Скачать книгу

zmysły, cała jej uwaga skupiła się wyłącznie na celu. Usłyszała odgłos bicia swojego serca, swojego oddechu, szelest liści, krakanie wrony w koronach drzew. Nigdy wcześniej nie była tak spokojna, jakby stała się jednością ze wszechświatem.

      Kyra poczuła jak w jej dłonie wstępuje dziwna energia, jakby coś przejmowało kontrolę nad jej ciałem. Jakby na krótką chwilę stała się kimś większym od siebie, kimś o wiele potężniejszym.

      Kyra oczyściła głowę z myśli, pozwoliła by pokierował nią instynkt i ta nowa energia, płynąca przez jej ciało. Stanęła prosto, uniosła łuk i wypuściła strzałę, celując w głowę stwora.

      Już w chwili, gdy zwolniła cięciwę, czuła, że to był wyjątkowy strzał. Nie musiała patrzeć, by wiedzieć, że strzała leci dokładnie tam, dokąd ją posłała: w prawe oko bestii. Siła strzału powaliła dzika na zaśnieżoną ziemię. Ostatkiem sił zdołał jeszcze wstać i przejść kilka metrów dzielących go wciąż od Aidana. Zatrzymał się tuż przed chłopakiem, padając w końcu u jego stóp.

      Leżał na ziemi w konwulsjach. Kyra, znowu naciągnęła łuk, stanęła nad dzikiem i w jednej chwili umieściła kolejną strzałę w tyle jego czaszki. Zwierz wydał z siebie ostatnie tchnienie.

      Kyra stała na polanie w ciszy, serce waliło jej jak oszalałe, mrowienie w dłoniach powoli ustępowało, energia zanikała, a ona zastanawiała się, co tu przed chwilą zaszło. Czy to naprawdę ona wykonała ten strzał?

      W tej chwili przypomniała sobie o Aidanie. Kiedy chwyciła go w ramiona, spojrzał na nią oczami pełnymi strachu. Poczuła ogromną ulgę, widząc, że nic mu nie jest.

      Kyra odwróciła się i zobaczyła swoich dwóch starszych braci, wciąż lżących w trawach polany, patrzących na nią z podziwem i zaskoczeniem. Lecz w ich spojrzeniach było cos jeszcze, coś, co ją zaniepokoiło: podejrzliwość. Jakby była kimś obcym. To było spojrzenie, które Kyra widywała już wcześniej. Sama zaczęła się zastanawiać, czy faktycznie może być z nią coś nie tak. Odwróciła się i spojrzała na martwe zwierzę, ogromną bestię, leżącą u jej stóp. Zastanawiała się, jak ona, piętnastoletnia dziewczynka, mogła tego dokonać. Ten strzał wymagał dużo więcej, niż tylko umiejętności i szczęścia.

      Zawsze było w niej coś, co odróżniało ją od innych ludzi. Stała tam, odrętwiała, chcąc się ruszyć, ale nie mogąc. Bo tym, co wywołało w niej prawdziwy wstrząs była nie bestia, a sposób w jaki patrzyli na nią jej bracia. Jedyne pytanie, jakie w tej chwili kołatało się w jej głowie, brzmiało: kim ona była?

      ROZDZIAŁ TRZECI

      W drodze powrotnej do warowni, Kyra z Aidanem i Leo szli kilka kroków za starszymi braćmi, obserwując jak ci uginają się pod ciężarem dzika. Potężne cielsko martwej bestii zwisało pomiędzy nimi, przywiązane do dwóch włóczni. Ich ponury nastrój zmienił się diametralnie, gdy tylko wyszli z lasu na otwartą przestrzeń i dojrzeli w oddali fort ojca. Z każdym krokiem Brandon i Braxton stawali się coraz bardziej zuchwali. Teraz śmiali się już w niebogłosy i przekrzykiwali, próbując udowodnić sobie wzajemnie, który z nich miał większy wkład w zabicie stwora.

      – To moja włócznia go raniła – przekonywał Brandon Braxtona.

      – Ale – Braxton nie dawał za wygraną – to mój oszczep sprawił, że wystawił się Kyrze na strzał.

      Twarz Kyry z każdym ich kłamstwem robiła się coraz bardziej czerwona; jej żałośni bracia wymyślili jakąś idiotyczną historyjkę, w którą gotowi byli sami uwierzyć. Dobrze wiedziała, że po powrocie do domu, przypiszą sobie wszystkie zasługi, opowiadając wszem i wobec jak to oni zabili bestię. To było nieprawdopodobne. Czuła jednak, że nic na to nie poradzi. W głębi duszy wierzyła, że prawda w końcu wyjdzie na jaw.

      – Ależ z was kłamcy – powiedział wreszcie Aidan, nadal wyraźnie przejęty tym, co się stało – Dobrze wiecie, że to Kyra zabiła tego dzika.

