Скачать книгу

pierwszy narożnik korytarza, Tug próbował ukryć zaciekawienie przed innymi.

      – Wyznawcy na tym świecie uważają go teraz za bohatera legendy. Może to być bardzo przydatne dla naszej sprawy.

      – Nie przepadam za taką taktyką. Bardziej niż ktokolwiek powinnaś być tego świadoma.

      – Nie sugeruję, żebyśmy to wykorzystali, tylko abyś świadomie nie zrezygnował z tego pomysłu. Pomimo twoich moralnych zastrzeżeń taka taktyka może okazać się zbyt cenna, by ją odrzucić.

      – Jalea, ci ludzie stoją teraz w obliczu największego zagrożenia w całej tysiącletniej historii. Czy nie sądzisz, że mają prawo poznać prawdę o tym, że pewne okoliczności zostały im narzucone?

      – Czy masz na myśli to, że przywódca Karuzari i jego była kochanka spreparowali znak, który rzekomo miał być przekazany od Boga i świadczyć o tym, że wkrótce przybędzie Na-Tan, bohater legendy?

      – Nie wiedziałem wcześniej o twoich oszustwach, przecież wiesz. – Tug spojrzał na nią spod oka.

      – Tak, i oczywiście mogłabym im o tym powiedzieć. Ale czyby uwierzyli?

      Tug zdawał sobie sprawę, że nim manipulowała. Jalea nie pierwszy raz postępowała w taki sposób. Zawsze miała zły nawyk brania spraw w swoje ręce, co zwykle, niestety, czyniła nieostrożnie. Tym razem jednak ryzykowała życie miliardów niewinnych ludzi. Nie mógł pojąć, jak mogła usprawiedliwić takie działania.

      – Bardziej prawdopodobne jest to, że po prostu od razu by nas rozstrzelali – kontynuowała – a przynajmniej aresztowali i przekazali przedstawicielom Ta’Akarów jako dowód lojalności.

      Brak odpowiedzi ze strony Tuga uznała za zgodę. Wyprzedziła go, a na jej twarzy pojawił się lekki wyraz satysfakcji.

      Tug wiedział, że Jalea ma rację. W zależności od tego, kto kontrolowałby Corinair w momencie ujawnienia ich tożsamości, mogli zostać przyjęci jako bojownicy o wolność albo ofiarowani Caiusowi jako zdrajcy. Tug nie miał innego wyboru, jak posłuchać jej rady.

      Po skręceniu w kolejny korytarz zostali doprowadzeni do pomieszczenia z oknem. Po jednej stronie stał duży stół konferencyjny, otoczony kilkunastoma fotelami. Po drugiej było widać kilka większych, wygodniejszych foteli, a także długą kanapę.

      – Bardzo proszę zająć miejsca, premier wkrótce do was dołączy.

      – Dziękuję – odpowiedział Nathan. Funkcjonariusz wyszedł z pokoju. Rozległo się wyraźne kliknięcie, kiedy zamknął drzwi. Nathan i Jessica wymienili spojrzenia, kobieta delikatnie spróbowała przekręcić klamkę.

      – Tak, są zamknięte – oznajmiła.

      – Jesteśmy więźniami? – zapytał Nathan z niedowierzaniem. Trzydzieści minut temu tłumy mieszkańców Corinair wiwatowały, witając go jako bohatera.

      – Wątpię, czy taki był ich zamiar – spróbowała ich uspokoić Jalea.

      – Ona ma rację – zgodził się Tug. – Prawdopodobnie nie chcą, żebyśmy się swobodnie poruszali. Procedury związane z bezpieczeństwem nakazują w czasie kryzysu kontrolowanie ruchu, zwłaszcza obcych.

      – Zgadza się – potwierdziła Jessica. – Szczególnie takich, którzy przybyli z bronią.

      – W porządku. – Nathan odwrócił się i ruszył za Jessicą w głąb sali konferencyjnej.

      – Co teraz zrobimy? – zapytała Jessica, opadając na kanapę.

      – Co ty masz z tymi kanapami? – pomyślał głośno Scott. Jessica po prostu wzruszyła ramionami.

      – Czekamy, aż premier będzie dostępny – odpowiedziała Jalea. – Jestem pewna, że gdy tylko będzie to możliwe, wyjaśni szczegółowo, co się dzieje.

