Скачать книгу

Buchelt spojrzał znacząco na podopiecznego i powoli skinął głową. Najwyraźniej jego cierpliwość się skończyła.

      – Ale nie po to chcieliśmy się z panem spotkać – podjął Kordian.

      Przeżuwając kawałek mięsa, Mateusz podniósł wzrok.

      – Więc po co?

      – Mamy pewne informacje, które uzna pan za ciekawe.

      – Ta?

      – Dotyczą Bukano i… cóż, jego środowiska.

      – A konkretniej? – bąknął Zakierski. – Kończę to jedzenie i znikam, więc sugeruję się pospieszyć.

      Kordian miał wszystko przygotowane. Uśpił czujność rozmówcy, dał mu do zrozumienia, że mimo wybryku Chyłki nie będzie miał łatwo, a teraz należało wytoczyć ciężkie działa. Dzięki ustaleniom Kormaka udało im się dotrzeć do faktów, które były znaczące nie tylko dla nich, ale także dla prokuratury. A może w szczególności dla niej.

      – Zanim przejdziemy do konkretów… – wtrącił mrukliwie Lew. – Upewnijmy się tylko, że wszyscy wiemy, na czym stoimy.

      – Mhm.

      – Panu zależy na skazaniu. Nam również.

      – Świetnie, świetnie. Więc?

      – Chcielibyśmy również, by stało się to jak najszybciej.

      – Nie wątpię.

      – Kluczowe jest dla nas, by proces cywilny nie zdążył na dobre…

      – Tak, tak – przerwał mu Mateusz. – Wiem doskonale, czego oczekujecie. A teraz proszę, o co chodzi?

      Buchelt z niezadowoleniem pokręcił głową, a potem przeniósł wzrok na aplikanta, oddając mu pałeczkę.

      – Zrobiliśmy mały research – oświadczył Kordian. – Właściwie powinienem chyba nazywać to śledztwem, bo takie określenie stosujecie. A zakres czynności u nas i u was był taki sam. Różnica polega na tym, że my do czegoś dotarliśmy.

      Zakierski nie sprawiał wrażenia przekonanego. Jadł spokojnie, ale widać było, że gdyby mógł, zabrałby wszystko na wynos.

      – Dzień przed śmiercią Patrycji Horwat i jej córki Bukano kontaktował się z pewnym człowiekiem ze swojego dawnego koczowiska.

      Prokurator powoli podniósł wzrok. Przestał przeżuwać.

      – Udało nam się ustalić konkretnie z kim – dodał Oryński. – I być może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że…

      – Od lat nie utrzymywał z nikim kontaktu – dopowiedział Zakierski i odłożył sztućce. – Był persona non grata w romskiej społeczności.

      – To niedopowiedzenie – ocenił Kordian, po czym nałożył sobie trochę moelleux. – I tym bardziej zastanawiające jest to, że nagle, dzień przed przestępstwem, nawiązuje ponowny kontakt z dawnym przyjacielem.

      – Z kim konkretnie?

      – Dowie się pan tego, jeśli…

      – To informacja istotna dla śledztwa – zastrzegł prokurator. – W tym momencie żarty się kończą, panowie.

      Borsuk pokiwał głową z uznaniem, jakby właśnie na to czekał.

      – Wezwie nas pan na świadków na rozprawie, wszystko powiemy – zapewnił go Oryński z lekkim uśmiechem.

      – Otóż to – potwierdził patron.

      Zakierski przyglądał im się przez chwilę. Nagle zupełnie stracił apetyt. Odsunął talerz i skrzyżował ręce na piersi.

      – Potrzebuję tej informacji teraz – powiedział.

      – W to nie wątpimy – odparł Kordian.

      – Więc czego oczekujecie w zamian? – zapytał prokurator, patrząc to na jednego, to na drugiego. – Wasze postępowanie cywilne i tak zostanie zawieszone z przyczyn prejudycjalnych. Artykuł sto siedemdziesiąty siódmy paragraf pierwszy punkt czwarty kpc. Ujawnienie czynu, który w drodze karnej mógłby wywrzeć wpływ na postępowanie cywilne.

      – Brawo. Zna pan numer przepisu – mruknął Oryński.

      – Znam też realia. Dostaniecie to, czy dacie mi coś w zamian, czy nie.

      – Owszem – włączył się Lew.

      Wszyscy trzej zamilkli. Kelner łypnął na nich z oddali i dostrzegł, że jeden z klientów odsunął od siebie talerz. Ruszył w ich kierunku, ale Buchelt powstrzymał go ruchem ręki.

      – Nikt nie mówi, że oczekujemy czegoś w zamian – odezwał się Kordian. – Jak sam pan mówi, zależy nam na szybkim skazaniu.

      – Innymi słowy chcą panowie, bym wystawił wam czek in blanco?

      – Mniej więcej.

      Prokurator pokręcił głową.

      – Nie obiecuję przysług, kiedy nie wiem, o co zostanę w przyszłości poproszony.

      – Nie oczekujemy obietnicy.

      – Więc czego?

      Obaj wzruszyli ramionami. Po prawdzie Kordian miał nadzieję, że rozmowa pójdzie w trochę innym kierunku, a Mateusz Zakierski okaże się człowiekiem, z którym można współpracować. Wystarczyło im w zupełności zapewnienie, że kiedyś im się odwdzięczy. Tymczasem usłyszeli właściwie coś zupełnie przeciwnego.

      Dla sedna sprawy nie miało to żadnego znaczenia. I tak przekażą mu wszystkie uzyskane informacje. W ich najlepszym interesie było, by prokuratura jak najszybciej wygrała starcie z Chyłką. O ile Joanna rzeczywiście nie pozwoli odsunąć się od sprawy.

      – Czuję, że będę musiał wezwać panów do… – zaczął prokurator, ale urwał, gdy Kordian stanowczo pokręcił głową.

      Nic nie mówiąc, sięgnął do stojącej na podłodze torby. Wyjął niewielką teczkę, po czym podał ją rozmówcy. Zakierski szybko ją otworzył.

      – Kto to jest? – zapytał.

      – Koro.

      – Ktoś z rodziny?

      – Nie. Rodzina skreśliła Bukano. Dla nich zwyczajnie nie istnieje.

      – Znajomy?

      – Dobry znajomy z czasów… cóż, można by powiedzieć, że szkolnych, gdyby nie to, że Romowie nie mają wiele wspólnego ze szkołą.

      Oskarżyciel skupił wzrok na zdjęciu Cygana. Miał nieco ciemniejszą karnację od Bukano, kruczoczarne włosy i wzrok, który kazał sądzić, że niewiele trzeba, by go poirytować.

      – Gdzie się spotkali?

      – Niedaleko kamienicy, w której mieszka Koro.

      – To znaczy?

      – Wszystko jest w tym pliku – zapewnił Oryński. – Ale chodzi o pewne miejsce na Pradze Południe. Tam zresztą w dużej mierze mieszkają Cyganie określający się jako Polska Roma.

      Zakierski pokiwał głową. Jeszcze przez moment przeglądał zawartość pliku, a potem zamknął teczkę i wstał od stołu.

      – Częstujcie się, panowie – powiedział, wskazując talerz. – O ile dobrze zrozumiałem, mnie w domu czeka znacznie lepsza uczta – dodał, unosząc teczkę.

      – Z pewnością – odparł aplikant.

      Oskarżyciel ruszył w stronę wyjścia, ale zatrzymał się w pół kroku.

      – Jest tam coś

Скачать книгу