      Brandon posłał chłopakowi drwiące spojrzenie.

      – A co ty możesz wiedzieć? – zapytał Aidana – Przecież byłeś zbyt zajęty sikaniem w spodnie ze strachu.

      Oboje śmiali się do rozpuku, z każdym krokiem utwierdzając się w przekonaniu o prawdziwości swojej historii.

      – A wy się wcale nie baliście? – Kyra wstawiła się za Aidanem, nie mogąc znieść już dłużej ich hipokryzji.

      Oboje zamilkli. Kyrze nie zależało na sławie, gotowa była pozwolić im przypisać sobie wszystkie zasługi. Musiała jednak wziąć stronę brata. Szła zadowolona z siebie, wiedząc w głębi duszy, że uratowała życie Aidanowi; taka nagroda w zupełności jej wystarczała.

      Kyra poczuła drobną dłoń na swoim ramieniu. Obejrzała się i ujrzała słodki uśmiech Aidana, wyraźnie wdzięcznego za ocalenie. Kyra zastanawiała się, czy jej starsi bracia również doceniają to, co dla nich zrobiła; wszakże, gdyby nie pojawiła się na czas, ich także spotkałby marny los.

      Kyra zapatrzyła się na truchło dzika, kołyszące się w rytm ich kroków i posmutniała; chciała, by jej bracia zostawili zwierzę na polanie, tam gdzie jego miejsce. To było przeklęte zwierzę, nie pochodziło z Volis i nie powinno się go tutaj przynosić. Zabrany z Cierniowego Lasu, stanowił zły omen, zwłaszcza w przededniu Zimowego Księżyca. Przypomniała sobie słowa starego powiedzenia: uniknięcie śmierci nie czyni z ciebie bohatera. Czuła, że jej bracia niepotrzebnie kuszą los, przynosząc owoc ciemności do swojego domu. Nie mogła wyzbyć się uczucia, że sprowadzi to na nich wielkie nieszczęście.

      Gdy wdrapali się na szczyt wzniesienia, ich oczom ukazała się potężna warownia i urzekający krajobraz wokół niej. Mimo że wiał silny wiatr i padał gęsty śnieg, na ten widok Kyra poczuła ciepło w sercu. Dym unosił się z kominów małych domków rozsianych po całej okolicy, zaś nad fortem majaczyła ciepła łuna pochodni. W miarę jak zbliżali się do mostu, droga stawała się coraz szersza i bardziej zadbana. Im bliżej bram się znajdowali, tym bardziej przyśpieszali kroku, chcąc znaleźć się w domu jak najszybciej. Mimo nienajlepszej pogody i późnej pory, droga usiana była ludźmi, tłumnie zmierzającymi w stronę rozpoczynającego się wkrótce święta.

      Kyra nie była tym zaskoczona. Festiwal Zimowego Księżyca był jednym z najważniejszych wydarzeń w roku, dlatego wszyscy zajęci byli przygotowaniami do świątecznych obchodów. Ogromny tłum ludzi tłoczył się na moście zwodzonym. Część z nich zostawiała fort za plecami i podążała do swych domostw, by spędzić święta z rodziną, druga zaś część dokonywała ostatnich zakupów u wędrownych handlarzy i dołączała do obchodów na terenie fortu. Woły ciągnęły ciężkie wozy wypełnione towarami, a murarze walili młotami, rozbijając kamień na kolejny mur wzmacniający konstrukcję warowni. Kyra nie potrafiła zrozumieć, jak mogą pracować przy takiej pogodzie i nie odmrozić sobie rąk.

      Gdy weszli na most, Kyra, ku swojemu przerażeniu, dojrzała stojących w pobliżu bramy Gwardzistów Lorda, żołnierzy służących pod dowództwem Lorda Gubernatora, namiestnika Pandezji na terytorium Escalon. Wyróżniali się z tłumu swymi charakterystycznymi szkarłatnymi zbrojami. Widok ten napawał ją oburzeniem. Obecność Gwardii Lorda była uciążliwa w każdej sytuacji, szczególnie jednak w święto Zimowego Księżyca, gdy z pewnością pojawili się tu, by wyłudzać od jej ludzi łapówki i ofiary. Myślała o nich jak o padlinożercach, zbirach i padlinożercach przebranych w arystokratyczne stroje, którzy dorwali się do władzy po inwazji Pandezji.

      Winę za obecny stan rzeczy ponosił ich poprzedni Król, który to w chwili słabości poddał całe Królestwo. Zhańbiony lud, musiał teraz ulegać tym ciemiężcom na każdym kroku. Doprowadzało to Kyrę do wściekłości. Jej ojca i jego wspaniałych wojowników zrównano statusem ze zwykłymi chłopami. Rozpaczliwie chciała, by jej lud powstał do walki o wyzwolenie, by odważył się zrobić to, na co nie starczyło odwagi

Скачать книгу