Скачать книгу

Zarosło ci tam wszystko chwastami, więc się nie dziw, że tego mużu nie masz.

      – Jarmuż to był. Ja… ja…

      – I nie gadaj tylko „ja, ja, ja” – dodała. – To nieładnie, chyba nie tak cię matka wychowała. Tam tymianek posadzimy… – Aha, a zaraz przyjdzie aptekarz, bo poprosiłam, by mi przyniósł do domu pudło pampersów, jak skończy pracę.

      Miranda spojrzała na babkę. W pierwszej chwili myślała, że się przesłyszała, więc poprosiła ją o powtórzenie.

      – Używasz pampersów? – spytała ze smutkiem w głosie. Żal się jej zrobiło staruszki i momentalnie zapomniała o incydentach z roślinami, ceratą i z kostką toaletową. Dopadły ją wyrzuty sumienia, że na nią krzyczy. A tu biedna babcia już nie panowała nad czynnościami fizjologicznymi. Jakie to musiało być uwłaczające! I jeszcze prosiła obcego człowieka o dostarczenie pampersów do domu! – To może ja pojadę teraz do tej apteki?

      – Nie! – krzyknęła babka, ale po chwili się zmieszała, spojrzała na Mirandę i dodała spokojniejszym tonem, że nie ma co robić zamieszania, bo aptekarz był tak miły, że sam zaproponował jej dowiezienie pakunku. – Ciastem go poczęstujemy w podziękowaniu za tę przysługę – dodała jak gdyby nigdy nic. Miranda oczywiście nie podejrzewała, że babka miała wobec niej i aptekarza jakieś plany. Ona sama nigdy tego mężczyzny nie brała pod uwagę w celach matrymonialnych i gdyby przeczuwała, co seniorka jej szykuje, popędziłaby po te pampersy pieszo nawet do Gdyni.

      – To chodź do domu – powiedziała do babci, pomagając się jej wyprostować. – Napracowałaś się. – Potem spojrzała na zegarek. Za dwie godziny miała przyjść Hania i dać babci zastrzyk, pomyślała. – I ciasta nie mamy! – dodała nagle.

      – Mamy – odparła Zuzanna. – Kupiłam, ale jutro drożdżowego zagniotę, to będzie jak należy.

      – Może byś tak odpoczywała, chora przecież jesteś.

      – Odpocznę, odpocznę… Ja tylko tak bez ruchu nie mogę, bo zaraz wszystko mnie jeszcze bardziej boli, a te cholerne kulfy żyć nie dają! – zaszlochała jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

      Kobiety weszły do domu. Miranda rzuciła okiem na brzydką ceratę, ale postanowiła, że ściągnie ją zaraz po wyjeździe babki. Niech ma chwilę radości, że uratowała estetykę kuchni przed wnuczką. Dopiero po chwili zauważyła, że jej parapet również wyglądał inaczej. Tu babcia też nastawiała doniczek z ziołami. W sumie ten pomysł akurat Mirandzie się spodobał, od dawna chciała to zrobić, a ciągle nie miała czasu i wolała kupować suszone.

      – A słuchaj… – powiedziała, blendując pomidory z kaszą jaglaną. – Babciu, czy ten twój sąsiad przyjedzie po ciebie, czy mam tak planować, by cię odwieźć? – spytała. – Bo wiesz, ja za kilka dni wyjeżdżam w trasę. Mam sześć spotkań autorskich, więc trochę mnie nie będzie.

      Zuzanna spojrzała na wnuczkę.

      – A kto będzie ci domu pilnował?!

      – Nikt… – odparła. – Sąsiedzi są wokół.

      – Na tym zadupiu to można czołgiem staranować bramę, a i tak nikt nie zauważy.

      – Babciu, ja od lat wyjeżdżam i nic nigdy się nie wydarzyło. Ponadto to Gdańsk, a nie zadupie.

      – Gdańsk?! – zaśmiała się babka. – A Neptun to może ten twój sierściuchowaty kot?

      – No centrum to nie jest, ale bardzo ładna dzielnica. Nigdy tu nie zdarzyło się nic złego. Gdańsk to nie tylko Neptun!

      – Nigdy do tej pory – podsumowała. – Nie wywołuj wilka z lasu. – Babcia dla pewności splunęła przez lewe ramię i wykonała znak krzyża. – A ja bym ci domu popilnowała. Kiedy wrócisz ze spotkań, to mnie odwieziesz, co? I koteczka będę ci karmić.

