Скачать книгу

ale to za mało, brakuje namacalnych dowodów.

      – A jeśli jutro dwaj z nich postanowią w imię swojego fanatyzmu zarżnąć paru przechodniów?

      Marc wykrzywił twarz w grymasie.

      – To jest ryzyko… Ale niech pani nie zapomina, że chronimy demokrację. Nasz wolny kraj, gdzie każdy ma prawo wyrażać swoje poglądy religijne, nawet ekstremistyczne, dopóki bezpośrednio nie nawołuje do przemocy. Zapytam raz jeszcze, dlaczego mielibyśmy wsadzić do więzienia tych tutaj, a zwolenników najradykalniejszej odmiany chrześcijaństwa już nie? Takich, którzy chcą zakazać tabletek antykoncepcyjnych, aborcji, małżeństw homoseksualnych, a są nawet tacy, którzy półsłówkami wspominają o wyjeździe do Syrii, gdzie walczyliby przeciwko Państwu Islamskiemu… Ludzie, których uważamy za radykałów, mogą wywodzić się z każdej religii. Żyjemy w demokratycznym państwie i wolno nam posiadać własne przekonania, o ile tylko nie popychają nas ku nienawiści i przemocy.

      – Ale obecne okoliczności sprawiają, że mamy wszelkie powody bać się tych sześciu bojowników.

      – I właśnie dlatego mamy ich na oku, pilnujemy ich, jak możemy, choć z braku środków nie jest to nadzór doskonały. Może pani być pewna, że gdybyśmy aresztowali ich w ramach prewencji, przyniosłoby to więcej szkody niż pożytku, bo zaraz zaczęliby głośno krzyczeć o dyktaturze i prześladowaniach religijnych, z oburzeniem wołaliby, że nic nie zrobili, że usunięto ich ze społeczeństwa wyłącznie z powodu wyznawanych poglądów, a ponieważ faktycznie brakuje nam rozstrzygających dowodów, nie całkiem byliby w błędzie. Proszę sobie wyobrazić, jaki wpływ wywarłby ten przekaz na zagubioną młodzież balansującą na krawędzi radykalizmu… Tego typu sytuacja, jeśli umiejętnie ją wykorzystać, pozwoliłaby na indoktrynację dziesięciokrotnie większej liczby ludzi niż tych sześciu, których tu widzimy. Cwani rekruterzy posłużyliby się nią, by dowieść, że Francja to zdeprawowany kraj zamieszkany przez wrogi islamowi naród, który wtrąca do więzienia muzułmanów zdecydowanie kroczących ścieżką wskazaną przez Proroka, i tak dalej… Nie, proszę mi wierzyć, idąc na łatwiznę, często narażamy się na ogromne straty.

      – Więc pozwalamy im żyć na wolności pod niezadowalającym nadzorem?

      Tallec wzruszył ramionami.

      – Robimy, co w naszej mocy. Nikt nie mówił, że demokracja nie ma wad albo że nie wiążą się z nią żadne trudności. A nasi obecni wrogowie potrafią to wykorzystać. Ale postawmy sprawę jasno. Mamy tu sześciu facetów. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa przynajmniej trzej lub czterej z nich to drobni kryminaliści, którzy w religii znaleźli duchową ucieczkę, rodzinę, ale nie zatracili się kompletnie, więc raczej nie posuną się dalej i nigdy nie będą stanowili realnego zagrożenia. Być może wiara uchroni ich nawet przed recydywą i w ostatecznym rozrachunku zyska na tym całe społeczeństwo. Istotne pytanie brzmi: gdzie w tym stadku kryją się prawdziwe wilki? Ci, którzy są gotowi przejść do działania i prędzej czy później to zrobią. Ale jeżeli zamkniemy wszystkich, stworzymy watahę złożoną z sześciu wilków.

      – A jaki związek ma z tym wszystkim Laurent Brach?

      – To pani mi to powie. Czy jego śmierć jakoś się z tym łączy? Z jego niegodziwymi koleżkami?

      – A jeśli tak, to po której stronie stał – domyśliła się natychmiast Ludivine. – Czy był zabłąkaną, lecz niegroźną owcą, czy bezlitosnym wilkiem?

      Marc Tallec odwrócił się twarzą do niej.

      – Chwyta pani w lot. Chcę wiedzieć, czy należał do jakiejś siatki i czy za jego śmiercią nie kryje się jakaś grubsza afera.

      W dole bojownicy zakończyli trening, pogratulowali sobie wyników, a potem padli na kolana, by rozpocząć modlitwę.

