieć, Sara bywała śmielszą. Wówczas wychodziła na taras i patrzyła na rzekę. A gdy z daleka ukazała się łódź oświetlona pochodniami, które na czarnej wodzie rzeźbiły krwawe i ogniste smugi, Sara obiema rękoma przyciskała swoje biedne serce, które drżało jak złapany ptak.
Tam płynął do niej Ramzes, a ona nie umiała powiedzieć, co się z nią dzieje. Czy radość, że zbliża się ten piękny młodzieniec, którego poznała w dolince, czy trwoga, że znowu zobaczy wielkiego władcę i pana, który ją onieśmielał.
– Nim rok minie, pan twój porzuci cię, a inni mu dopomogą – przestrzegał ją ojciec. – Gdybyś była Egipcjanką, wziąłby cię do swego domu na stałe, ale Żydówki zatrzymać mu nie uchodzi.
– Porzuci mnie? – powtórzyła Sara z westchnieniem.
Nagle rozległa się muzyka. Flet i arfa odegrały zwrotkę, po której odezwał się głos tenorowy, śpiewając:
– „Przyjdź i spocznij w ogrodzie. Służba, która do ciebie należy, przyniesie liczne naczynia i piwa wszelkich gatunków. Przyjdź, uświęcimy noc dzisiejszą i świt, który po niej nastąpi. W moim cieniu, w cieniu figi rodzącej słodkie owoce, twój kochanek spocznie po twojej prawicy, a ty go upoisz i powolną będziesz wszelkim jego żądaniom…”.
Wtem śpiew umilkł, zagłuszony wrzawą i tupotem wielu biegnących ludzi.
– Poganie! Wrogowie Egiptu! – zawołał ktoś. – Śpiewacie, kiedy wszyscy nurzamy się w strapieniu, i chwalicie Żydówkę, która czarami swoimi zatrzymała bieg Nilu.
– Biada wam! – wołał inny głos. – Depczecie ziemię następcy tronu. Śmierć spadnie na was i dzieci wasze!
– Ustąpimy, ale niech wyjdzie do nas Żydówka, abyśmy jej przedstawili nasze krzywdy!
– Uciekajmy! – krzyknęła Tafet.
– Nigdy! – odparła Sara, na której twarz łagodną wystąpił rumieniec gniewu. – Czyliż nie należę do następcy tronu, przed którym ci ludzie padają na twarz?
Wybiegła na taras cała w bieli, wołając do tłumu za murem:
– Oto jestem! Czego chcecie ode mnie?!
Gwar na chwilę ucichł, lecz znowu odezwały się groźne głosy:
– Bądź przeklęta, cudzoziemko, której grzech zatrzymuje wody Nilu!
W powietrzu świsnęło kilka kamieni rzuconych na oślep. Jeden uderzył w czoło Sarę.
Na dole Tafet krzyczała wniebogłosy, a niewolnik Murzyn, schwyciwszy topór, stanął w jedynych drzwiach domu, zapowiadając, że rozwali łeb każdemu, kto ośmieli się wejść.
– Dajcie no kamieni na tego psa nubijskiego! – wołali napastnicy.
Lecz gromada nagle ucichła, gdyż z głębi ogrodu wyszedł człowiek z ogoloną głową, odziany w skórę pantery.
– Ludu egipski – rzekł kapłan spokojnym głosem – jakim prawem podnosisz rękę na własność następcy tronu?
– Tam mieszka nieczysta Żydówka, która powstrzymuje przybór Nilu! Biada nam! Nędza i głód wisi nad Dolnym Egiptem.
– Ludzie złej wiary i słabego rozumu – mówił kapłan – gdzie słyszeliście, ażeby jedna kobieta mogła powstrzymać wolę bogów? Co rok, w miesiącu Tot, Nil zaczyna przybierać i do miesiąca Choiak rośnie. Czy działo się kiedy inaczej? Jakim więc sposobem kobieta mogłaby ściągnąć klęskę, której najpotężniejsi wrogowie sprowadzić nie potrafili…?
– Ojciec święty mówi prawdę! Mądre są słowa proroka! – odezwano się w tłumie.
– A jednak Messu, wódz żydowski, zrobił ciemność i pomór w Egipcie! – zaoponował