      Miranda musiała przyznać, że konkretna data wyjazdu babki była kusząca. Co prawda będzie zmuszona spędzić z nią jeszcze tydzień, a potem zostawić ją sam na sam z domem i Leosiem, co na pewno nie budziło jej entuzjazmu, ale pomyślała, że może to nie jest zły pomysł. Babka wynudzi się i sama zatęskni za swoim mieszkaniem. Pisarka miała głębokie poczucie własnej naiwności, a mimo wszystko brnęła w nią z dziecięcym entuzjazmem.

      W tym czasie Zuzanna zacierała ręce z radości, bo każdy dzień pobytu u wnuczki zbliżał ją do celu, jaki sobie postawiła.

      * * *

      Staruszka poszła do swojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Rozłożyła na stoliku gazetę i rozsypała na niej zerwane wcześniej zioła. Nie chciała, by zobaczyła je Mirka, przynajmniej nie teraz. Potem odszukała w swoich rzeczach bawełnianą chusteczkę. Od dawna używała higienicznych, ale tę zawsze miała przy sobie. Teraz nadszedł czas, by ją wykorzystać. Przecięła ją na pół i zaczęła zszywać boki. Zaopatrzyła się w sklepie we wszystkie potrzebne rzeczy, więc nie musiała o nic pytać wnuczki.

      – Będzie dobrze – szepnęła do siebie, kiedy woreczek był już gotowy. Włożyła do niego odpowiednią mieszankę ziół. Już jej mamusia dawniej powtarzała, co robić, by zaczarować miłość. Zuzanna doskonale to pamiętała. Może powinna dać czas ziołom, by przez kilka dni wyschły, ale nie miała na to czasu. Musiała działać natychmiast. Włożyła więc do woreczka liście: lubczyku, mięty, bazylii i tymianku. Przewiązała to niebieską wstążeczką. I dumna z siebie dyskretnie zbliżyła się do drzwi. Uchyliła je. Mirki nie było widać. Pracowała.

      Staruszka bardzo cicho wyszła z pokoju i skierowała się do kuchni. Tutaj na jednym z krzeseł leżała torebka jej wnuczki. Odsunęła sprzączkę i wsunęła ziołową saszetkę głęboko do środka. Pogmerała we wnętrzu, bo przy okazji postanowiła sprawdzić, co nosi przy sobie Mirka. Po chwili wyjęła niewielki notes i otworzyła go na ostatniej stronie. Potem przerzuciła kilka kartek.

      Nagle jednak notatnik wypadł jej z dłoni! Aż podskoczyła ze strachu, kiedy przeczytała zapiski. Dolna warga jej zadrżała, a dłonie zaczęły się trząść, jakby notes znajdował się pod napięciem. Szybko go odrzuciła. Wpadł do torebki, więc tylko przycisnęła ją dłonią i postanowiła się wycofać. Łzy cisnące się pod powieki ograniczały widzenie.

      – Za jakie grzechy? – szeptała. – Za jakie? – Natychmiast zamknęła za sobą drzwi i zajrzała tym razem do swojej torby w poszukiwaniu ciśnieniomierza. Wynik zdenerwował ją jeszcze bardziej. Zaczęła głęboko oddychać, by się uspokoić. Na wszelki wypadek sięgnęła po pastylkę na nerwy. Tego, co przeczytała w notesie Mirki, nie spodziewałaby się w najgorszych snach!

      * * *

      Miranda odebrała telefon, który uparcie podskakiwał na jej biurku. Wcześniej próbowała go lekceważyć i udawać, że nie słyszy, ale na dłuższą metę się nie dało. Szybciej będzie, gdy jednak porozmawia.

      – Cześć, Jadziu – powiedziała, widząc imię koleżanki na wyświetlaczu. – Coś się stało?

      – Nie, nic – odparła. – Ale pomyślałam, że zadzwonię. Masz śmieszną babcię.

      – Na pewno, choć muszę przyznać, że raczej nie jest mi do śmiechu. Nie widziałam jej tyle lat i nagle się pojawiła w moim domu. Sama nie wiem, co ona kombinuje. Wiesz, nawet zaczęłam się zastanawiać, czy to nie jest taka dziwna reakcja na chorobę jej córki. Może chciała być bliżej, a nie umiała tego powiedzieć?

      – Może być, ale… – Jadwiga zastanowiła się. – Ja jej nie znam, więc trudno mi ocenić. Wydaje się zabawna, choć widać, że lubi rządzić.

      – Bardzo lubi. Zapraszam cię na kawę, to zobaczysz, jakiego mam potwora w kuchni na stole. Od razu przeniosłam się wstecz o kilkadziesiąt lat.

      – A co ci tam zrobiła?

      – Ceratę

Скачать книгу