Скачать книгу

Westville, w New Jersey, niecałe pięćdziesiąt kilometrów od Manhattanu. W polu widzenia pojawiły się góry Ramapo, które, bądź co bądź, należą do Appalachów. Wspomnienia, jak to mają w zwyczaju, zaczęły się zakradać i kąsać Hester.

      Ktoś powiedział jej kiedyś, że wspomnienia bolą, a najbardziej te dobre. Z biegiem lat zdała sobie sprawę, że to szczera prawda.

      Hester i jej nieżyjący mąż, Ira – zmarł przed siedmiu laty – wychowali trzech synów na „górskim przedmieściu” (tak je nazywali) Westville w stanie New Jersey. Ich najstarszy syn, Jeffrey, był chirurgiem szczękowym i mieszkał teraz w Los Angeles ze swoją czwartą żoną, Sandy, agentką nieruchomości. Sandy była pierwszą z czterech żon, która nie była od niego nieprzyzwoicie młodsza i nie pracowała wcześniej jako pomoc dentystyczna w jego gabinecie. Zawsze to jakiś postęp, łudziła się Hester. Środkowy syn, Eric, pracował, tak jak jego ojciec, w mgławicowym świecie finansów – Hester nigdy nie wiedziała, co tam właściwie robili, czy to jej mąż, czy syn, poza przesuwaniem sterty pieniędzy z A do B, aby umożliwić C. Eric miał ze swoją żoną Stacey trzech synów, których zmajstrowali, podobnie jak Hester i Ira, w dwuletnich odstępach. Rodzina przeniosła się niedawno do Raleigh w Karolinie Północnej, obecnie bardzo atrakcyjnej miejscowości.

      Najmłodszy syn, David – prawdę mówiąc, ulubieniec Hester – był ojcem Matthew.

      – Kiedy mama wraca do domu? – zapytała wnuka.

      Jego matka, Laila, pracowała, tak jak jego babka, w dużej kancelarii prawnej, ale specjalizowała się w prawie rodzinnym. W trakcie studiów na Uniwersytecie Columbia odbywała staż u Hester i tak poznała jej syna.

      Laila i David zakochali się w sobie praktycznie od pierwszego wejrzenia, wzięli ślub i mieli jednego syna, Matthew.

      – Nie wiem – odparł chłopak. – Chcesz, żebym wysłał jej esemesa?

      – Jasne.

      – Babciu?

      – Co, skarbie?

      – Nie mów o tym mamie.

      – O czym?

      – O Naomi.

      – Dlaczego?

      – Po prostu jej nie mów, dobrze?

      – Dobrze.

      – Obiecujesz?

      – Daj spokój – mruknęła, nieco zirytowana, że wnuk się tego domaga. – Obiecuję. Oczywiście, że obiecuję – dodała po chwili łagodniejszym tonem.

      Matthew zajął się telefonem, a Tim skręcił w prawo, w lewo, a potem jeszcze dwa razy w prawo i znaleźli się w znajomym bajkowym zaułku o nazwie Downing Lane. Mieli przed sobą wspaniały dom, w stylu chaty z bali, który Hester i Ira wznieśli czterdzieści dwa lata temu. To tutaj odchowali Jeffreya, Erica i Davida, a potem, przed piętnastu laty, kiedy ich synowie dorośli, uznali, że czas już opuścić Westville. Kochali swój dom u podnóża gór Ramapo, Ira nawet bardziej od Hester, bo był miłośnikiem świeżego powietrza i uwielbiał piesze wędrówki, łowienie ryb i te wszystkie rzeczy, których ktoś, kto nazywał się Ira Crimstein, nie powinien w żadnym wypadku uwielbiać. Trzeba było jednak iść z duchem czasu. Miasteczka takie jak Westville są po to, by odchować potomstwo. Bierzecie ślub, wyprowadzacie się z wielkiego miasta, rodzą wam się dzieci, chodzicie na ich mecze piłki nożnej i występy taneczne, wzruszacie się na ceremoniach wręczenia świadectw i rozpoczęcia roku szkolnego, potem dzieci idą na studia, od czasu do czasu was odwiedzają i śpią do południa, a potem nie robią nawet tego – i jesteście już sami. I tak jak w każdym życiowym cyklu, nadchodzi czas, abyście zostawili to za sobą, sprzedali dom kolejnej młodej parze, która chce wynieść się z miasta i mieć dzieci, i zaczęli wszystko od nowa.

