Скачать книгу

plusa. Osobliwie Hiszpan, bo w języku kastylijskim nie występują typowo katalońskie dźwięki, podobne do naszych [ź] i [dź]. Els Setze Jutges nie adresowali jednak swoich postulatów do cudzoziemców, ale do rodaków. Stowarzyszenie, istniejące od 1961 roku, powołano w celu popularyzowania języka katalońskiego i pieśni w tym języku. Marzeniem Sędziów było, by Katalończycy zaczęli pisać i śpiewać własne piosenki z tekstem, piosenki o czymś. Członkowie grupy zapatrzeni byli w twórczość autorów-pieśniarzy z Francji, szczególnie w Georges’a Brassensa. Od przekładania i śpiewania Brassensa zresztą zaczęli. Zrazu grupa miała charakter amatorski, jej założyciele mieli swoje prace, a śpiewaniem zajmowali się po godzinach.

      Ktoś może zapytać – ale przecież chyba działali nielegalnie? Prawda, że język kataloński nadal był wykluczony ze szkół i z oficjalnych dokumentów, ale od połowy lat pięćdziesiątych można było go używać w lokalnych periodykach, a nawet pieśniach. Byle nie o katalońskiej dumie i w ogóle nie o polityce. Zresztą pierwsze próby pisania po katalońsku późniejsi założyciele Els Setze Jutges popełnili już w 1957 roku. Dwa lata później młody poeta kataloński Lluís Serrahima opublikował w jednym piśmie manifest Ens calen cançons d’ara (Potrzeba nam pieśni teraźniejszych) i to ten artykuł stał się impulsem do powołania stowarzyszenia Sędziów.

      Po tłumaczeniach francuskiej piosenki przyszedł czas na pełnowartościową twórczość autorską. To zjawisko zyskało nazwę La Nova Cançó (Nowa Pieśń). Był to ruch naprawdę szeroki, daleko szerszy niż wąska grupa Sędziów – ale to oni nadawali ton, to w ich środowisku powstawały najciekawsze utwory.

      Romantyzm głosił tezę, że tożsamość narodu wyznacza odrębny język. Stąd ruch świadomości narodowej wśród Katalończyków, Basków i Galicyjczyków. Intensywność tego ruchu bywała różna. Dopiero La Nova Cançó – trzeba to jasno powiedzieć – uruchomiła silną potrzebę autoekspresji muzycznej także w pozostałych dwóch niekastylijskich narodach Hiszpanii. Lata sześćdziesiąte dwudziestego wieku to także chyba jedyny okres w dziejach kraju, kiedy owej potrzebie manifestowania odrębności narodowej towarzyszyła pełna solidarność pomiędzy mniejszościami. Śpiewający Katalończycy wspierali śpiewających Basków, widzieli też oznaki solidarności ze strony samych młodych Hiszpanów-demokratów.

      Do grupy Els Setze Jutges dołączali coraz nowi artyści, wśród nich naprawdę duże talenty – Joan Manuel Serrat, Francesc Pi de la Serra, Maria del Mar Bonet. Szesnastym „sędzią” został młody, niespełna dwudziestoletni Llach. Temu ostatniemu starsi Sędziowie radzili, żeby zajął się tłumaczeniami pieśni Joan Baez i Jacques’a Brela. On miał już jednak spory repertuar własny.

      Lluís piosenki tworzył jeszcze we wczesnym dzieciństwie, ale za swoją pierwszą „prawdziwą” uważa nostalgiczną Que feliç era, mare (Jakże szczęśliwy byłem, matko), do słów napisanych przez brata. Skomponował ją w 1965 roku. Dwa lata później, 22 marca 1967, już jako Sędzia wystąpił pierwszy raz publicznie w mieście Terrasssa, w… Ośrodku Moralnym i Katolickim. Jak wspominał potem, przez cały czas koncertu miał zamknięte oczy – trema zżerała go doszczętnie. Głos mu drżał – na szczęście robiło to wrażenie zamysłu artystycznego, bo po koncercie zebrał pochwały publiczności za wspaniałe wibrato… Miał już wówczas dużo własnych kompozycji, choć sporą część repertuaru stanowiły utwory dość naiwne. Sam wielki wielbiciel piosenki francuskiej, do kolejnych melodii nucił różne francuskie słowa, wtrącając czasem pojedyncze katalońskie. Nie inaczej było z najsłynniejszą jego pieśnią.

