Скачать книгу

skrzywiła się na wspomnienie swojego pierwszego dyżuru autorskiego w księgarni w Sztokholmie. Godzinę siedziała sama, udając obojętność, podczas gdy klienci przechodzili obok, jakby jej nie zauważali.

      – Było tyle recenzji i wzmianek w prasie, że na pewno ktoś przyjdzie, choćby z samej ciekawości. – Erika miała nadzieję, że się nie myli.

      – Całe szczęście, że gazety nic nie wiedzą o tych pogróżkach – zauważyła Anna.

      – Tak, chyba tak – odparła Erika i zmieniła temat. Niepokój jej nie opuszczał.

      M ieli całą rodziną wyjechać na wczasy. Już nie mógł się doczekać. Nie wiedział wprawdzie, co to słowo znaczy, ale brzmiało obiecująco. Wczasy. W dodatku mieli jechać z przyczepą. Stała zaparkowana przed domem.

      Nie pozwalali mu się w niej bawić. Kilka razy próbował zajrzeć do środka przez okna, ale zasłaniały je brązowe firanki, a drzwi zawsze były zamknięte. Teraz matka sprzątała w środku i drzwi stały otworem, żeby „porządnie wywietrzyć”, jak powiedziała. Poduszki powrzucała do pralki, żeby z nich sprać zapach zimy.

      Wszystko to wydawało mu się niezwykłą, bajeczną przygodą. Był ciekaw, czy podczas podróży będzie mógł siedzieć w przyczepie, jak w domku na kółkach jechać w nieznane. Nie odważył się zapytać. Matka ostatnio miewała dziwne nastroje. Mówiła ostrym tonem, a ojciec coraz częściej wychodził na spacer albo chował się za gazetą.

      Czasem przyłapywał ją, gdy dziwnie mu się przygląda. W jej spojrzeniu pojawiło się coś nowego, innego, coś, co go przestraszyło i przeniosło z powrotem do dawnych mrocznych czasów.

      – Długo będziesz tak sterczał, zamiast mi pomóc? – spytała, ujmując się pod boki.

      Drgnął, słysząc ostry ton, i podbiegł.

      – Zanieś do pralni. – Rzuciła w niego kilkoma śmierdzącymi kocami. Omal się nie przewrócił.

      – Dobrze, mamo – odparł i pobiegł do pralni.

      Gdyby chociaż wiedział, gdzie popełnił błąd. Przecież był taki posłuszny. Nigdy jej się nie sprzeciwiał, był grzeczny, nie brudził się. A jednak chwilami zachowywała się tak, jakby nie mogła na niego patrzeć.

      Próbował nawet wypytać ojca. Pewnego razu, gdy zostali sami, co zdarzało się rzadko, zebrał się na odwagę i spytał, dlaczego mama już go nie lubi. Ojciec na chwilę odłożył gazetę i odpowiedział tylko, że nie chce więcej słyszeć takich głupstw. Mama by się zmartwiła, gdyby to usłyszała. Powinien się cieszyć, że ma taką matkę.

      Nie pytał więcej. Za nic na świecie nie chciał martwić mamy. Chciał tylko, żeby znów była wesoła, żeby go głaskała po głowie i nazywała swoim ślicznym chłopcem. Tylko tyle.

      Położył koce koło pralki i odpędził od siebie mroczne myśli. Przecież jadą na wczasy. Z przyczepą.

      Christian stukał piórem o blat stolika, na którym leżał stos egzemplarzy Syrenki. Ciągle nie mógł się napatrzyć, jakby nie dowierzał, że jego nazwisko widnieje na prawdziwej książce.

      Na razie nikt się do niego nie pchał. Zresztą nie wierzył, że tak będzie. Ludzie przychodzą tłumnie tylko do takich pisarzy jak Marklund albo Guillou. Pięć podpisanych egzemplarzy to i tak dobrze.

      Z drugiej strony czuł się zagubiony. Ludzie mijali go pośpiesznie, od czasu do czasu zerkając z ciekawością. Nie wiedział, czy powinien ich witać, czy udawać, że jest zajęty.

