Скачать книгу

wiesz, o pieniądze. Znowu podnieśli podatki, a to mocno uderzyło w mojego ojca. Ale teraz wiem, że mogę dalej trzymać się Augustyna. Ojciec sprzedał jedną z naszych mniejszych posiadłości, więc mogę zostać. Mówi, że wie, iż nie mam zbyt wiele w głowie, więc dobrze, żebym sobie zapewnił najlepsze wykształcenie.

      – Wcale nie jesteś głupi, mój Alipiuszu – roześmiał się Honoratus. – Ale rozumiem to twoje „trzymanie się Augustyna”, jak to nazywasz – nawet w tak dziwacznej sprawie. Nie mogę natomiast zrozumieć jak Augustyn przekonał Harmodiusza. Przecież ten chłopak był mocno ugruntowany w swoich ideach. Spotkałem go tylko raz czy dwa – wyjechałem, jak wiesz, zaraz po jego przyjeździe – ale sprawiał wrażenie silnego charakteru, choć wygląda niemal jak dziewczyna.

      – Nie jest zniewieściały – odparł Alipiusz z niechęcią. – Trochę jak kobieta, zgadza się, ale nie zniewieściały. – Zrobił poważną minę. – Nie lubię go – mruknął w przestrzeń.

      Honoratus pokiwał głową.

      – Potrafisz być zaskakująco spostrzegawczy, mój Alipiuszu. Ale nadal nie rozumiem, jak Augustyn zdołał go przekonać do tej religii owoców, czy co to tam jest.

      – Nie nazywaj jej tak – skrzywił się Alipiusz. – Harmodiusz nie jest jednym z nas. Jeszcze nie.

      – A, to inna sprawa. Myślałem, że mówiłeś, że wszyscy tutaj zostali – jak to nazwałeś? – przyjęci, z wyjątkiem biednej Melanii?

      – Tak powiedziałem? No wiesz... nie masz pojęcia co tu się działo przez ostatnie kilka tygodni. Augustyn i Harmodiusz bez przerwy się kłócili. Augustyn zwyciężał i ustalali, że Harmodiusz zostanie jednym z nas, ale zaraz potem wyciągał nowe argumenty i wszystko zaczynało się od nowa. Po prostu zgubiłem rachubę.

      – A teraz obaj zamknęli się z wybranym. Wygląda na to, że Augustyn wezwał go na pomoc.

      Alipiusz parsknął.

      – Możesz sobie wyobrazić Augustyna wzywającego kogoś na pomoc w dyskusji? – zapytał. – Nie, nie jestem pewien, ale podejrzewam, że w pracowni odbywa się teraz ceremonia. Harmodiusz zostaje przyjęty. Musi być przy tym obecny wybrany, a Augustyn jest tylko słuchaczem.

      – Czyli przekonał w końcu Harmodiusza?

      Alipiusz westchnął głęboko.

      – Tak sądzę, wczoraj wieczorem. On... on bardzo lubi Harmodiusza. Nie mógł więc znieść tego, że do nas nie należy. Mogę go zrozumieć.

      Drzwi stanęły otworem i weszli przez nie, ramię w ramię, Augustyn i Harmodiusz, Alipiusz zesztywniał, ale Honoratus tego nie zauważył. Patrzył jak urzeczony na twarz Augustyna, poważną, napiętą, a jednak triumfującą. Spokojna dzikość, o ile w ogóle istnieje coś takiego, pomyślał. Harmodiusz był bardzo blady, ledwie wymruczał coś na powitanie.

      – W końcu połączyliśmy się nawet w tym – oświadczył Augustyn. – A to rzecz najważniejsza. Twój czas również nadejdzie Honoratusie.

      Honoratus chciał powiedzieć, że niespecjalnie zależy mu na warzywach, ale jakoś nie był w stanie wykrztusić ani słowa. Więc tylko przełknął i wreszcie powiedział z wysiłkiem:

      – Gdyby na wszystko, co dla ciebie święte, zapytano: „Dlaczego to zrobiłeś?”, co byś odpowiedział Augustynie?

      – Odpowiedziałbym tak – odparł natychmiast. – Wreszcie spotkałem człowieka, który potrafi mnie wyzwolić z wszelkich błędów i zaprowadzić do Boga za pomocą czystego rozumu.

      – Za pomocą rozumu?

      – Przyjacielu, wszystkich nas straszono w dzieciństwie okrutnymi przesądami, abyśmy przyjęli jakąś wiarę. Narzucano ją naszym nierozwiniętym jeszcze umysłom, używając do tego autorytetu. Dopiero teraz nauczyłem się nie wierzyć w nic, póki prawda nie zostanie dogłębnie przedyskutowana i dowiedziona. I tego właśnie zamierzam od tej pory nauczać.