      5

      W lecie 1968 roku przyszła Llachowi do głowy melodia, do której uporczywie wsadzał powtarzane słowo tomba (słowo to istnieje i w katalońskim, i we francuskim, choć różnie się czyta i różne reprezentuje formy gramatyczne tego samego znaczenia „przewrócić się”). Do dziś w miasteczku Verges można oglądać pianino, na którym powstała piosenka – słusznie jest przedmiotem swoistego kultu. Z początku Llach tylko podśpiewywał sobie motyw pod nosem, ale wkrótce zorientował się, że koledzy nucą wraz z nim. Stopniowo obudował więc owo tomba pozostałymi słowami refrenu. Potem doszły zwrotki. Tytuł podpowiedziała mu znajoma poetka Maria Aurèlia Capmany. Gdy całość nabrała kształtów, Lluís Llach miał już jasny zamiar – pokazać, że system, który panuje w kraju, jest nie tylko antyspołeczny, ale też zepsuty od środka, że wystarczy wspólny wysiłek, by wyrwać się z niewoli. Ale rzeczywista siła pieśni L’estaca jeszcze do niego nie docierała.

      Miał już w tym czasie podpisaną umowę z lokalną wytwórnią płytową Concèntric, której wolno było wydawać piosenki po katalońsku w niskich nakładach. Czas był gorący – w Europie buntowali się studenci. Llach już wtedy czuł się dzieckiem francuskiej rewolty. Hiszpania tymczasem wysyłała na konkurs Eurowizji nie kogo innego, tylko samego Joana Manuela Serrata, jednego z Szesnastu Sędziów. Miał tam zaśpiewać niezwykle przebojową piosenkę La la la – niezły tytuł skądinąd… Serrat domagał się, żeby móc zaśpiewać ten nieskomplikowany utwór po katalońsku. Na to nie mogła zgodzić się komisja Eurowizji, która już zatwierdziła La la la z tekstem hiszpańskim.

      Serrat zresztą miał ukryty plan – zamierzał przemycić w konkursie inną, własną piosenkę El titiritero, również głównie po katalońsku. Byłby to absolutny zamach na reguły konkursu, ale Serratowi chodziło nie tyle o jego wygranie, ile o zwrócenie uwagi międzynarodowej opinii publicznej na problem Katalończyków i ich języka. Zaszantażował organizatorów w ostatniej chwili, oświadczając, że „albo zaśpiewa po katalońsku, albo odmawia występu”. Państwowa telewizja TVE szybko ściągnęła z zagranicy młodą gwiazdkę Massiel, która zaśpiewała La la la po hiszpańsku, wygrała konkurs, a Serrat zaczął uchodzić za nieugiętego bojownika o wolność katalońskiego słowa.

      W tym samym roku Llach dostał propozycję, by wystąpić na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Barcelonie. Koncern CBS oferował mu gażę 2 milionów peset – o ile zaśpiewa po kastylijsku (czyli hiszpańsku). Odmówił, bo, jak oświadczył, chce zarabiać na życie, przestrzegając przy tym zasad ideologicznych, etycznych i artystycznych. Do dziś zresztą jest zdania, że być pieśniarzem katalońskim to nie tylko zawód, nie tylko tytuł do chwały, ale po prostu czysta radość.

      W 1968 roku, w gorącej więc atmosferze, nagrywał Llach swoją trzecią płytkę, tzw. czwórkę. Miał już na nią trzy piosenki – Cop de destral, Cançó sense fiPer un tros del teu cos. Firma Concèntric domagała się czwartej. Niejako z marszu nagrał więc z muzykami studyjnymi L’estaca, zadowolony, że melodyjna i ważka pieśń trafi do sklepów. Nawet nie przypuszczał, do ilu…

      Jednak najpierw trzeba było przekonać cenzorów. W systemie totalitarnym to jedna z najważniejszych podstaw państwa. Nic dziwnego, że dopiero za ósmym podejściem, 28 czerwca 1968 roku, Llach otrzymał upragniony stempelek od urzędników Ministerstwa Informacji i Turystyki. Jak wspomina, chachmęcił, trochę fałszował, pomrukiwał. Wprawdzie cenzorzy mieli tekst przed nosem, ale wersja zaśpiewana brzmiała fatalnie. Puścili. Dali tylko adnotację, żeby piosenka nazywała się Ahir – Wczoraj. I najwyraźniej zapomnieli.

      Nieświadomi tej historii, kilkanaście lat później, śpiewając tę samą pieśń, tą samą metodą fałszowania i mruczenia przed cenzorem posłużyli się trzej studenci w Warszawie. Z równie pozytywnym skutkiem. Ale o tym w swoim czasie.

      W każdym razie, raz przystawiwszy pieczątkę, cenzorzy przestali zawracać sobie głowę piosenką o pastuchach. W końcu nie tylko Llach tworzył, musieli więc analizować całe mnóstwo kolejnych dzieł, by wyłapać ewentualne słowa bezpośrednio lub aluzyjnie godzące w ustrój. Może czujność ich uśpił też fakt, że mniej więcej w tym samym czasie Joan Manuel Serrat jął zapowiadać swoją wolę śpiewania

Скачать книгу