ТОП просматриваемых книг сайта:
Księżniczka. Crew. Tom 2. Tijan
Читать онлайн.Название Księżniczka. Crew. Tom 2
Год выпуска 0
isbn 978-83-66654-92-1
Автор произведения Tijan
Жанр Эротика, Секс
Издательство OSDW Azymut
– Dobra. Masz rację. To było niemiłe. – Uderzył się dłonią w czoło. – Głupek ze mnie. Odniosłem się do niej jak facet, który był między jej nogami, a nie przywódca innej ekipy.
Zamknęłam oczy w oczekiwaniu.
No i proszę. Prowokował go.
Znał prawo ekip. Wiedział, że nie pozwolę tak do siebie mówić, ale się nie zemszczę.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że czeka, gapi się na mnie. Uśmiechnęłam się.
– Poważnie? – Zrobiłam krok w jego stronę.
Mieliśmy w zwyczaju się kłócić. To ja zostałam obrażona, więc Cross musiał poczekać na mój ruch. Podejmę decyzję później. Jeśli Jordan i Zellman się o tym dowiedzą, pewnie będą chcieli mnie wesprzeć. I Race również, bo tak właśnie robił w ciągu zeszłego roku.
Race przeprowadził się do naszego miasta, by wziąć udział w nielegalnych walkach na ringu. Trenował z Crossem, ale reszta naszej ekipy też się nie opierdzielała. To, że Drake tu przyszedł i chciał wszcząć bójkę, było dość nierozważne.
– Dlaczego tutaj? – zapytałam.
Prychnął.
– Może po prostu chcę znowu poczuć na sobie twoje ręce. – Spojrzał na Crossa, wytrzymał chwilę, a potem wrócił wzrokiem do mnie. – Nic? Żadne z was nie zareaguje?
Nawet się nie uśmiechnęłam. To go ubodło, więc musiałam kontynuować. Miałam gdzieś naszą reputację. Tym, których ona obchodziła, musiało na czymś zależeć.
Wsunęłam dłonie do kieszeni.
– Będę z tobą szczera. Bawi mnie to, jak bardzo chcesz, żebym ci przyłożyła. – Zmrużyłam oczy i przekrzywiłam głowę. – Dlaczego to robisz?
W jego oczach błysnął gniew. Zacisnął szczękę, zrobił krok w moją stronę.
– A czy musi istnieć jakiś powód? Może żywię do was urazę za to, co zrobiliście z moim młodszym bratem.
Cross stanął obok mnie.
– Sam nam go podałeś na srebrnej tacy. I nie wyrządziliśmy mu żadnej trwałej szkody, zgodnie z twoją prośbą.
Członkowie jego ekipy wymienili spojrzenia, a paru z nich zaczęło coś między sobą szeptać.
Drake posłał im rozdrażnione spojrzenie.
– Masz rację. Nie powinienem był o tym wspominać. To było głupie. Wszyscy zagłosowaliśmy i uznaliśmy, że to będzie najlepsze rozwiązanie. – Uśmiechnął się nieszczerze, na chwilę obnażając białe zęby. – A więc nie żywię urazy z powodu mojego braciszka, ale mój kuzyn to już inna bajka… – Urwał i obejrzał się.
Wyciągnęłam szyję i zobaczyłam, że wspomniany kuzyn, Race, zjawił się jak na zawołanie. Jego grupa imprezowała kawałek dalej. Teraz podążał ścieżką wraz z paroma Normalnymi. Obok niego szła Taz, trzymając go za rękę. Wśród nich nie dostrzegłam Jordana ani Zellmana.
Cross musnął moją rękę wierzchem swojej, by przykuć moją uwagę.
Wymieniliśmy spojrzenia. Jeśli Race tu szedł, to oznaczało, że nasi kumple o wszystkim wiedzą. Coś planowali. Albo taką miałam nadzieję, bo nie chciałam dzisiaj zakrwawić sobie ubrań.
– Co ty wyprawiasz, Drake? – zapytał Race. Brzmiał na tak samo zmęczonego, jak ja się czułam.
Drake uśmiechnął się jeszcze szerzej.
