Скачать книгу

dolegliwości mogły zostać dodatkowo spotęgowane przez budowę ciała. Przeprowadzone w połowie XX wieku badania szczątków władczyni wykazały, że Jadwiga miała nienaturalnie zwężoną miednicę. Według obecnego stanu wiedzy medycznej jest to istotny czynnik ryzyka przy porodzie. Lekarze zalecają, by u kobiet o wyjątkowo wąskich biodrach (czy też, by użyć określenia fachowego, o „miednicy patologicznej”) przeprowadzać cesarskie cięcie[3]. Na przełomie stuleci XIV i XV nie było jednak takiej możliwości. Po średniowiecznej Europie krążyły wprawdzie zmyślone opowieści o tym, że grabarza antycznej republiki rzymskiej, Juliusza Cezara, wyjęto z rozciętego brzucha matki, mało kto jednak ośmielał się powtarzać operację nazwaną od jego imienia. Cesarki wykonywano, ale tylko w sytuacjach beznadziejnych: gdy matka już nie żyła albo jej stan nie dawał absolutnie żadnych nadziei na przetrwanie porodu. Wtedy próbowano ratować przynajmniej dziecko.

      Matki nigdy nie wychodziły żywe z tych zabiegów, przeprowadzanych bez znieczulenia, a zwłaszcza bez środków antyseptycznych oraz jakiegokolwiek zrozumienia zasad czystości. I choć paru historyków medycyny z Pragi zasugerowało, że pierwszą udaną (dla dziecka oraz matki) cesarkę wykonano u czeskiej królowej w roku 1337, to ich wywody trudno uznać za przekonujące. Także inne wyjątki, o których wspominają źródła, nie budzą zaufania. W Krakowie w roku 1399 nikt nawet nie myślał o tym, by najjaśniejszą panią poddawać procedurze, która musiałaby zakończyć się śmiercią[4].

      Jadwiga rodziła naturalnie, z ogromnym trudem, nawet przez kilka dni. W efekcie mogło dojść do poważnych obrażeń, a potem do niemal nieuniknionego zakażenia. Osobisty spowiednik Andegawenki w dramatycznych słowach opisywał jej cierpienia: „Powiedziano wprawdzie Ewie: «W bólu rodzić będziesz». Ale ona [Jadwiga] w bólu nosiła, z bólem porodziła i porodziwszy, dalej srogiego bólu doznaje. Pojawiają się choroby, słabości się na siebie nakładają, jedna choroba niejako wciela się w drugą, jedna słabość w inną słabość, tak że po wyleczeniu jednej pojawiają się inne, jak w miejsce uciętej głowy hydry wyrastały następne”[5].

       F 86

      Średniowieczne wyobrażenie „cesarskiego cięcia” – narodzin Juliusza Cezara. W rzeczywistości takie zabiegi wykonywano tylko w razie śmierci matki.

      Więcej na temat beznadziejnej choroby władczyni nie da się powiedzieć. W kronikach nie odnotowano symptomów. Wiadomo tylko, że rokowania niemal od początku były najgorsze z możliwych. Także przebiegu rozmów prowadzonych na Wawelu w dramatycznych letnich dniach 1399 roku można się co najwyżej domyślać. Wiadomo, że król spędził w stolicy cały niemal miesiąc – rzecz za jego panowania wprost niespotykana. Wiadomo też, że towarzyszyło mu kilku najwyższych urzędników państwa i narady z nimi trwały jeszcze przed zgonem władczyni, bo niezwłocznie po jej śmierci wydano kluczowe, wymagające konsensusu decyzje.

      Do głosu dopuszczono zwłaszcza dostojników blisko związanych z konającą królową. W rozmowach brał udział wojewoda kaliski Sędziwój z Szubina, który przed laty przywiózł węgierską dynastkę nad Wisłę. Był też wojewoda łęczycki Jan Ligęza, na tyle oddany monarchini, że wielokrotnie poręczał za nią pożyczki, czym poważnie naruszał własne oszczędności[6].

      Z obecnych na miejscu członków rady królewskiej na pierwszy plan wysuwał się jednak Jan Tęczyński. Nie tylko zwierzchnik dworu monarchini, ale też kasztelan wojnicki i krakowski (co dawało prestiż oraz pozycję honorową) i przede wszystkim stołeczny starosta (z czym wiązała się już realna, niemała władza). Jan, pieczętujący się herbem Topór, był postacią bez dwóch zdań nietuzinkową. Trafił na sam szczyt po tym, jak szesnaście lat wcześniej, w przełomowym okresie bezkrólewia, jako jedyny wystąpił w obronie praw Jadwigi Andegaweńskiej do tronu. Matka dziewczyny, węgierska królowa wdowa Elżbieta Bośniaczka, opóźniała jej przyjazd i na każdym kroku okłamywała polskich panów. Siała zamęt, jeśli nie dla własnej satysfakcji, to przez zupełne niezrozumienie reguł rządzących polityką. Polskie rycerstwo miało dość jej szachrajstw i wykrętów. Na specjalnym zjeździe wiosną 1383 roku okrzyknęło nowym królem Siemowita IV. Arcybiskup Gniezna, popierający mazowieckiego kandydata, już sięgał po koronę i święte oleje. Niewiele brakowało, a upadłby projekt kobiecej sukcesji w Polsce, złota obręcz wróciłaby zaś na skronie Piastów – tyle że bocznej linii dynastii. Cała historia kraju potoczyłaby się nowym torem. Nie byłoby Jadwigi, a więc także Jagiełły, a w konsekwencji – rodu Jagiellonów.