      – Mam tylko nadzieję, że nie potrwa to zbyt długo. Cameron potrzebuje pomocy medycznej, a ja nie miałem nawet okazji, żeby ich o to poprosić. – Nathan westchnął.

      – Jak myślisz, co się tam dzieje? – Jessica zwróciła się do Tuga.

      – Podejrzewam, że lojaliści obwiniają wyznawców Zakonu o to, co dzieje się z ich światem.

      – Masz na myśli bombardowanie przez takarański okręt? – Nathan spojrzał na Tuga, zaskoczony jego słowami.

      – Tak. Postrzegają to jako karę za otwarte przeciwstawienie się Doktrynie.

      – Przecież to nie ma sensu.

      – Podejrzewam, że takie postawy są wzmacniane przez tych, którzy chcą, aby konflikt wciąż trwał – powiedziała Jalea.

      Tug zauważył zmieszanie na twarzy Nathana.

      – Od pewnego czasu podejrzewano, że Ta’Akarowie mają tajne jednostki działające na wszystkich podbitych światach.

      – Podobnie jak na światach, które wcześniej były pod ich kontrolą – dodała Jalea.

      – To by wyjaśniało, w jaki sposób te grupy uderzeniowe zaatakowały nas tak szybko na Przystani – skomentowała Jessica ze swojego miejsca na kanapie.

      – Zgadza się – potwierdził Tug. – Jeśli takie jednostki działałyby również na tym świecie, ich celem byłoby przynajmniej stłumienie powstania, i to za pomocą wszelkich dostępnych środków.

      – Ale przecież „Yamaro” właśnie zbombardował własne wojska – zauważył Nathan. – Po co nastawiać mieszkańców Corinair przeciwko sobie?

      – To proste – odparła Jessica. – Takie działanie pogłębia chaos. A im większy chaos, tym tego typu jednostki mogą swobodniej działać, nie wywołując zaniepokojenia ani nie prowokując czynnego oporu. Do diabła, nie zdziwiłabym się, gdyby nawet tu się kręcili w przebraniu żołnierzy Corinair.

      – Co oznacza… – zaczął Nathan.

      – Że musimy zachować ostrożność podczas podejmowania decyzji, komu zaufać – dokończyła za niego Jalea.

      – Tak, trochę to ironiczne, prawda? – powiedziała Jessica, patrząc na Jaleę.

      – Właściwie może w najbliższej przyszłości lepiej nie ufać nikomu, a przynajmniej nie do końca – dodał Tug.

      – Cóż, przynajmniej na razie powinniśmy być tutaj bezpieczni – stwierdził Nathan.

      – Tak, pod warunkiem że te transportery, które zabrały nas z portu kosmicznego, były z Corinair – zauważyła Jessica. – I jeśli to jest rzeczywiście miejscowy ośrodek dowodzenia.

      Nathan zastanowił się nad tym, co sugerowała Jessica, ale przypomniał sobie również wyraz twarzy dowódcy i reszty załogi, gdy wysiadali z transportera. Wątpił, żeby to zostało wyreżyserowane.

      – Jesteś zbyt podejrzliwa – odpowiedział jej.

      – Ryzyko zawodowe – odrzekła, śmiejąc się lekko – szczególnie pod twoim dowództwem.

      2

      Czarne, nieoznakowane kalibri krążyły nad pozostałościami niegdyś największego placu targowego w całej Aitkennie. Po kilku strzałach z „Yamaro” plac ten, wraz z ciałami tych, którzy zostali zaskoczeni nagłym atakiem, zamienił się w stos betonu i stali. Z wielu wciąż tlących się pożarów unosiły się grube kolumny czarnego dymu.

      Pięć maszyn podzielono na dwie grupy. W pierwszej z nich na czele znajdował się statek uderzeniowy, a tuż za nim podążały transportowce. Skręciły nad główną trasę, używaną przez pojazdy dostawcze i serwisowe. Większość mieszkańców Aitkenny korzystała z systemów transportu publicznego, takich jak kolejki jednoszynowe i metro. Istniały też trasy techniczne, przeznaczone dla usług i dostaw. Po jednej z nich

Скачать книгу