ТОП просматриваемых книг сайта:
Nieśmiertelni. Vincent V. Severski
Читать онлайн.Название Nieśmiertelni
Год выпуска 0
isbn 9788382520903
Автор произведения Vincent V. Severski
Жанр Зарубежные детективы
Серия Czarna Seria
Издательство PDW
– Poprosił mnie dzisiaj do siebie Hermansson… a właściwie to poszliśmy na kawę do bufetu. Było już późno… – Harriet spojrzała na zegarek. – Gdzieś koło wpół do ósmej. Kończyłam pewien projekt…
– Do rzeczy, Harriet – ponaglił Anton zniecierpliwiony.
– Hermansson powiedział mi tylko, że Hasan nie odzywa się od ponad dwóch tygodni i w wywiadzie, znaczy KSI, nie wiedzą, co się z nim dzieje. – Ściszyła głos i dorzuciła: – Nie daje żadnego znaku życia.
– Przecież musiał mieć alternatywną łączność…
– Nic więcej nie wiem! – wtrąciła głośniej, wyraźnie zdenerwowana.
– Musiał mieć bikon satelitarny i telefon bezpieczeństwa… nie mówiąc już o sieci. – Anton z niedowierzaniem pokręcił głową. – Przecież to podstawy operatywy… – Zacisnął usta i przez chwilę patrzyli sobie w oczy. – Niemożliwe, żeby wszystko naraz zawiodło. Nooo… kurwa, niemożliwe! – wyrzucił z siebie w końcu. – Przecież to my zrobiliśmy te systemy dla KSI. Chyba że…
– Anton? – Podniosła wzrok. – Anton, co jest grane? Ty coś wiesz?
– Uff… – westchnął głęboko i od razu było dla niej jasne, że wie.
– To dlatego przed jego wyjazdem chcieliście się jeszcze spotkać? Tak? Ty w tym jesteś? – Harriet patrzyła na Antona, który zerkał jak nieletni złodziejaszek, i poczuła się oszukana, skrzywdzona, zraniona.
Znała Antona od lat i zawsze był jej najbliższym przyjacielem, a Hasan jej mężczyzną na całe życie. Wydawało się, że po sprawie Safira as-Salama ich związek scementowało wszystko to, co najlepsze między ludźmi – prawda, przyjaźń, wierność, zaufanie i miłość. A tu nagle okazuje się, że tak nie jest i nigdy nie było, a ona nie uczestniczy w tym związku, tylko stoi z boku, na innych prawach, jak mniej wartościowa część.
Anton coś mówił, ale jego głos był obcy i niezrozumiały. Harriet czuła, jak ziemia faluje jej miękko pod nogami, a w środku wzbiera jakaś potężna siła, która za chwilę się uwolni i rozerwie jej gardło. Powstrzymywała się resztkami sił, pozwalając sobie tylko na łzy dające chwilowe ukojenie.
Ten wypadek autobusowy… wtedy… kiedy wracali od Antona, w przeddzień wyjazdu Hasana do Iranu, pomyślała przez moment. Podprogowa katastroficzna kabała?
– Harriet, uspokój się. Nie płacz – dotarł do niej głos Antona, który wstał z fotela i przyklęknąwszy, objął ją ramionami. – Wiem, co czujesz. Wasza miłość i nasza przyjaźń jest inna, nie jest taka sama jak u wszystkich normalnych ludzi. Jakkolwiek paskudnie by to zabrzmiało. Żeby mogła przetrwać, trzeba być wytrzymałym i zrozumieć, że prawda nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem…
– Nie pieprz! – Harriet powoli odzyskiwała pewność siebie. – Wiedziałeś od początku, po co on tam jedzie. Wiedzieliście obaj, że to niebezpieczne…
– Taki zawód szpiega.
– Ale dlaczego nic mi nie powiedzieliście? Uważasz, że kto ja jestem?
– Takie zasady. Wolałabyś wiedzieć?
– Oczywiście! – odparła pewnym siebie tonem, wycierając nos, ale wcale nie była przekonana, że chciałaby to wiedzieć.
Przegrzałam czy co? – pomyślała. Babskie fobie! Cholera jasna. Ale faceci i tak są popieprzeni…
– To bardzo poważna sprawa i myślę, że niebezpieczna, co pewno specjalnie cię nie pocieszy – zaczął Anton sztywno, bo nigdy sobie nie radził z kobiecymi łzami. Z powrotem usiadł na fotelu. – Nie licz, Afrodyto, że złamiesz mnie łzami i dowiesz się szczegółów. Nie wykorzystuj swojej przewagi…
– Nie marudź! Mów, co możesz. – Wydmuchała do końca nos i z odległości dwóch metrów trafiła białą kulką do kosza.