      Jeśli tak się nie stało, to tylko dlatego, że w ostatniej chwili o głos poprosił obecny na zjeździe Jan – pośledni członek rodu Toporczyków, wówczas będący tylko kasztelanem wojnickim. Trzeźwe przemówienie młodego mężczyzny ostudziło nastroje i przekonało panów szlachtę, by wstrzymać się z radykalną, podyktowaną wzburzeniem decyzją. W efekcie żadna koronacja się nie odbyła. Siemowit zaczął wytracać impet w wyścigu do polskiego tronu, a w kolejnym roku dziesięcioletnia Jadwiga przybyła wreszcie nad Wisłę i została uznana za panią królestwa.

      Zasługi Jana nie zostały zapomniane. Nie dość, że zyskał nowe urzędy, to jeszcze stał się najbliższym powiernikiem, czy wręcz mentorem młodej władczyni. Cały jej dwór obsadził swoimi krewniakami i protegowanymi. Kto był kanclerzem Jadwigi? Naturalnie rodowiec Tęczyńskiego. Kto cześnikiem, podskarbim, podkomorzym? Kolejno: krewniak, krewniak, krewniak. Nawet za kuchnię Andegawenki odpowiadał człowiek Tęczyńskiego. Także z rywalizacji z potężnymi Melsztyńskimi – z wojewodą krakowskim Spytkiem na czele – Jan wyszedł obronną ręką.

      Monarchini ufała ochmistrzowi do tego stopnia, że właśnie jego uczyniła egzekutorem swego testamentu. Wydaje się też ze wszech miar prawdopodobne, że wyznaczyła mu w ostatnich dniach zadanie pokierowania przyszłością kraju w sposób, jakiego sobie życzyła. A tym samym także przyszłością Jagiełły[7].

      Czy pośrednictwo Tęczyńskiego było konieczne, by król zechciał złożyć wizytę umierającej? Tego już się nie dowiemy. Jest natomiast faktem, że do rozmowy małżonków doszło, a królowa wydała w jej trakcie najbardziej osobliwą dyspozycję. Sprawa była znana jak zawsze dobrze poinformowanym Krzyżakom. Johann von Posilge – proboszcz z Iławy i autor jednej z najważniejszych kronik dokumentujących dzieje Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego – zanotował, że na łożu śmierci Jadwiga Andegaweńska poleciła mężowi, by wstąpił w nowy związek z jedyną kobietą zdolną ją zastąpić: Anną z Celje. Odumarłą przez ojca i porzuconą przez matkę dziewczyną, wychowywaną w mało znanym Polakom hrabstwie na terenie obecnej Słowenii[8].

      Propozycja tylko z pozoru była egzotyczna. Jagiełło znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia i sam świetnie zdawał sobie z tego sprawę. Ze szczególnym dramatyzmem o wydarzeniach opowiadał po latach Jan Długosz. „Po śmierci królowej Jadwigi ogarnął króla polskiego Władysława niemały strach, że zostanie usunięty z Królestwa Polskiego” – stwierdził autor Roczników czyli Kronik. Zdaniem dziejopisa monarcha obawiał się, że „prałaci i panowie” przepędzą go „ze wzgardą”, ponieważ nie posiadał ani męskiego potomka, ani praw do tronu. Władca pogrążył się nawet nie w rozpaczy, ale w ponurej rezygnacji. Ponoć miał poczucie, że „nie wypada mu przebywać dłużej w cudzym królestwie, skoro zmarła jego dziedziczka, Jadwiga”. Zaczął więc przygotowywać się do zwrócenia korony i prosił panów, by pozwolili mu powrócić na rodzinną Litwę[9].

      Dawni historycy przyjmowali tę opowieść bez najmniejszej krytyki, a nawet swobodnie ją rozbudowywali. Relacja stanowiła dla nich dowód, że Jagiełło za życia Jadwigi nie był pełnoprawnym, samodzielnym monarchą, ale jedynie bezwładnym figurantem. Królem małżonkiem, stojącym w cieniu prawdziwej suwerenki. Kiedy zaś Andegawenka odeszła do wieczności, stracił jakiekolwiek podstawy swej (i tak wątłej) władzy. Jego prerogatywy pochodziły tylko od wawelskiej pani, za sprawą piastowskiej krwi krążącej

Скачать книгу