ТОП просматриваемых книг сайта:
Demony przeszłości. Część druga. Diana Palmer
Читать онлайн.Название Demony przeszłości. Część druga
Год выпуска 0
isbn 978-83-276-4513-5
Автор произведения Diana Palmer
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия GWIAZDY ROMANSU
Издательство OSDW Azymut
– Aggie mówiła, że lubisz poezję – rzekła jakby mimochodem Gaby.
– Naprawdę? A ty? – Powiódł palcem po jej ciemnej brwi.
– Och, tak, bardzo. Jednak ciebie bym o to nie podejrzewała.
– Na dobrą sprawę mnie nie znasz, prawda? – Bowie przesunął palcem po dolnej wardze Gaby.
Instynkt nakazywał jej chwycić jego dłoń i odepchnąć, ale nie usłuchała. Polubiła dreszcz podniecenia, jaki wywoływał dotyk palców Bowiego. Rzucił papierosa i przysunął się bliżej, po czym ujął w dłonie jej twarz. Czuła jego oddech, ciepło bijące od potężnego ciała. Tym razem pocałunek będzie bardziej gwałtowny, pomyślała, lecz po raz pierwszy ta perspektywa nie napawała jej lękiem. Chciała, aby był namiętny, żeby całowali się z takim samym zapamiętaniem, jak podpatrzeni przez nią Ned i Aggie.
Nagle otworzyły się drzwi frontowe domu.
– Och, nie, tylko nie teraz – mruknął Bowie, z ustami tuż przy wargach Gaby, ponieważ rozległ się podenerwowany i podniesiony głos Tii Eleny.
– Gracias a Dios!
Bowie zdusił butem tlącego się na ziemi papierosa.
– Yo sé, Tia Elena – powiedział. – Gdzie zastanę matkę?
Gospodyni odpowiedziała na to pytanie. Po wejściu do domu, Bowie w hallu zostawił walizkę i od razu udał się do salonu, gdzie czekała na niego Aggie. Nie patrzył na Gaby, nie był w stanie, ponieważ wciąż był pod wrażeniem chwili, gdy omal nie wziął jej w ramiona.
– Na co czekasz? – wycedziła Aggie. – Śmiej się.
– Nie zamierzam – odrzekł, siadając obok niej na sofie. – Jest mi przykro.
– Czyżby? – Matka spojrzała na niego kpiąco. – Przecież chciałeś nas rozdzielić.
– Nieprawda. Chciałem, żebyś była szczęśliwa. Może trochę przesadziłem swoim zachowaniem i zapomniałem, że mimo paru siwych włosów wciąż jesteś atrakcyjną i pełną życia kobietą – dodał ze znaczącym uśmiechem.
Aggie najpierw się zaczerwieniła, po czym roześmiała i wyciągnęła rękę, aby dotknąć syna, lecz ostatecznie ją cofnęła.
– Co się stało? – zdziwił się. – Boisz się, że zachorujesz, jak mnie uściskasz?
Aggie znów się zaczerwieniła i roześmiała. Nachyliła się ku Bowiemu, a on wziął ją w ramiona i utulił, bo znowu zaczęła płakać. Ta scena wydała się Gaby kamieniem milowym w ich stosunkach. Była szczęśliwa, widząc, iż matka i syn przytulili się prawdopodobnie po raz pierwszy w dorosłym życiu Bowiego.
Poszła po kawę, a kiedy wraz z Montoyą wróciła do salonu, usłyszała, iż Bowie opowiada Aggie o wyjeździe do Phoenix. Odnotowała w myślach, że nie wspomniał o pobycie w Teksasie, więc go nie zdradziła. Razem obejrzeli telewizyjne wiadomości, ale jedynie informacja o napadzie na mieszkankę Lassiter zwróciła ich uwagę.
Gaby wstała, gdy tylko uznała, że wypada jej opuścić Aggie i jej syna, wyjaśniając, że musi się wcześnie położyć. Miała nadzieję, że Bowie nie zaproponuje, iż ją odprowadzi do pokoju, ponieważ była pod zbyt dużym wrażeniem jego obecności. Najwyraźniej był w podobnym stanie, bo tylko życzył jej dobrej nocy.