– Patrzcie tylko, oto kuzyn, który miał uwieść moją byłą, ale nie udało mu się wykonać zadania.
Race przełknął ślinę i skupił na mnie wzrok.
Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
– Zamiast tego został naszym przyjacielem – odparłam, przekrzywiając głowę na bok. – Naprawdę przyszedłeś tu z nadzieją, że zapoczątkujesz kolejną wojnę między ekipami? O to ci chodzi?
Drake zamarł, a jego stanowcze spojrzenie napotkało moje.
– To, co ty uważasz…
I wtedy u stóp wzgórza doszło do eksplozji.
Obróciłam się, serce waliło mi jak szalone. Na szczęście to nie w Manny’s.
Parę osób krzyknęło. Inni się zapowietrzyli. Chłopaki zaklęły.
– O w mordę… to nasze auta! Nasze auta! – Chłopaki z Fallen Crest poderwały się z miejsca i zbiegły po zboczu. Jeden z nich odwrócił się jeszcze i wycelował w nas palcem: – Wy zjeby. To wojna. Wiemy, że to wasza sprawka!
– Drake, chodź! – krzyknął ktoś.
Cross zmarszczył brwi.
– A więc o to chodziło?
Drake przewrócił oczami.
– Myślałem, że wy też jesteście wtajemniczeni. Co się stało? Zellman nie powiedział wam, jaki jest plan?
Wzrok Crossa napotkał moje spojrzenie. Race stanął obok nas. Taz wciąż trzymała go za rękę.
Drake zmruży oczy i skinął na Race’a.
– To dlatego przeszedłeś na ich stronę?
Taz głośno wciągnęła powietrze do płuc i wyrwała rękę z uścisku Race’a. Ukryła ją za plecami, uciekając wzrokiem.
Drake przyglądał jej się nieco zaciekawiony.
Race stanął przed Taz i rozgrzewał mięśnie ramion.
– No i co z tego? To ty kazałeś mi tu przyjechać. – Wskazał Crossa i mnie. – Nie wiedziałem, w co się pakuję. Ty wiedziałeś i mnie nie ostrzegłeś. I nie wkurzaj się, że nie chcę dołączyć do rodzinnej ekipy, jak byś sobie tego życzył.
Drake zgromił go wzrokiem i przestał udawać. To Race był jego prawdziwym przeciwnikiem. Obnażył zęby.
– Chciałem, żebyś zajął miejsce mojego brata. Kocham tego dzieciaka, Alex jest jednak w gorącej wodzie kąpany. Ty powinieneś być mądrzejszy. Miałeś przewodzić ekipie, żebym ja nie musiał tu wracać.
– Jasne – odparł Race prowokująco. – Byłeś na studiach, prawda? I jak ci tam szło? Zrezygnowałeś po pierwszym semestrze, co?
Drake złapał Race’a za koszulkę i warknął:
– Posłuchaj, ty mały gnoju…
– Daruj sobie – wtrącił się Cross spokojnym, opanowanym i niemal groźnym tonem, wchodząc między chłopaków.
Drake się zatrzymał, jego ręka zawisła w powietrzu, wzrokiem ciskał w Crossa gromy.
Cofnął się i opuścił rękę. Wydawał się skołowany, zamrugał parę razy, by odzyskać kontrolę.
Patrzyłam to na Drake’a, to na Race’a i zobaczyłam niechęć, jakiej nie widziałam już dawno, a przynajmniej nie pomiędzy członkami rodziny. Potem sobie przypomniałam, że ojciec Race’a spał z matką Drake’a. Ich ojcowie byli braćmi. To wszystko było popaprane.
Spojrzałam na Crossa stojącego obok. Obrócił się do mnie, jakby wyczuł mój wzrok. Musnął moją dłoń, wzdłuż ręki przeszył mnie dreszcz.
Chciałam zostać z nim sam na sam. W tej chwili. Zapomnieć o wszystkim, co złe w moim życiu. Tylko on i ja. Tylko wtedy wszystko było dobrze.
– Jasne – warknął Drake i przeczesał dłonią włosy. Machnął na członków swojej ekipy. – Idziemy. W tym mieście