Скачать книгу

      – Cała przyjemność po mojej stronie. Nie należy być głuchym na wezwania o pomoc ze strony przyjaciół. Niewykluczone, że kiedyś, być może już w niedalekiej przyszłości, to my będziemy potrzebowali waszych pomocnych dłoni.

      Po kolejnym płytkim ukłonie starzec się rozłączył i zniknął z wyświetlacza.

      Tania nie marnowała czasu. Zanim Geary skończył rozmawiać, dysze Nieulękłego ożyły, najpierw obracając okręt, a potem, już na pełnym ciągu, wypychając go z zatłoczonej orbity Starej Ziemi.

      Gdy flagowiec przyspieszał, by przejąć jednostkę zmierzającą w kierunku Jowisza, John przyglądał się malejącej szybko tarczy planety, która była Kolebką Ludzkości. Nie przypuszczał wcześniej, że przyjdzie mu kiedykolwiek odwiedzić ten glob, a nawet ten system gwiezdny. Zastanawiał się także, czy po uratowaniu porwanych oficerów jeszcze tu wróci.

      Jowisza i Ziemię dzieliło w najlepszym wypadku trzydzieści pięć minut świetlnych, czyli około sześciuset trzydziestu milionów kilometrów. Tak jednak było tylko wtedy, gdy obie planety znajdowały się po tej samej stronie Słońca, czyli podczas koniunkcji. Mimo że w chwili startu Nieulękłego Jowisz znajdował się stosunkowo blisko, obie planety nie stały jednak w miejscu. Loty w przestrzeni polegają na gonieniu celu bądź nalatywaniu na niego. Jowisz na przykład od zarania dziejów obiegał Słońce z prędkością przekraczającą trzynaście kilometrów na sekundę i będzie to robił jeszcze długo po tym, nim wszelki ślad po człowieku zaginie.

      Nieulękły musiał więc go ścigać, co znaczyło, że przemierzy przestrzeń, którą światło pokonuje w półtorej godziny. Przez niemal połowę tej trasy będzie przyspieszał, potem zacznie hamować do mniej więcej .16 świetlnej, aby nie minąć celu podróży.

      – Dotrzemy na miejsce w mniej niż cztery godziny – poinformowała Geary’ego Desjani – co byłoby całkiem dobrym wynikiem, gdyby nie fakt, że uciekinierzy mają nad nami dziesięć godzin przewagi.

      – Ale nie mogą rozwinąć tak dużej szybkości jak my – zauważył John.

      – Nie mogą. Gdyby nawet byli w stanie osiągać podobne przyspieszenia, w co szczerze wątpię, nie mogliby tego zrobić bez narażenia się na wykrycie przez systemy dostępne w Układzie Słonecznym. A po dotarciu na odległość godziny świetlnej od tych drani z pewnością ich namierzymy.

      Geary usiadł wygodniej w fotelu admiralskim i spojrzał na krzywe wektorów zdobiące ekrany wyświetlaczy. Dwie były jaśniejsze od pozostałych: ta, którą oznaczono kurs Nieulękłego, i druga, wyliczona ze szczątkowych ech pozostawionych przez uciekający wahadłowiec. Pomiędzy nimi ciągnęła się plątanina linii wyznaczających kursy pozostałych jednostek i ciał niebieskich. Niektóre zmieniały się na oczach Johna, oddalając się wolno od lśniącego wektora liniowca, co oznaczało, że frachtowce znajdujące się na jego kursie schodzą z drogi, by odlecieć jak najdalej od wojowniczych szaleńców z gwiazd i ich wojennej machiny.

      – Co zrobimy, gdy ich dościgniemy? – zapytał Geary.

      Desjani spojrzała na niego zaskoczona.

      – Powiemy im, że albo uwolnią naszych ludzi, albo zginą.

      – A jeśli odmówią? Mają Castries i Yuona jako zakładników.

      Tania machnęła nonszalancko ręką.

      – A ja mam pluton komandosów.

      – Nie sądzisz, że ta akcja wymaga nieco... subtelniejszego podejścia niż zazwyczaj?

      – Komandosi sił przestrzennych są szkoleni do uwalniania zakładników – upierała się Tania. – Poza tym moim skromnym zdaniem w tej sytuacji uzbrojeni po zęby komandosi to najsubtelniejsze podejście, na jakie nas stać.

