ТОП просматриваемых книг сайта:
Nabór. Vincent V. Severski
Читать онлайн.Название Nabór
Год выпуска 0
isbn 9788381433846
Автор произведения Vincent V. Severski
Жанр Шпионские детективы
Серия Zamęt
Издательство PDW
Wyjął ze skrytki włoski nóż sprężynowy Frank Beltrame obłożony palisandrem. Nazywał go Franio. Luka lubił ten nóż o wiele bardziej niż swoją berettę, bo wiedział, że można go łatwo ukryć, skutecznie nim zaatakować i cicho zabić. Nie obroni się jednak nożem przed atakiem tak jak pistoletem kalibru 9 milimetrów.
Zwolnił kciukiem blokadę i dwunastocentymetrowe cienkie ostrze wyskoczyło z charakterystycznym kliknięciem. Luka uwielbiał ten dźwięk. Złożył nóż i wsunął go sobie za skarpetkę na prawej nodze.
Wrócił do zajazdu.
Mila próbowała obudzić pijaka, który najwyraźniej zasnął na barze. Drugi gdzieś znikł. Luka wskazał głową na zaplecze, a Mila potwierdziła.
Biuro Josipa, nazywane kaverną, było ponadtrzydziestometrowym pomieszczeniem i pełniło funkcję centrum biznesowo-operacyjnego braci Juriciów oraz izby pamięci ich wojennych dokonań. Było to jedyne miejsce, w którym czuli się bezpiecznie i wygodnie, więc nie każdy miał tam wstęp. Uważało się nawet, że zaproszenie do kaverny nobilituje. Tutaj bracia trzymali pamiątki z wojny, których nie mogli wystawić w barze. Dwie wielkie wytarte czerwone kanapy pamiętały czasy wczesnego Tito, ale Josip bardzo je lubił i nie pozwalał ich wyrzucić. Ściany, które kazał pomalować na ciemnoczerwony kolor, żeby pasowały do tych skórzanych pikowanych kanap, były ozdobione licznymi trofeami z rogami, zdjęciami z wojny w Hercegowinie oraz namalowanym na zamówienie Petara dużym portretem Ante Pavelicia w mundurze. Boczne oświetlenie, zaprojektowane przez Josipa, miało dodawać kavernie intymności i ciepła, ale Mila uważała, że tylko wzmacnia skojarzenie z Paveliciem.
Luka przeszedł kilka metrów wąskim korytarzem i stanął pod pancernymi drzwiami. Zastukał, ale nikt nie otwierał. Zastukał jeszcze raz. Luka pamiętał, że Josip ma obsesję na punkcie bezpieczeństwa i wszędzie instaluje kamery, więc musi wiedzieć, kto stoi pod drzwiami.
Naradzają się – pomyślał. Nie przypuszczali, że przyjdę.
Drzwi zachrzęściły i otworzyły się na oścież. Przed Luką stanął Petar w koszuli z podwiniętymi rękawami. W ustach miał wielkie cygaro. Wypełniał sobą całe wejście, ale Luka był wystarczająco wysoki, by dostrzec Josipa, który z rozłożonymi ramionami siedział na kanapie.
Petar usunął się na bok i Luka wszedł, przecinając gęsty dym z cygar wzmocniony zapachem whisky. Zajął miejsce na drugiej kanapie, naprzeciwko Josipa, który wyglądał na mocno wlanego.
– Napijesz się… Luka? – zapytał Petar, podchodząc do barku. – A właściwie to jak się nazywasz, Hasan, Mohamed? – Oba imiona wypowiedział z nieskrywaną pogardą. – Zresztą… chuj, jak się nazywasz. – Nalał whisky do szklanki i podał Luce. – Widzisz! Usługuję ci… – Na chwilę zawiesił głos. – Szanuję. Wiesz, co to znaczy?
– Rozumiem, że Josip już ci opowiedział o wizycie bezpieki – odparł Luka.
– A co myślałeś? – wtrącił się Josip. – Możemy mieć przez ciebie sporo problemów i może nas to drogo kosztować. Właściwie powinniśmy dać ci teraz w łeb, związać i odstawić do Zagrzebia. Przysłużymy się ojczyźnie i jeszcze na tym zarobimy. – Pochylił się, by wziąć ze stołu szklankę, ale drugą ręką sięgnął za plecy i wydobył pistolet, który wycelował w Lukę. – Masz broń? – zapytał i dał znak bratu, by go sprawdził. – Wstań! – rozkazał.
Luka podniósł się, wciąż trzymając szklankę z whisky, a Petar, jakby wiedział, gdzie chowa broń, wyszarpnął mu berettę zza paska.