Dobry znak! Atena i Apollo widać czuwają – pomyślała i zrobiło jej się trochę lepiej.
– No dobrze – zaczął. – Od pewnego czasu prowadziliśmy tu, na KTH, we współpracy z KSI i Säpo, pewną operację… z nadania zaprzyjaźnionej służby… no i Hasan pojechał do Iranu w związku z tą sprawą…
– To dlatego przeszedł do KSI? Ale co to za sprawa? – zapytała bez przekonania i równocześnie w jego kieszeni odezwał się telefon.
– Tak, dlatego – odparł Anton, nim odebrał.
Rzeczywiście, teraz sobie przypomniała, Hasan jakiś czas temu jej mówił, że z uwagi na znajomość farsi i arabskiego robi pewne sprawy dla KSI. Chociaż znał jeszcze rosyjski i kilka innych języków, to jednak jako powód przejścia wymienił właśnie tamte dwa. Nie skojarzyła wówczas, że może chodzić o pracę wywiadowczą w Iranie. Myślała naiwnie, że ma to polegać na tłumaczeniu albo innej pomocy językowej. Jakby zapomniała, że KSI to operacyjny wywiad agenturalny. Teraz było już jasne, dlaczego to właśnie on pojechał do Iranu.
Tępa, głupia zakochana gęś – pomyślała o sobie.
– Tak… tak… – Anton trzymał słuchawkę lewą ręką, a prawą szukał czegoś w kieszeniach. – Nie… nie mam – odparł niepewnie. – Czekaj! Sprawdzę jeszcze w szafce… – Wstał i podszedł do rogu pokoju, gdzie stał zielony bufet, i przez chwilę przy czymś manipulował. – Mam – dodał po chwili poszukiwań. – Posłuchaj, Lasse… Jestem teraz zajęty… Lasse! Przyjdź do mnie, to ci dam. – Pokręcił głową, jakby się czemuś dziwił, i spojrzał ze skruchą na Harriet. – Obyś się nie mylił! Dobrze. Zaraz tam przyjdę. Czekaj na mnie!
– Dokąd idziesz? – zapytała podenerwowanym tonem.
– Zaraz wrócę… nic takiego… – odparł spokojnie. – Lasse nie może się dostać do naszego magazynu na górze. Jego karta magnetyczna nie działa. Dziwne trochę. – Anton pokazał niebieską plastikową kartę. – Będę za pięć minut. Czekaj. Jak wrócę, to coś ci powiem… może nie powinienem, ale… powiem. Nikomu jeszcze tego nie mówiłem. Pal to sześć! – Uśmiechnął się niewyraźnie, zarzucił kurtkę na rękę i ruszył w kierunku drzwi, ale po chwili się zatrzymał i z dłonią na klamce dodał: – Bardzo martwię się o Hasana, ale coś mi teraz przyszło do głowy… coś mi się przypomniało… może wiem, dlaczego zniknął. Ktoś tu nie gra czysto i czuję ich paluszki w tej sprawie… – zawahał się. – CIA? Eee… chyba niemożliwe! Pewnie mi odwala. Ale gość zaczął nagle siać tak dziwnymi sygnałami… Uff… Nie uwierzyłabyś… – rzucił już zza progu i zamknął za sobą drzwi, zostawiając w pokoju zaskoczoną Harriet.
Była dziewiąta trzydzieści rano. Jagan nie spał już od pół godziny i stał nago w oknie swojego mieszkania na dziewiątym piętrze bloku przy ulicy Krasnodarskiej w dzielnicy Lublino. Czekał, aż nad Uralem wzniesie się czerwona tarcza słońca.
Jagan uważał, że słońce, mimo iż jest ciałem niebieskim, to jednak jest też częścią Federacji Rosyjskiej i czasami warto złożyć mu hołd. I chociaż było pomarańczowe, on uważał, że jest czerwone, i trwał w tym przekonaniu, bo czerwień jest bardziej rosyjska. W końcu nad żadnym krajem nie świeci tyle czasu co nad naszym – uważał – wystarczy spojrzeć na mapę i zegar.
Nad Moskwą od dwóch tygodni zawisł potężny syberyjski zimowy wyż i błękitne niebo wyglądało wyjątkowo pięknie. Zdawało się, że jest wymalowane ultramaryną i wystarczy podnieść rękę, by go dotknąć, urwać kawałek i sprawdzić, że smakuje jak wyśmienite rosyjskie lody.
Więc Jagan stał i czekał.
Żołnierz