Скачать книгу

skłonnościach, którzy gotowi byli do współpracy z komunistycznymi władzami, powołując się na względy geopolityki i interes narodowy. Dzieci dostawały do czytania «Dookoła Świata», lecz Alojzy Duda miał też zwyczaj wyjaśniania im niektórych artykułów z WTK.

      (…)

      Swoich rodziców Jan Duda określa słowem «bohaterowie». Nie chodzi mu o żadne czyny z czasów okupacji – zasługą ma być wychowanie dzieci. – «Rodzice mogli być pewni, że nikomu nie oddamy duszy».

      Podaje własny przykład: «Nie musiałem mieć rozumowych argumentów przeciwko komunistycznej propagandzie, bo miałem je w sercu. Na to nakładała się silna religijność jako coś, co spaja człowieka z innymi. I patriotyzm pojmowany głównie jako wdzięczność dla tych, którzy zginęli».

      (…)

      Prof. Duda powtarza: «Nie spotkałem w życiu mądrzejszego człowieka niż ojciec (…). To, czego mnie nauczył: poszanowanie pracy, dumę, szacunek dla religii, próbowałem przekazać Andrzejowi»”.

      Z artykułu Krzysztofa Burnetki dowiadujemy się też o dalszych przodkach prezydenta Andrzeja Dudy. Najstarszym znanym z tych przodków miał być Jan Duda, wojak Ślązak, któremu austriaccy zaborcy w nagrodę za zbrojną służbę przydzielili kawałek ziemi na Sądecczyźnie. Weteran umiał czytać, więc często służył pomocą swym niepiśmiennym sąsiadom w ich kłopotach ze słynną biurokracją cesarstwa Austrii. Babka Andrzeja Dudy od strony ojca „ma czysto góralskie korzenie – wywodzi się z Sądecczyzny i Podhala” – pisze Burnetko. Omawia też genealogię prezydenta po kądzieli. Rodzina Milewskich, z których wywodzi się matka Andrzeja Dudy, to szlachta z Polski centralnej. Szlachta patriotyczna i zubożała, a to drugie wiąże się z tym pierwszym. Milewscy, jak czytamy, brali udział w polskich XIX-wiecznych powstaniach narodowych. Gdy car skonfiskował im majątek, osiedli w Warszawie. Tam pradziadek prezydenta, Aleksy Milewski, wyuczył się ślusarki. Podczas pierwszej wojny światowej, gdy armia cesarstwa niemieckiego podchodziła pod Warszawę, rodzina została ewakuowana przez Rosjan do Charkowa i Petersburga.

      Tu trzeba dodać, że to interesujący szczegół. Albowiem władze carskie ewakuowały urzędników, kolejarzy, pracowników ważnych zakładów przemysłowych. Inni uchodźcy (tak zwani bieżeńcy) ewakuowali się samodzielnie pod wpływem rosyjskiej propagandy, która opowiadała o niemieckich okrucieństwach. Przypomnijmy, że była to pierwsza wojna światowa, nie druga. Opowieści carskich propagandystów o zbrodniach ówczesnych Niemców, choć nie całkiem bezpodstawne, były ogromnie przesadzone. Ludność polska niezbyt w nie wierzyła. Tylko 13 proc. ewakuowanych było Polakami. Niemal 70 proc. bieżeńców stanowili prawosławni Białorusini, Ukraińcy-Rusini i Rosjanie.

      W Rosji syn ewakuowanego Aleksego, Nikodem Milewski, został wcielony do armii carskiej, ale zdezerterował. W 1917 r. cała rodzina przedostała się do Polski. Trzy lata później Nikodem wziął udział w wojnie z bolszewikami jako kwatermistrz (specjalista od zakwaterowania i logistyki).

      „W historii obu rodzin są i wojenne tragedie – pisze Burnetko. – W 1943 r. brat Alojzego Dudy, Franciszek, wstąpił do AK na Podkarpaciu, wpadł w ręce gestapo i zginął zakatowany w więzieniu w Tarnowie. Z kolei matka Nikodema Milewskiego została wywieziona do Niemiec i zaginęła, jego brat walczył w partyzantce, a syn w powstaniu warszawskim”.

      Przejdźmy jednak do czasów nam bliższych. Artykuł Krzysztofa Burnetki rzuca światło przede wszystkim na dzieje rodziców Andrzeja Dudy:

      „Choć prof. Jan Duda odżegnuje się od kompleksów wobec Krakowa, to dokładnie pamięta, kiedy opuścił Stary Sącz w drodze na studia: «Do autobusu wsiadłem z walizeczką w ręku 1 października 1967 r. o szóstej rano».