      Właścicielka księgarni, Gunnel, przybyła z odsieczą. Wskazując głową stos książek, spytała:

      – Podpiszesz kilka egzemplarzy? Przydałoby się, mogłyby się potem dobrze sprzedać.

      – Oczywiście, ile? – ucieszył się, że będzie mógł się czymś zająć.

      – Czy ja wiem… z dziesięć sztuk – odparła, porządkując stos książek.

      – Nie ma problemu.

      – Naprawdę wszędzie rozesłaliśmy informację, że będziesz podpisywać książkę – zapewniła.

      – Jestem o tym przekonany. – Christian uśmiechnął się. Domyślał się, o co jej chodzi. Bała się, że pomyśli, że nikłe zainteresowanie czytelników wynika z kiepskiej promocji. – Moje nazwisko nie jest znane, więc nie spodziewałem się zbyt wiele.

      – Kilka egzemplarzy jednak sprzedaliśmy – powiedziała życzliwie i poszła do kasy, zostawiając go samego.

      Położył przed sobą książkę i odkręcił skuwkę pióra, żeby się zabrać do podpisywania. Kątem oka zarejestrował, że ktoś stanął przed stolikiem. Gdy podniósł wzrok, ujrzał przed sobą duży żółty mikrofon.

      – Jesteśmy w księgarni, w której Christian Thydell właśnie podpisuje swoją debiutancką powieść Syrenka. Znalazł się pan dzisiaj na czołówkach wszystkich gazet. Czy bardzo pana niepokoją pogróżki pod pańskim adresem? Czy policja już się włączyła?

      Reporter się nie przedstawił, ale sądząc po kostce na mikrofonie, musiał być z miejscowej rozgłośni. Patrzył na niego w oczekiwaniu na odpowiedź.

      Christian poczuł pustkę w głowie.

      – Na czołówkach gazet? – spytał.

      – No tak, na czołówce „GT”, nie widział pan? – Nie czekając na odpowiedź, reporter wrócił do poprzedniego pytania: – Niepokoją pana te pogróżki? Czy już dostał pan ochronę policyjną? – Rozejrzał się po księgarni, potem znów spojrzał na Christiana, trzymającego pióro nad książką, którą miał podpisać.

      – Nie wiem, skąd… – wyjąkał.

      – Ale wszystko się zgadza, prawda? Podczas pisania książki otrzymywał pan pogróżki, a na przyjęciu z okazji wydania książki zemdlał pan po otrzymaniu kolejnego listu, prawda?

      – No tak… – Christian z trudem łapał oddech.

      – Czy pan wie, kto wysyła te pogróżki? Co mówi policja? – Podsunął mu mikrofon pod sam nos. Christian musiał się powstrzymać, żeby go nie odepchnąć. Nie chciał odpowiadać i nie miał pojęcia, skąd prasa się dowiedziała. Przypomniał sobie o wczorajszym liście w kieszeni kurtki. Zdążył go wyjąć ze skrzynki, zanim Sanna się zorientowała.

      Rozglądając się w popłochu za drogą ucieczki, trafił na Gunnel. Od razu spostrzegła, że coś jest nie tak, i podeszła.

      – Co tu się dzieje?

      – Przeprowadzam wywiad.

      – A pytał pan pana Thydella o zgodę? – Spojrzała na Christiana, a on potrząsnął głową.

      – A więc nie. – Wlepiła spojrzenie w reportera. Opuścił mikrofon. – Poza tym pan Thydell jest zajęty. Podpisuje swoją książkę. Proszę mu nie przeszkadzać.

      – Ale… – reporter urwał, zamknął usta, a potem wyłączył sprzęt nagrywający. – Czy mógłbym prosić o wywiad później?

      – Proszę wyjść, i to już – powiedziała Gunnel. Christian uśmiechnął się pod nosem. – O co mu chodziło? Okropnie namolny.

      Christian musiał przełknąć ślinę. Już zapomniał, jak mu ulżyło, gdy dziennikarz wyszedł.

      – Twierdził, że „GT” pisała o mnie na czołówce. Dostałem kilka listów z pogróżkami, widocznie media się o tym dowiedziały.

      – Ojej.

Скачать книгу