ТОП просматриваемых книг сайта:
Nabór. Vincent V. Severski
Читать онлайн.Название Nabór
Год выпуска 0
isbn 9788381433846
Автор произведения Vincent V. Severski
Жанр Шпионские детективы
Серия Zamęt
Издательство PDW
– Chyba już mu się nie przyda. – Gurbienko uśmiechnął się z ironią.
– A wintorieza byś mi dał? – zapytał Jagan całkiem poważnie. – Powiesz, że zgubiłem na pustyni albo coś takiego.
– Ech… Andriusza! Co ja zrobię, że tak cię lubię. Pomyślę. – Z niedowierzaniem pokręcił głową. – A na co ci ta armata?
– Przyda się, na pamiątkę, no i w końcu to narzędzie zbrodni, więc lepiej…
29
Monika zadzwoniła do Sary, żeby tylko podziękować za spotkanie, ale od razu między nimi zaiskrzyło i jeszcze tego samego dnia umówiły się na kawę w galerii Moniki.
Sara przyjechała z synkiem w wózku.
– To jest Alek, ma prawie trzy lata – przedstawiła chłopczyka w zielonym kombinezonie i czapce z pomponem. – Jest grzeczny – dodała, rozbierając go.
– Fajny – skomentowała prosto Monika i podała małemu rękę. – Witam kolegę. – Nie bardzo wiedziała, co ma powiedzieć, bo nie miała doświadczenia z dziećmi, zauważyła jednak, że Alek jest ładny, trochę podobny do Konrada.
– Mały Konrad, co? – Sara uśmiechnęła się, widząc wpatrującą się w dziecko Monikę. – Ma silne ojcowskie geny i podobny charakter. Trudny, powiedzmy sobie od razu.
Usiadły przy stoliku, a Kasia podała kawę i imbirowe ciasteczka. Sara z wyraźnym zainteresowaniem rozglądała się po galerii. Na ścianach wisiały linoryty Czerskiej.
– Ładne – rzuciła bez przekonania. – Podobają mi się. – Spojrzała na Monikę i od razu zapytała: – Jak to się stało, że trafiłaś do Firmy? Pierwszy raz spotykam kogoś takiego. Zdumiewające, a nawet zachwycające. – Uśmiechnęła się, ale Monika nie wiedziała, czy szczerze.
Po zajściu w Zielonej Gęsi nie była pewna, czy Sara rzeczywiście jest taka otwarta i sympatyczna, jak o niej mówią. Pierwsze wrażenie odniosła inne.
Wykorzystała sytuację i zadzwoniła do Sary, by zaprosić ją do siebie i spróbować wybadać, kim naprawdę jest. Nie mogła uwierzyć, żeby była tak zimna czy wręcz wyrachowana. Dotąd nie znała jej osobiście. Słyszała na jej temat same pozytywne opinie, a Eli i Ewie przecież ufała. Czemu więc Sara publicznie zakwestionowała autorytet Konrada, i to w taki sposób?
Teraz nie zamierzała o nic pytać, liczyła, że Sara sama nawiążę do tego zdarzenia i być może skorzysta z okazji, by się wytłumaczyć. Po prostu chciała jej się przyjrzeć jak kobiecie i koleżance po fachu, przekonać się, czy zdoła ją polubić.
Opowiedziała, jak została zatrudniona w wywiadzie. O pierwszym spotkaniu z Romanem Leskim, kiedy studiowała jeszcze na Akademii Sztuk Pięknych, i o tym, jakie zrobił na niej wówczas wrażenie. O swoich wątpliwościach, o decyzji i zaliczonym szkoleniu indywidualnym. O tym, że długo nie mogła uwierzyć w to, co zrobiła. Niewiele mówiła o Romanie. Znacznie więcej czasu poświęciła Dimie.
– Masz kogoś? – zapytała Sara, obserwując Alka spacerującego po galerii.
– Nie… nie mam – odparła Monika niepewnym tonem.
Pomyślała, że chyba za dużo i za ciepło mówiła o Dimie. Sara była doświadczonym operacyjniakiem i potrafiła zauważyć, kiedy kobieta jest zakochana. Ja przynajmniej bym zauważyła – dorzuciła w myślach.
– Pewnie chciałabyś wiedzieć, co się stało w pubie. – Sara nie zapytała, tylko stwierdziła. – Dlaczego Konrad dostał publicznie po nosie. Powiem ci, bo to ważne, jeżeli mamy się kumplować. O ile oczywiście chcesz.
Monika delikatnie skinęła głową.