– Teraz możemy porozmawiać – oświadczył Josip. – To tak na wszelki wypadek.
– Przyszedłeś do nas z załadowanym i odbezpieczonym pistoletem? – Petar uniósł berettę, jakby demonstrował dowód w sądzie.
– No właśnie! – rzucił Josip. – Jak ci zaufać? Od razu widać, że jesteś podstępny jak każdy wyznawca Allaha.
– To co ci powiedział ten tajniak? – zapytał Luka, bagatelizując sytuację, bo wiedział, że na Juriciach odbezpieczona broń nie robi wrażenia. – Że szukają mnie… właśnie mnie? Niby z jakiego powodu? Że jestem kim… irańskim szpiegiem? – Usiadł na kanapie. Sprawiał wrażenie spokojnego i zdystansowanego, ale w rzeczywistości był spięty i czuł, że najpierw musi zapanować nad rękami, bo to był jego najsłabszy punkt.
– Sam fakt, że teraz przyszedłeś, to potwierdza, zresztą i tak sprawa jest oczywista.
– No więc? – Luka nie ustępował. – Załóżmy, że tak jest. I co?
– I to jest poważna rozmowa – włączył się Petar. – Mamy dla twoich ajatollahów godną uwagi propozycję i chcielibyśmy porozmawiać z kimś odpowiedzialnym i decyzyjnym w Teheranie. No… i ty też w tym jesteś. – Spojrzał na Lukę z udawaną sympatią, puszczając kłęby dymu. – Masz u nas prowizję, bo u was to nagrodę chyba dadzą ci w niebie.
– W ten sposób zarobisz podwójnie – dodał Josip i pociągnął whisky. – Na ziemi i w niebie. Uznawszy to za dobry dowcip, Juriciowie roześmiali się chrapliwie.
Luka wiedział już, co ma zrobić, i był gotów. Dlatego nie mógł się teraz odkryć, jeśli chciał ustalić, co tajniak powiedział Josipowi.
– Okej. – Pokiwał głową. – Zgadza się, pracuję dla Teheranu i nie za zbawienie, tylko za kasę, dobrą kasę. To jest biznes…
– Mamy nadzieję, że nie kumasz się z tymi rzeźnikami halal z ISIS – wtrącił Petar. – Tego nie bierzemy. Rozumiesz?
– Iran walczy z terrorystami, ale przede wszystkim musi sobie radzić z embargiem USA. A szczególnie teraz, kiedy wojna wisi w powietrzu. Jasne? – rzucił Luka z pełnym przekonaniem.
– I o to właśnie chodzi, nasz drogi irański przyjacielu – ucieszył się szczerze Josip. – O to chodzi! Nie tylko przymkniemy oko na waszą działalność, ale jeszcze pomożemy wam twórczo się rozwinąć. Od dawna szukaliśmy sposobu, żeby dobrać się do tego interesu, i nagle spadłeś nam z nieba, perski przyjacielu. Biznes jest bardzo delikatny, więc potrzebujemy kogoś, kto potrafi zachować tajemnicę i jednocześnie będzie wiarygodnie umocowany. Nie ma lepszego kanału niż wasze służby, prawda? – Uniósł krzaczaste brwi i zaraz sam sobie odpowiedział: – Oczywiście, że prawda! Josip dobrze to wie.
– Konkretnie – zniecierpliwił się Luka. – Czego oczekujecie?
– Mówiąc krótko – zaczął Petar – mamy kontakty w porcie i w rafinerii w Rijece oraz w Zagrzebiu, ty masz kontakty w Teheranie i tanią ropę. Proste? Biznes łatwy i zyskowny.
– A co z Amerykanami? – zapytał Luka.
– Chuj z nimi. – Petar machnął ręką. – Załatwimy sprawę. Pies ich jebał.
– Możemy porozmawiać, bo pomysł jest nienowy i już realizowany tu i tam. Ale czy wy macie jakieś pojęcie o handlu ropą? I kto o tym wie? I co wasze służby wiedzą o mnie?
Ostatnie pytanie było najważniejsze, bo Luka doskonale zdawał sobie sprawę, że Juriciowie nie mają zielonego pojęcia o przemycie ropy, tylko po prostu zwietrzyli biznes. Z zajazdu na przedmieściach Zagrzebia do kupna tankowca lewej ropy droga daleka, ale chciwość nie ma granic – pomyślał.
– I to jest właściwe podejście – oświadczył Josip. – O biznes się nie martw. Mamy ludzi, którzy się na tym znają. Daj nam tylko odpowiedni kontakt w Teheranie.
– Resztą