Скачать книгу

był znacznie lepszy niż przyszłej żony Javiera, która przez dwa lata wspólnego mieszkania w Madrycie zdążyła opanować tylko podstawy języka.

      W przyjęciu uczestniczyło wiele tancerek i tancerzy zespołu. Mieli stanowić tło miło łechcące ego mecenasów sztuki, których patronatu i pieniędzy potrzebował nowy teatr.

      Sophie wykręciła się migreną. Freya odczuwała rosnący niepokój i żałowała, że nie ma przy sobie przyjaciółki. Wystarczy się tylko uśmiechać.

      Do sali balowej wszedł wysoki mężczyzna. Poczuła lekki skurcz w żołądku. To on. Człowiek, którego zauważyła na przyjęciu zaręczynowym. Jego imię często chodziło jej po głowie już od dwóch miesięcy. Więcej – twarz tego mężczyzny zbyt często przychodziła do niej w marzeniach, co w dziwny sposób wprawiało ją w błogi nastrój. A w snach…

      Nie może znowu ulec pokusie szukania go wzrokiem. Powinna traktować go jak innych gości. Jeśli podejdzie do niej, przywita go jak do innych. Już dawno zdążyła się pozbyć swojego akcentu z biednej dzielnicy wschodniego Londynu. W świecie wielkich pieniędzy nikt nie miał prawa mieć wątpliwości, że i ona doń należy.

      Nigdy nie czuła się tak onieśmielona jak wtedy, gdy zobaczyła go po raz pierwszy. Nie mogła wydobyć słowa.

      Uprzejmie, choć z nieobecnym uśmiechem, odpowiedziała na żart stojącego obok starszego mężczyzny. Ledwie słyszała własny głos. Gdy poczuła na sobie spojrzenie Benjamina, krew uderzyła jej do głowy.

      On zaś spokojnie czekał na koniec rozmowy.

      – Pani Clements? – zapytał, gdy starszy pan odszedł.

      Skinęła tylko głową w odpowiedzi.

      – Jestem Benjamin Guillem, stary przyjaciel pani narzeczonego.

      Mówił po angielsku z najbardziej miękkim i dźwięcznym akcentem, jaki kiedykolwiek słyszała. Ton jego głosu działał uspokajająco.

      Inaczej niż inni goście nie podszedł, by wymienić uściski, lecz patrzył na nią oczyma, których niezwykły odcień przykuł jej uwagę już podczas przyjęcia zaręczynowego. Miał oliwkową cerę i niesfornie bujną kruczoczarną czuprynę oraz gęste czarne brwi i niewielką, ale widoczną bliznę nad mocno zarysowaną górną wargą. Przypominał gwiazdora kryminalnych filmów noir. Męskie rysy tej przystojnej twarzy emanowały czymś niepokojąco niebezpiecznym. Pociągającym. Miał na sobie czarną marynarkę, koszulę tego samego koloru i wąski srebrny krawat. Brakowało tylko czarnego kapelusza…

      Zielone, czyste i śmiało patrzące oczy zdawały się przenikać ją na wylot. Takiemu spojrzeniu nie umknie żaden szczegół.

      – Pamiętam, że zabrał mi pan wtedy Javiera – powiedziała, siląc się na spokój, choć czuła, że serce bije jej szybciej niż zwykle.

      Była mu zresztą wdzięczna. Gdy narzeczony objął wtedy jej talię, czuła tylko chłód. Modliła się, by w ciągu czasu, jaki pozostał do ślubu, jej uczucia do niego ociepliły się na tyle, by mogła znosić jego dotyk. Nie spali ze sobą.

      Setki razy powtarzała sobie, że oboje wiedzą, w co się angażują. W małżeństwo pozbawione miłości – jedyne, które w ogóle mogli zaakceptować. Będzie tańczyć i rozwijać karierę tak długo, jak zapragnie, a później, gdy uzna, że nadszedł czas, urodzi mu dzieci. Schemat stary jak świat.

      Godziła się z tym, że traktuje ją zdobycz, i miała jedynie nadzieję, że z czasem nawiąże się między nimi nić przyjaźni. Jednak i bez niej warto było wziąć ślub. Wszystko jest lepsze niż ból patrzenia, jak matka ginie w oczach. Małżeństwo z Javierem daje szanse na przedłużenie jej życia i przekonanie matki, że warto żyć.

      Nachylił głowę, wciąż patrząc jej w oczy.