      Zapadła cisza. Nie można temu zaprzeczyć, pomyślał Honoratus. Zauważył, że Alipiusz patrzy na niego z takim wyrazem twarzy, jakby mówił: „A nie mówiłem?”. Szybko odwrócił wzrok.

      – Brzmi to pięknie – powiedział bez przekonania. – Ale jak to wygląda w praktyce?

      – Teoria i praktyka to jedno i to samo – odparł Augustyn. – Jeśli twoja teoria jest prawdziwa, musisz ją przyjąć, a skoro ją przyjmujesz, będziesz działać zgodnie z nią. Nie zmuszałem Alipiusza, żeby został manichejczykiem. Nie zmusiłem Harmodiusza do przyłączenia się do nas, strasząc go piekłem. Przekonałem ich za pomocą logiki.

      – Słyszałem, że cesarz nie lubi manichejczyków – powiedział Honoratus ostrzegawczo. – Być może zostanie przeciw nim wydany edykt.

      – Cesarz lubi jeść mięso – burknął Alipiusz.

      – Cesarz jest bardzo daleko stąd – uśmiechnął się Augustyn. – I otaczają go tacy ludzie, o jakich właśnie mówiłem – ludzie, którzy nawet jemu narzucają prawa przesądów, wymachując mieczem boskiej władzy. Duchowo cesarz jest niewolnikiem – jak nimi byliśmy my wszyscy. I pamiętajcie, że kiedyś cesarze rzymscy nie lubili również chrześcijan, a nie powstrzymało to szerzenia się tej wiary. Podbiła nawet Rzym cezarów.

      Honoratus podrapał się w głowę.

      – Ale słyszałem, że nim to się stało, życie chrześcijan nie było zbyt przyjemne.

      – Prześladowania religijne ustały – stwierdził Augustyn z wielką pewnością siebie. – Żyjemy teraz w bardziej oświeconych czasach. A skoro poruszyłeś temat doczesnych niedogodności, rozważmy również korzyści. Nie jesteśmy jeszcze masowym ruchem i zapewne nigdy się nim nie staniemy, chyba że poziom umysłowy przeciętnego człowieka podniesie się dziesięć razy. Jesteśmy elitą. Większość naszych członków posiada wysoką, a często bardzo wysoką pozycję i nie trzeba chyba dodawać, że zawsze jesteśmy gotowi sobie pomagać. Używam tego argumentu jedynie dlatego, że wspomniałeś o potencjalnych niedogodnościach. To nie może i nie powinno wpływać na twoją decyzję.

      – Moją decyzję?

      – No tak. Oczywiście będziesz jednym z nas. Twój umysł jest zbyt dobry byś godził się na tyranię narzuconych przesądów. Dość często krzyżowałem z tobą miecze, żeby wiedzieć.

      Bardzo elegancko powiedziane, pomyślał Alipiusz. Już go dostał. Patrzcie, niemal mruczy jak kot. No cóż, mnie nie musiał schlebiać. Chciałbym tylko wiedzieć co zrobił Harmodiuszowi. Widzicie? Nadchodzi... Jedyna doktryna, która wyjaśnia wszechświat, rozwiązanie problemu istnienia zła. Nawet ja jestem w stanie ją pojąć. To ma sens. „Wina” jest niczym więcej, jak czymś, co wpoili ci w dzieciństwie ludzie, którzy chcieli tobą rządzić za jej pomocą. To jest w tym wszystkim najlepsze – tyle ci zdejmuje z głowy. Możesz patrzeć jak walczą w tobie dwie wrogie armie, możesz usiąść i je obserwować, jak rozumny obserwator, zamiast patrzeć na siebie i czuć się tak, jakbyś sam sobie pluł w twarz. Nie musisz czołgać się na kolanach do kapłanów i wyznawać swoich grzechów jak chrześcijanie i przyjmować pokutę od jakiegoś rozgniewanego białowłosego starca, który już dawno zapomniał jak smakuje zakazany owoc. Może właśnie to przekonało Augustyna...

      Ale oczywiście najbardziej liczy się prawda. A wiedziałeś, że to prawda, ponieważ wyjaśnia samo istnienie zła. Nic innego nie wyjaśnia jego istnienia. Do Honoratusa też to już zaczyna docierać. To nieuniknione. Już teraz ma ten urzeczony wyraz twarzy. Augustyn przemawia jak Demostenes, który wreszcie wyjął z ust kamyki.

      Biedna Melania miała rację. Mógłbyś go słuchać i patrzeć jak przemawia przez cały dzień i nigdy nie mieć dosyć. Nie powinien jej za to wyklinać. Dziewczyna powiedziała po prostu prawdę.

      Tylko

Скачать книгу