      Kiedy się starzejecie, miasteczka takie jak Westville nie są już dla was – i nie ma w tym nic złego.

      Dlatego Hester i Ira rzeczywiście się stąd wyprowadzili. Znaleźli mieszkanie przy Riverside Drive na górnym Manhattanie, z widokiem na rzekę Hudson. Było wspaniałe. Przez prawie trzydzieści lat jeździli tym samym pociągiem, którym dojechał do niej teraz Matthew, z przesiadką w Hoboken, i mając już swoje lata, uznali, że to fantastyczne móc obudzić się i pójść do pracy pieszo albo podjechać ledwie kilka przystanków metrem.

      Hester i Irze bardzo spodobało się życie w Nowym Jorku.

      Co się tyczy ich dawnego górskiego domu przy Downing Lane, sprzedali go w końcu swemu synowi Davidowi i jego cudownej żonie Laili, którzy spodziewali się właśnie pierwszego dziecka – Matthew. Hester obawiała się, że dla Davida zamieszkanie w tym samym domu, w którym dorastał, może być pewnym obciążeniem, ale zapewnił ją, że to idealne miejsce, by założyć własną rodzinę. Razem z Lailą gruntownie odnowili dom i nadali mu swoje własne piętno – do tego stopnia, że odwiedzając ich, Hester i Ira prawie nie rozpoznawali wnętrza.

      Matthew wciąż wpatrywał się w ekran telefonu. Położyła mu dłoń na kolanie i podniósł wzrok.

      – Zrobiłeś coś? – zapytała.

      – Co?

      – Z Naomi.

      – Nie. Nic nie zrobiłem. Na tym polega problem.

      Tim zatrzymał się na podjeździe jej dawnego domu. Wspomnienia przestały się zakradać – po prostu przypuściły na nią frontalny atak. Tim ustawił dźwignię biegów na parkowanie i obrócił się, żeby na nią spojrzeć. Pracował u niej od prawie dwudziestu lat, odkąd tylko wyemigrował z Bałkanów. Dlatego wiedział. Popatrzył jej prosto w oczy, a ona ledwo dostrzegalnie kiwnęła głową na znak, że wszystko w porządku.

      Matthew zdążył już podziękować Timowi i wysiąść. Hester dotknęła klamki, ale Tim powstrzymał ją chrząknięciem. Hester przewróciła oczami i zaczekała, aż jej kierowca, kawał chłopa, wysiądzie, wyprostuje się i otworzy jej drzwi. Było to absolutnie niepotrzebne, ale kiedy robiła to sama, Tim czuł się urażony, a stoczyła już tego dnia dość potyczek i nie potrzebowała kolejnej.

      – Nie wiem, jak długo to potrwa – uprzedziła go.

      – Będę czekał. – Ciągle mówił z wyraźnie obcym akcentem.

      Matthew wszedł już wcześniej do domu i zostawił uchylone drzwi. Hester wymieniła jeszcze jedno spojrzenie z Timem, po czym ruszyła brukowaną alejką – tą samą, którą ona i Ira samodzielnie ułożyli pewnego weekendu przed trzydziestu trzema laty – i weszła do środka.

      – Matthew?

      – Jestem w kuchni.

      Ruszyła w głąb domu. Matthew otworzył drzwi wielkiej lodówki Sub-Zero – za jej czasów nie było jej tutaj – i Hester ponownie przypomniała sobie Davida, kiedy był w jego wieku, a właściwie wszystkich swoich synów w ich licealnych latach: Jeffreya, Erica i Davida, wiecznie zaglądających do lodówki. W domu nigdy nie było dość jedzenia. Pożerali wszystko niczym żywe zgniatarki do śmieci. Wszystko, co kupiła, znikało w ciągu jednego dnia.

      – Jesteś głodna, babciu?

      – Nie, nie jestem.

      – Na pewno?

      – Na pewno. Powiedz mi, co się dzieje, Matthew.

      Zza drzwi lodówki wyłoniła się jego głowa.

      – Pozwolisz, że zrobię sobie najpierw kanapkę?

      – Jeśli chcesz, pojedziemy coś zjeść.

      – Mam za dużo pracy domowej.

      – Dobrze, zaczekam.

      Hester poszła do salonu z telewizorem i poczuła zapach palonego drewna. Ktoś ostatnio palił w kominku. To było dziwne. A może nie. Spojrzała na stolik.

Скачать книгу