      13

      W ciągu trzech dni grupie roboczej złożonej z Guilhema, Segnona i Ludivine udało się „zbadać otoczenie” Laurenta Bracha, co polegało na sporządzeniu schematu ilustrującego kontakty utrzymywane mniej lub bardziej regularnie przez ofiarę i jej rodzinę, a także na pobieżnym przyjrzeniu się ich wzajemnym relacjom. Ponieważ upłynęło niewiele czasu, graf pozostawał ogólnikowy i istniało ryzyko, że zawiera błędy lub nieścisłości, był to jednak jakiś punkt wyjścia.

      Ku wielkiemu rozczarowaniu Ludivine DCO nie dostarczyło im żadnych informacji na temat Bracha ani jego bliskich, co więcej, nikt w wydziale do spraw przestępczości zorganizowanej nie znał ofiary.

      Lokalna brygada policji, której podlegał teren, gdzie znaleziono zwłoki, okazała się bezużyteczna, a okolicy nie monitorowała żadna kamera. Segnon zajął się pośpieszną analizą deklarowanych przez Bracha dochodów, porównał je z kartami wynagrodzeń dostarczonymi przez firmę, w której pracował zmarły, i wstępnie doszedł do wniosku, że wszystko się zgadza, rodzina faktycznie prowadziła skromne życie.

      Najprzydatniejszym narzędziem służącym do znalezienia powiązań ofiary była analiza logowań telefonu. Każdy numer wprowadzano do programu Analyst Notebook, którym Guilhem posługiwał się w celu ustalenia powiązań między setkami, a nieraz tysiącami informacji zgromadzonych w trakcie danego śledztwa. Można było w ten sposób zarchiwizować wszystko, nazwy własne, numery telefonów, tablic rejestracyjnych i tak dalej, dzięki czemu powstawała baza danych dla konkretnej sprawy. Jeżeli istniał choćby najdrobniejszy związek pomiędzy dwoma elementami, program niechybnie go wykrywał, podczas gdy człowiek mógłby go przeoczyć, zwłaszcza gdy chodziło o dane z telefonów z kilku miesięcy uzyskane od paru podejrzanych, czyli o dziesiątki tysięcy cyfr.

      Analiza połączeń przychodzących i wychodzących Laurenta Bracha, w zestawieniu z ich geolokalizacją oraz harmonogramem przekazanym przez pracodawcę, pozwoliła śledczym wyrobić sobie zdanie o tym, jakim człowiekiem był zmarły. Pracowitym, to nie ulegało wątpliwości. Punktualnym i pełnym szacunku. Wiadomości tekstowe wysyłał niemal wyłącznie do żony, szefa i klientów. Komórka dostarczyła natomiast bardzo niewielu informacji na temat jego życia osobistego. Żandarmi doszukali się ledwie kilku połączeń do garstki przyjaciół, nic nie wskazywało też, by wychodził gdzieś dla rozrywki.

      Ludivine zaczęła się nawet zastanawiać, czy nie miał drugiego telefonu z niezarejestrowaną kartą prepaid. Istniał tylko jeden sposób, żeby się tego dowiedzieć: musieliby przeprowadzić drobiazgowe przeszukanie w jego domu, ryzykując przy tym, że wdowa całkiem się do nich zrazi, a ewentualni obserwatorzy wzmogą czujność, czego Ludivine wolała uniknąć, zwłaszcza jeśli mieliby niczego nie znaleźć.

      – Mimo wszystko sprawdzę, czy nasi ludzie nie mają w tym sektorze IMSI Catchera, nigdy nie wiadomo – zaproponował Marc Tallec.

      – IMSI czego? – spytał Segnon.

      – To system przewożony w samochodzie, który pełni funkcję przekaźnika telefonii komórkowej i przechwytuje dane wszystkich telefonów z okolicy. Praktyczne rozwiązanie, gdy podążasz tropem podejrzanego z zarejestrowanym telefonem i chcesz mieć wszystko na bieżąco, łącznie z geolokalizacją. Ale analizując połączenia, można też zebrać sporo innych informacji, na przykład o użyciu karty prepaidowej niepowiązanej oficjalnie z podejrzanym.

      Jednak po zbadaniu sprawy Marc Tallec oświadczył, że żadne tego typu urządzenie nie działało w okolicy, gdzie zamieszkiwała ofiara.

      Choć nie zezwolono na wykonanie testów DNA próbek zebranych na miejscu zbrodni, Ludivine otrzymała zgodę na założenie podsłuchu u wdowy. Wszystkie podania w tej sprawie rozpatrywała PNIJ – Narodowa Platforma Sądowa do spraw Przechwytywania Rozmów – która pełniła następnie funkcję pośrednika między operatorem telefonicznym a śledczymi. Wśród żandarmów PNIJ bywała często obiektem kpin, choć nieraz budziła również niepokój.

Скачать книгу