Położyła się do łóżka, mając nadzieję, że informacja o napadzie, do którego doszło w Lassiter, nie zakłóci jej snu. Niestety, koszmary nocne wróciły. Zlana potem, ponownie przeżywała we śnie to, co wydarzyło się w stodole w Kentucky, i odcisnęło na niej tak silne piętno, iż skazało ją na życie samotnej kobiety. W gruncie rzeczy nawet nie kobiety, a bezpłciowej istoty.
Znowu czuła ręce szarpiące jej ubranie, wdychała woń whisky, słyszała pijany rechot. Pamiętała, jaką odrazą napawał ją dotyk tego brutala, jak mocno przytłoczył ją ciężar zwalającego się na nią potężnego ciała. Jakby tego było mało, padło przekleństwo i poczuła silne uderzenie. Krew była dokoła…
– Gaby!
Wyrywała się trzymającym ją rękom, opierała się i walczyła.
– Za… zabi… zabiję cię… – wydyszała. – Zostaw mnie!
Nagle poczuła, że ten ktoś silnie nią potrząsa. Otworzyła oczy, zobaczyła przed sobą zatroskaną twarz Bowiego i zrozumiała, że wybudziła się z koszmaru.
Bowie nie wiedział, jak powinien postąpić. Gaby cała dygotała. Łzy popłynęły jej po policzkach, oddech przyspieszył, twarz pobladła, oczy niemalże wychodziły z orbit. Domyślił się, iż opadły ją straszliwe wspomnienia. Bał się wziąć ją w ramiona i utulić, żeby nie pogorszyć jej stanu, ale zostawić też nie mógł.
– Chcę cię tylko przytulić, dopóki nie przestaniesz drżeć i się choć trochę nie uspokoisz – powiedział łagodnie. – To wszystko. Pozwól mi na to. Nie zrobię ci krzywdy, przyrzekam.
– Bowie – szepnęła i uniosła ramiona.
Objął ją czule. Gdyby tylko mógł znaleźć mężczyznę, który jej to zrobił, i rozgnieść go na miazgę! Ze zdziwieniem odkrył, że obok wściekłości odezwał się w nim instynkt opiekuńczy.
– Już dobrze, dziecinko – szepnął. – Jestem przy tobie. Nic ci nie grozi.
Wstał i wziął Gaby na ręce, szepcząc kojące słowa.
– Mam mokre policzki, zmoczę ci koszulę – powiedziała łamiącym się głosem, dotykając kołnierzyka jego błękitnej koszuli.
Nosił ją do garnituru, ale teraz był bez marynarki i krawata, a koszula była rozpięta aż do pasa. Zwróciła uwagę na opaloną skórę i muskularną klatkę piersiową.
– Wyschnie – odrzekł, opuszczając ją na podłogę. – Zaraz się pozapinam – dodał, przekonany, że przeraził ją widok nagiego męskiego torsu.
– Nie boję się ciebie.
– Podejrzewam, że nie powiesz mi, co tak cię przeraziło we śnie, prawda?
– Nie mogę o tym mówić.
– Cóż, mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, iż w zaistniałej sytuacji nie zostawię cię tu samej.
Bowie rozejrzał się po pokoju, a zobaczywszy szlafrok, pomógł Gaby go włożyć, starając się nie wpatrywać w jej ciało, którego kształty podkreślała cienka nocna koszula. Zawiązał pasek szlafroka i znowu wziął ją na ręce.
– Dokąd chcesz mnie zanieść? – spytała.
– Twoje łóżko jest dla mnie za krótkie. Musi więc być moje.
– Bowie…? – Gaby zesztywniała.
– Nie masz powodu do obaw. Po prostu nie zostawię cię tu samej w ciemności, przestraszonej i rozdygotanej. Tylko tyle.
Gaby była w pokoju Bowiego tylko raz czy dwa, i to pod jego nieobecność. Duże pomieszczenie, utrzymane w brązie, beżu i zieleni – kolorach ziemi – odpowiadało jego osobowości. Na królewskim łożu z baldachimem leżała kołdra w indiańskie wzory, odchylona tak, że widać było beżowe prześcieradło.
– Właśnie miałem się położyć, kiedy usłyszałem twoje krzyki – wyjaśnił, kładąc ją na łóżku. Pochylił się i oparł na ramionach. – Będziesz spała ze mną – oznajmił. – Włożę piżamę, żebyś była spokojna, iż z mojej strony nic ci nie grozi. Wprawdzie na basenie widziałaś mnie nago