Скачать книгу

rel="nofollow" href="#n_820" type="note">[820], obcięte równo nad brwiami, a po bokach spływające w złotych zwojach na ramiona — i zbliżał się szybko, rosły, hoży[821], do giermka z wielkiego domu zupełnie podobny.

      Jagienka odwróciła się całkiem do Maćka, aby przez to okazać, że tylko do niego przyjechała, lecz Zbyszko przywitał ją wesoło, a następnie wziąwszy jej rękę, podniósł ją do ust mimo oporu dziewczyny.

      — Czemu mnie w rękę całujesz? — spytała — czy to ja ksiądz?

      — Nie brońcie się! To taki zwyczaj.

      — A choćby cię i w drugą pocałował za to, coś przywiozła — wtrącił Maćko — nie byłoby nadto.

      — Co zaś przywiozła? — zapytał Zbyszko, rozglądając się po dziedzińcu, nie widząc nic więcej prócz wronego konia, który stał przywiązany do palika.

      — Wozy jeszcze nie nadeszły, ale przyjdą — odpowiedziała Jagienka.

      Maćko począł wymieniać, co przywiozła, niczego nie opuszczając, gdy zaś wspomniał o dwóch pościelach, Zbyszko rzekł:

      — Ja tam rad i na żubrowej skórze przylegam, ale dziękuję wam, żeście i o mnie pomyśleli.

      — To nie ja: tatulo... — odrzekła czerwieniąc się dziewczyna. — Jeśli wolicie na skórze, to niewoli nie ma.

      — Wolę, na czym wypadnie. Bywało, nieraz w polu, po bitwie, to się sypiało i z zabitym Krzyżakiem pod głową.

      — Alboście to zabili kiedy Krzyżaka? Pewno, że nie!

      Zbyszko, zamiast odpowiedzieć, począł się śmiać. Maćko zaś zawołał:

      — Bójże się Boga, dziewczyno, to ty jego nie znasz! Nic ci on innego nie czynił, jeno[822] w Niemców bił, aże grzmiało. Na kopie, na topory, do wszystkiego gotów, a jak Niemca z dala dopatrzy, to choć go na powrozie trzymaj, tak się do niego rwie. W Krakowie chciał nawet w posła Lichtensteina bić, za co mało mu głowy nie ucięli. Taki to chłop! I o Fryzach[823] dwóch ci opowiem, po których wzięliśmy poczet i łup tak godny, że za połowę tego można by Bogdaniec wykupić.

      Tu Maćko jął[824] opowiadać o pojedynku z Fryzyjczykami, a następnie o innych przygodach, jakie się im przytrafiały, i czynach, jakich dokonali. Potykali się przecie zza murów i w otwartym polu z największymi rycerzami, jacy w cudzoziemskich krajach żyją. Bili w Niemców, bili we Francuzów, bili w Angielczyków i w Burgundów[825]. Bywali w zaciekłych wirach bitew, że z koni, z ludzi, ze zbroi, z Niemców i piór czynił się jakoby jeden kłąb. A czego to oni przy tym nie widzieli! Widzieli krzyżackie zamki z czerwonej cegły, litewskie grodźce[826] drewniane i kościoły, jakich koło Bogdańca nie ma, i miasta, i srogie puszcze, w których nocami kwiliły powypędzane ze świątyń litewskie bożeczki, i różne, różne cuda; wszędzie zaś, gdzie do bitki przyszło, Zbyszko na przedzie, tak że dziwowali mu się najwięksi rycerze.

      Jagienka, przysiadłszy na kłodzie obok Maćka, słuchała z otwartymi ustami tego opowiadania kręcąc głową, jakby ją miała na śrubkach, to w stronę Maćka, to w stronę Zbyszka, i spoglądając na młodego rycerza z coraz większym podziwem. Wreszcie, gdy Maćko skończył, westchnęła i rzekła:

      — Bogdaj[827] się to chłopakiem urodzić!

      Lecz Zbyszko, który przez czas opowiadania przyglądał się jej również bacznie, myślał w tej chwili widocznie o czym innym, gdyż niespodzianie rzekł:

      — Ale też z was kraśna[828] dziewka!

      Jagienka zaś odrzekła, na wpół z niechęcią, a na wpół ze smutkiem:

      — Widzieliście wy kraśniejsze ode mnie.