      – Musiałem zabrać pani narzeczonego. Mieliśmy pilną sprawę do omówienia.

      – Powiedział to samo.

      Gdy jednak później próbowała z niego wydobyć cokolwiek na temat gościa, milczał jak zaklęty. Javier zawsze stanowił dla wszystkich zagadkę. Nikt nie wiedział, co dzieje się w jego głowie.

      Jednak ówczesne nagłe zniknięcie obu braci i tajemniczego przybysza, pobudziło jej zainteresowanie. Wiedziała, że narzeczony nic jej nie powie, co tylko denerwowało ją jeszcze bardziej. Cieszyła się, że nic do niego nie czuje. Gdyby jej serce biło na jego widok równie gwałtownie jak na widok tego Francuza, musiałaby się poważnie zastanowić nad przyjęciem oświadczyn. Wiedziała, że tak samo pomyślałby Javier, gdyby znalazł się w podobnej sytuacji.

      Benjamin również nie przejawiał chęci do rozmowy o ich poprzednim spotkaniu.

      – Jeśli czeka pan na Javiera, muszę pana zasmucić, bo jeszcze nie dotarł – powiedziała, by przerwać pełne napięcia milczenie. – Nie ma też Luisa.

      Przypatrywał się jej uważnie, próbując dociec, czy wie o panującej między nim a braćmi wrogości. Nie wiedziała. Słusznie podejrzewał, że Javier – jak wszystkich innych – nie dopuszcza jej do swoich tajemnic.

      Coś jednak było w tej kobiecie. Jakby jej skóra żyła i emanowała wibracjami, które niemal namacalnie odczuwał. Z trudem wytrzymywał spojrzenie jej ciemnych i głębokich oczu. Otrząsnął się. Miał konkretną robotę do wykonania i nie mógł pozwolić, by zmysłowość tej kobiety odciągała go od wyznaczonego celu. Liczył się czas. Zaplanował wszystko co do minuty.

      Spięła włosy w gęsty kok, w który wplotła szereg małych i okrągłych brylancików. Jej smukłą figurę okrywała aksamitna suknia bez rękawów w kolorze głębokiej czerwieni, lekko rozszerzająca się od bioder do połowy łydki. Nagie ramiona koloru kości słoniowej połyskiwały w przytłumionych światłach sali balowej. Pomyślał, że chciałby dotknąć tej delikatnej jak jedwab skóry.

      Pochylił głowę niżej, tak aby tylko ona mogła usłyszeć, co mówi. Poczuł zapach jej perfum – zmysłowy wir grożący wciągnięciem go w swoją otchłań. Odetchnął głęboko.

      – Wiem, że Javiera nie ma. Proszę mi wybaczyć, ale mam pani coś ważnego do powiedzenia.

      Zmarszczyła czoło i spojrzała na niego szeroko rozwartymi oczyma. Wskazał głową na potężne drzwi wahadłowe i podał jej ramię.

      – Mogę?

      Poprowadził ją przez tłum gości oczekujących na braci Casillas. Bez nich nie można było rozpocząć uroczystej gali. Zanosiło się jednak na długie oczekiwanie. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z jego planem, obaj spóźnią się o godzinę.

      Czuł na sobie zaciekawione spojrzenia obecnych.

      Gdy Javier w końcu dotrze na miejsce, dowie się, że narzeczona znikła razem z nieznajomym…

      Nigdy nie pomyślałby o takim podstępie, ale bracia nie zostawili mu innego wyjścia. Ostrzegał ich. Po napiętym i trudnym spotkaniu sprzed dwóch miesięcy wyznaczył im ostateczny termin oddania pieniędzy. Inaczej będą się musieli liczyć z konsekwencjami.

      Freya miała odegrać rolę „dodatkowego zabezpieczenia”. Casillasowie okazali się krętaczami. Oszustwo nie ujdzie im bezkarnie.

      Gdy oboje doszli do hotelowego lobby, przystanął na chwilę za jednym z marmurowych filarów.

      – Przepraszam za podstęp, ale Javier prosił mnie, bym po cichu przywiózł panią do niego.

      – Co z nim? – zapytała głęboko ściszonym głosem. Benjamin uznał, że idealnie pasuje on do jej zmysłowego wyglądu.

      – Wszystko w porządku, ale nic więcej nie wiem. Jestem tylko kurierem.

      Zobaczył wahanie w jej oczach, ale nie dał jej czasu na zwłokę.

Скачать книгу