– W końcu – ciągnęła Sara – nie mamy dużego wyboru, nie ma nas przecież tak wielu. Musimy się trzymać razem, szczególnie ci wyautowani. Zależy mi na was, więc nie mogłam pozwolić Konradowi, był wykorzystywał… sytuację… – Zamilkła, jakby się zastanawiała, co teraz powiedzieć. Ani na chwilę nie spuszczała z oczu synka. – Rozumiesz, alkohol, dopiero co się poznaliśmy. Może nie powinnam, ale on też. Taka ze mnie symetrystka. – Po raz pierwszy się uśmiechnęła. – Igor i Wasia to byli moi ludzie. – Spoważniała. – Igora to ja wynalazłam, wychowałam, wyszkoliłam i wysłałam do Iranu. Podobnie było z Krupą. I to ja odpowiadam za ich śmierć, nie Konrad. Wiem o tym i nikt ze mnie tego ciężaru nigdy nie zdejmie. Nawet Konrad, który doskonale zna sprawę. – Rozejrzała się. – Masz może papierosy?
Monika podeszła do bufetu i wyjęła paczkę cienkich mentolowych chesterfieldów Kasi. Położyła je przed Sarą i podsunęła popielniczkę.
– Od dawna nie palę, ale czasami…
– Nie ma sprawy. Możesz.
– Jest jak duży dzieciak. Naiwnie próbuje zdjąć ze mnie ten balast, bo myśli, że utrudnia mi on wychowanie Alka. Tymczasem nic nie męczy mnie bardziej niż fobia Konrada. Problem w tym, że pojawiła się dopiero, gdy odeszliśmy ze służby i przyszedł na świat Alek. Namawiałam Konrada, żeby poszedł gdzieś do pracy, zajął się czymś pozytywnym, a on rozpoczął poszukiwania Igora i Wasi. Ale w dużym stopniu było to tylko odreagowanie wyrzutów sumienia. Zaczynał konfabulować. – Sara paliła, zaciągając się delikatnie. – Z czasem popadł w spiralę natręctw. Robił się coraz bardziej nieznośny. W domu, bo na zewnątrz nie było tego widać. Nasze małżeństwo zaczęło się chwiać, nałożyły się też inne sprawy i mogłam albo do niego dołączyć i popłynąć na spotkanie góry lodowej, albo ratować jego i nasze życie, albo się z nim rozejść. Zaczęłam ratować. Przestał biegać, więcej pił. Spotykał się z dziwnymi ludźmi. Próbowali go wciągać w szemrane biznesy, o których nie miał zielonego pojęcia. Odsunął się od przyjaciół i wszędzie szukał wrogów. Jak to bywa najczęściej, znalazł sobie wroga pod ręką, w domu. W końcu go zmusiłam, by poszedł do psychiatry, i okazało się, że ma depresję z powodu tak zwanego syndromu odstawienia. Przez rok brał środki i całkiem szybko wyszedł na prostą. Było już dobrze, aż do tego spotkania. Kiedy się zgodziłam pójść do Zielonej Gęsi, nie przypuszczałam, że ta jego fiksacja odżyje. Liczyłam, że będzie dokładnie odwrotnie. Że spotkanie przyjaciół podziała oczyszczająco. A on prawdopodobnie na wasz widok i pod wpływem alkoholu poczuł jakiś przypływ… nie wiem… wiary? Więc zareagowałam spontanicznie. – Zdusiła papierosa w popielniczce. – Wybacz, że tak się otworzyłam i nudzę cię swoimi sprawami, pewnie masz teraz mnóstwo własnych kłopotów…
– Daj spokój, Saro! – zaprotestowała zdecydowanie Monika. – Jak nie my, to kto?
– No właśnie – odparła Sara. – Nie mam z kim o tym porozmawiać i poczułam, że mogę spróbować zaatakować ciebie. – Wymieniły uśmiechy. – Związek dwojga szpiegów to nieszczęście, a emerytowanych to już całkowita katastrofa, ale jak tu żyć z cywilem. Ludzie myślą, że szpieg na emeryturze to albo kupuje pieska i spaceruje wokół domu, podglądając sąsiadów, albo zarabia miliony, szpiegując dla firm.
Monika buchnęła śmiechem.
– Coś w tym jest – dodała i pomyślała o Dimie. – Aaa… – Zawahała się. – Przepraszam, że zapytam, ale czy nie…
– Czy nie ma kogoś na boku, tak? – Sara uśmiechnęła się niewyraźnie. – Nie sądzę. Wyczułabym inną kobietę. Wiesz…
– Wiem. Znam dobrze to uczucie, ale oni tego nie rozumieją – oznajmiła Monika pewnym głosem, chociaż