      Zbyszko jednak mógł bez kłamstwa odpowiedzieć jej, że wiele takich nie widział, gdyż od Jagienki bił po prostu blask zdrowia, młodości i siły. Stary opat nie próżno mawiał o niej, że wygląda jak na wpół kalina[829], wpół sosenka. Wszystko w niej było piękne: i wysmukła postawa, i szerokie ramiona, i piersi jak ze skały wykute, i czerwone usta, i modre oczki bystro patrzące. Była też przybrana staranniej niż poprzednio w lesie na łowach. Na szyi miała kraśne[830] paciorki, kożuszek otwarty na przodzie, kryty zielonym suknem, spódnicę z samodziału[831] w prążki i nowe buty. Nawet stary Maćko zauważył ten piękny strój i popatrzywszy na nią przez chwilę, zapytał:

      — A czemuś to się tak przybrała, jako na odpust?

      Lecz ona, zamiast odpowiedzieć, poczęła wołać:

      — Idą wozy, idą!...

      Jakoż, gdy wozy zajechały, skoczyła ku nim, a za nią poszedł Zbyszko. Wyładowanie trwało aż do zachodu słońca, ku wielkiemu zadowoleniu Maćka, który każdą rzecz z osobna oglądał i za każdą wysławiał Jagienkę. Mrok też już zapadał zupełny, gdy dziewczyna poczęła się zabierać do domu. Przy wsiadaniu na koń Zbyszko chwycił ją nagle wpół i nim zdążyła słowo wymówić, podniósł ją w górę i posadził na kulbakę[832]. Wówczas zarumieniła się jak zorza i zwróciwszy ku niemu twarz, rzekła przytłumionym nieco głosem;

      — Mocarny z was pachołek...

      On zaś, nie dojrzawszy jej rumieńców i zmieszania z powodu ciemności, roześmiał się i zapytał:

      — A nie boicie się zwierza?... już zaraz noc!

      — Jest na wozie oszczep... podajcie mi go.

      Zbyszko poszedł do wozu, wyjął oszczep i wręczył go Jagience:

      — Bądźcie zdrowi!

      — Bądźcie zdrowi!

      — Bóg wam zapłać! Przyjadę jutro alibo pojutrze do Zgorzelic pokłonić się Zychowi i wam za somsiedzką[833] uczynność.

      — Przyjeżdżajcie! Radzi będziem! Wiśta!

      I ruszywszy koniem, znikła po chwili w przydrożnych krzach[834].

      Zbyszko wrócił do stryja.

      — Czas wam do izby wracać.

      Lecz Maćko odrzekł, nie ruszając się z kłody:

      — Hej! co za dziewczyna! Aże podwórze od niej pojaśniało!

      — Bo pewnie!

      Nastała chwila milczenia. Maćko zdawał się o czymś rozmyślać, patrząc w ukazujące się gwiazdy, po czym znów rzekł jakby sam do siebie:

      — I przyszczypne[835] to, i gospodarne, choć nie ma więcej nad piętnaście roków[836]...

      — Ano! — rzekł Zbyszko — stary Zych miłuje ją też jak oko w głowie.

      — I mówił, że Moczydoły za nią pójdą, a tam jest w łęgach[837] stadko świerzop[838] ze źrebięty.

      — W borach moczydłowskich

Скачать книгу


<p>821</p>

hoży — tryskający zdrowiem, urodziwy.

<p>822</p>

jeno (daw.) — tylko.

<p>823</p>

Fryz a. Fryzyjczyk — mieszkaniec Fryzji, krainy nad Morzem Północnym, obecnie stanowiącej pogranicze Niemiec, Danii i Holandii.

<p>824</p>

jąć (daw.) — zacząć.

<p>825</p>

Burgund — mieszkaniec Burgundii, regionu w centralnej Francji.

<p>826</p>

grodziec (daw.) — gród.

<p>827</p>

bogdaj (daw.) — oby (od: daj Boże, aby).

<p>828</p>

kraśny (daw.) — piękny.

<p>829</p>

kalina — roślina o czerwonych owocach; w poezji ludowej porównanie do niej dziewczyny uchodziło za komplement.

<p>830</p>

kraśny — tu: czerwony.

<p>831</p>

samodział — tkanina wełniana lub lniana, wyprodukowana na ręcznym warsztacie.

<p>832</p>

kulbaka — wysokie siodło, przeważnie wojskowe.

<p>833</p>

somsiedzki — dziś popr.: sąsiedzki.

<p>834</p>

kierz (daw.) — krzak.

<p>835</p>

przyszczypny (daw. a. gw.) — zadziorny, ale na sposób humorystyczny.

<p>836</p>

roków (gw.) — lat.

<p>837</p>

łęg — podmokła łąka.

<p>838</p>

świerzopa — kobyła, klacz.