      – Posłuchaj– zaczął ostrożnie John. – Ludzie, którzy porwali Castries i Yuona, będą widzieli, że się zbliżamy. Nie zdołamy ich zaskoczyć, poza tym nie dysponujemy wahadłowcami z aktywnym kamuflażem ani pancerzami indywidualnymi z maskowaniem.

      Przeniosła wzrok na wyświetlacze.

      – Co zatem proponuje pan admirał?

      – W pobliżu Jowisza roi się od jednostek policji i gwardii tego systemu, nie wspominając o innych służbach porządkowych. Porwania to zapewne dla nich codzienność.

      Desjani nie odwróciła się, ale widział nawet pod tak ostrym kątem, że twarz jej stężała.

      – Chcesz zdać się na nich? Przecież oni będą potrzebowali sześciu lat na uzyskanie zgody na przyjęcie od nas powiadomienia.

      – Jeśli tak będzie, weźmiemy sprawy we własne ręce – obiecał Geary.

      W końcu na niego spojrzała.

      – Obiecujesz?

      – Tak. Ale najpierw poprosimy oficjalnie o pomoc.

      – Dobrze. Poprosimy o pomoc, oni zaczną procedować, więc zrobimy to po naszemu.

      Miał podejrzenie graniczące z pewnością, że tak to się skończy.

      *

      Znajdowali się sześć minut świetlnych od Jowisza, mniej niż godzinę lotu, gdy na ekranach mostka pojawiła się nowa ikonka.

      – Mamy ich! – zawołała Tania, wprowadzając korektę kursu na przejęcie.

      – Są już cholernie blisko Jowisza – zauważył Geary.

      – I co z tego? Złapaliśmy namiar. Możemy śledzić ich aż do miejsca lądowania.

      Geary sprawdził pozycje najbliższych okrętów sił porządkowych, po czym zdecydował się na szerokopasmowy komunikat.

      – Mówi admirał John Geary z pokładu okrętu liniowego Sojuszu. Mamy namiar przejętego przez przestępców wahadłowca wyposażonego w systemy aktywnego kamuflażu. Uprowadzono na nim z Ziemi dwoje członków naszej załogi. Załączam dane, z których możecie korzystać. Proszę o wszelką dostępną pomoc w przejęciu tej jednostki i uratowaniu naszych oficerów. Na honor przodków – dodał formalne zakończenie, które wydało mu się nie tylko konieczne w tym wypadku, ale i pożądane. – Mówił Geary, bez odbioru.

      Czekał cierpliwie. Transmisja potrzebowała sześciu minut, by dotrzeć do okrętów patrolujących okolice Jowisza, i choć Nieulękły zbliżał się do tej planety z prędkością dochodzącą do .2 świetlnej, odpowiedź mogła nadejść dopiero po kolejnych pięciu minutach. Poza tym lokalna policja będzie potrzebowała czasu na podjęcie decyzji. Ciekawe, ile to potrwa.

      Jak się okazało, zobaczył ruchy wielu jednostek, zanim zaczęły nadchodzić odpowiedzi. Kilka było pozytywnych, jak na przykład od porucznika Cole ze stacjonującego na orbicie Ganimedesa, kutra Kosmicznej Gwardii Słońca.

      – Ruszamy kursem na przejęcie w kierunku ściganej przez was jednostki. Porwanie jest przestępstwem w myśl kodeksu karnego Układu Słonecznego bez względu na to, kim są uprowadzeni. Wysyłamy także powiadomienie do dowództwa, niemniej nie potrzebujemy dodatkowych zgód na podjęcie działań.

      Inne były ostrożniejsze, jak na przykład od starszego funkcjonariusza z Dwunastej Grupy Pościgowej Policji Orbitalnego Habitatu Krogulec z Jowisza.

      – Ruszamy w kierunku wskazanego przez was statku, ale póki nie nadejdzie autoryzacja z dowództwa, nie podejmiemy żadnych działań wymierzonych w ludzi, których oskarżyliście o porwanie.

      Pozostałe przypominały komunikat nadesłany przez inspektora Toyisa ze Specjalnego Biura Śledczego z Ganimedesa:

      – Przykro nam, ale chwilowo nie możemy przyjąć waszego zgłoszenia. Przesłaliśmy je do centrali, gdzie zostanie z pewnością rozpatrzone. Zostaniecie powiadomieni o decyzji podjętej przez naszych

Скачать книгу