      Zamieszkał w akademiku Akademii Górniczo-Hutniczej. Warunki były spartańskie (piece, ciepła woda tylko dwa razy w tygodniu), ale towarzystwo świetne: żądne i wiedzy, i zabawy («przyzwoitej» – jak podkreśla dziś profesor). Były więc cotygodniowe potańcówki i koncerty jazzowe (…).

      Już po Marcu [protesty studenckie z marca 1968 r. brutalnie spacyfikowane przez komunistyczną władzę, która przeprowadziła czystkę na uczelniach i w organizacjach akademickich bojkotowanych odtąd przez opozycyjnie nastawioną młodzież – przyp. red.] zaangażował się w działalność Zrzeszenia Studentów Polskich. Został nawet przewodniczącym Rady Wydziału. «Traktowałem ZSP jako sposób na to, by przyszła kadra inżynierska zdobyła jakieś obycie obywatelskie – tłumaczy. – Ale rychło okazało się, że partia chce mieć nad nami nadzór, zwłaszcza że uznawali ZSP za konkurencję dla Związku Młodzieży Socjalistycznej». Kiedy wbrew sugestiom nie zaprosił na organizacyjne zebrania przedstawiciela PZPR, zarzucono mu negowanie roli partii i zdjęto z funkcji.

      – Postanowiłem się wycofać. Byłem już żonaty, dziecko było w drodze, chciałem dostać się na asystenturę, nie miałem ochoty znaleźć się na ulicy. Przez całe lata 70. byłem więc na tzw. emigracji wewnętrznej. Działałem tylko w kole naukowym – przyznaje (…).

      Zatrudnił się w krakowskim Instytucie Technologii Nafty, a na AGH zaczął pracować dopiero w 1977 r. (i to też nie od razu na stanowisku naukowym). Jako że posadę miała tam też jego żona, specjalizująca się w chemii i technologiach chemicznych, wiele projektów badawczych mogli realizować razem.

      Ojciec prezydenta nie epatuje kombatanckim życiorysem. Potwierdza wprawdzie, że w 1980 r. byli z żoną wśród pierwszych członków Solidarności na uczelni, a w grudniu 1981 r. brał udział w strajku przeciwko stanowi wojennemu, ale mówi zaraz: – Udzielałem się na tyle, na ile byłem potrzebny. Nie byłem działaczem nadającym się do internowania”.

      Taka postawa pozwoliła Janowi Dudzie bez większych przeszkód kontynuować karierę naukową, a nawet wyjeżdżać za granicę. Piszemy „a nawet”, ponieważ granice Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej były zamknięte i pilnie strzeżone. Rządzący w PRL komuniści zazwyczaj wydawali paszporty osobom zaufanym, względnie nieszkodliwym z punktu widzenia reżimu. Jedną z tych osób był Jan Duda.

      Nie, nie opowiedział o tym Burnetce i „Polityce”. Jednak Instytut Pamięci Narodowej przechowuje jego teczkę paszportową, w której znajdują się dokumenty związane z podróżami ojca prezydenta (sygnatura IPN Kr 37/249557).

      Otóż w latach 80. komuniści wydali Janowi Dudzie aż dwa paszporty służbowe. Pierwszy, wydany w 1981 r., posłużył mu podczas wyjazdu do Związku Sowieckiego (chodziło o sympozjum naukowe). Paszport teoretycznie był ważny do 1986 r., jednak niedługo potem go anulowano, być może w związku ze stanem wojennym ogłoszonym w grudniu 1981 r., kiedy to granice zamknięto jeszcze szczelniej?

      Jednak w marcu 1983 r. – a więc formalnie jeszcze w stanie wojennym – komunistyczne władze wydały Janowi Dudzie nowy paszport, znowu ważny do 1986 r.

      Z postawy ojca korzystał jego syn, przyszły prezydent Andrzej Duda. Jego teczka paszportowa również znajduje się w IPN (sygnatura IPN Kr 37/409899). Ze stempli w PRL-owskim paszporcie i wniosków paszportowych wynika, że w latach 80. komuniści pozwolili mu pojechać do Czechosłowacji, a później nawet do Berlina Zachodniego. Aczkolwiek ten drugi wyjazd przypadł na rok 1989, gdy PRL się rozpadał i znacznie łatwiej było uzyskać paszport.

      To był czas, w którym ostrożni stawali się odważni – o czym czytamy również w artykule Krzysztofa Burnetki:

      „W czerwcowe wybory w 1989 r. zaangażowała się cała rodzina Dudów – łącznie z uczącym się wówczas w liceum Andrzejem. Wszyscy też sympatyzowali niegdyś z Adamem Michnikiem, czytali «Gazetę Wyborczą», głosowali na Lecha Wałęsę. Dopiero potem drogi się rozeszły.

      Symbolem niech będzie tylko to, że Janina Duda podpisała m.in. list otwarty w sprawie «publicznego znieważania profesorów – ekspertów Zespołu Parlamentarnego

Скачать книгу